środa, 27 lipca 2016

ROZDZIAŁ XXII

-Cześć Nataniel- uśmiechnęłam się smutno- Jak się czujesz?
-Kim jesteś?- zapytał dziwnie na mnie patrząc.
-Nataniel- zaśmiałam się i podeszłam bliżej.
-Nie podchodź do mnie!- krzyknął, a na jego twarzy malowało się zdziwienie i przerażenie. Mimowolnie cofnęłam się o krok.
-Nataniel- szepnęłam.
-Co się dzieje?- do sali weszła matka chłopaka.
-Mamo, kim ona jest?- rzucił od razu, gdy ją zobaczył.
-Och, nie pamiętasz jej?- ton jej głosu był dziwny. Chłopak popatrzył jeszcze raz na mnie i z powrotem na rodzicielkę.
-Nie.
-Wiesz- Patricia odwróciła się w moją stronę- To chyba nie jest najlepszy moment.
-Racja, przyjdę jutro.
-Chyba nie rozumiesz- uśmiechnęła się.
-Nie rozumiem- popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem.
-Widać nie chciał o tobie pamiętać.
-Ale...
-Nie ma żadnego „ale”. Nie życzę sobie, abyś odwiedzała mojego syna- jej słowa były jak cios prosto w twarz.
-Chyba pani żartuje...
-Bezczelna- otworzyła drzwi, sugerując mi, aby natychmiast stąd wyszła. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Chwilę stałam osłupiała, po czym, wolnym krokiem wyszłam z sali. 

OCZAMI NATANIELA

-Co ty sobie wyobrażasz gówniarzu?! Myślisz, że wyprowadzisz się z domu?!
-Tak, taki mam zamiar- odpowiedziałem chłodno.
-Patricio trzymaj mnie, bo zaraz oszaleję!
-To stało się już dawno.
-Coś ty powiedział?- warknął, a jego ręka wylądowała na mojej głowie, po czym osunęła się na kark- Myślisz, że pozwolę ci wynieść się z domu, żeby mieszkać z tą cholerną ladacznicą?
-Ona nie jest ladacznicą- syknąłem i odparłem kolejny atak. Zaczęliśmy przesuwać się coraz bliżej schodów.
-Jest zwykłą s u k ą- specjalnie przeciągnął ostatnie słowo. W tym momencie doszło do szarpaniny pomiędzy nami, ale ja nie dawałem sobą pomiatać.
-Zabraniam ci tak o niej mówić- krzyknąłem na cały głos. Niestety chwilę po tym, ojciec popchnął mnie. Ponieważ staliśmy blisko krawędzi... zrzucił mnie ze schodów. Ostatnie co pamiętam to jego szyderczy śmiech. Czułem jak upadam na zimną posadzkę, po czym straciłem całkowicie przytomność.
Gdy się obudziłem nie wiedziałem gdzie jestem. Leżałem na miękkim łóżku w białej sali, w której panował półmrok. Z lewej strony padało delikatne światło lampki nocnej. Zobaczyłem postać siedzącą koło łóżka.
-Synku- odezwała się.
-Mamo?- pomrugałem kilka razy oczyma- Gdzie ja jestem?- próbowałem wstać.
-Spokojnie, leż- powstrzymała mnie- Leżysz w szpitalu.
-Szpitalu? Jak tu trafiłem?
-Spadłeś ze schodów- uśmiechnęła się szeroko.
-Sam?- zmarszczyłem czoło.
-Tak. Potknąłeś się o coś i spadłeś- zawiesiła głos. Za chwile przyszła Amber i porozmawialiśmy chwilę, po czym poinformowała mnie, że ktoś jeszcze czeka, aby ze mną porozmawiać. Wyszła. Po chwili wprowadziła jakąś dziewczynę. 
-Cześć Nataniel- uśmiechnęła się smutno- Jak się czujesz?
-Kim jesteś?- zapytałem dziwnie na nią patrząc.
-Nataniel- zaśmiała się i podeszłam bliżej.
-Nie podchodź do mnie!- krzyknąłem. Nie miałem pojęcia kim ona jest. Cofnęła się.
-Nataniel- szepnęła.
-Co się dzieje?- do sali weszła matka. Zaczęła z nią rozmawiać. Po chwili twarz dziewczyny znacznie posmutniała, w jej oczach pojawiły się łzy. Bez słowa wyszła z pomieszczenia.
-Nataniel- odezwała się po chwili.
-Mogę zostać na chwilę sam? Proszę- matka z wahaniem wyszła, zostawiając mnie samego.
Nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim. Niechętnie uwierzyłem w to, że sam spadłem ze schodów. Miałem jakieś prześwity, ale widziałem je jakby przez mgłę. A ta dziewczyna? Boję jej się? Jest piękna i czuję jakby już skądś ją znał. Znów te mgliste wspomnienia. Wiem, że zadała mi ból. Przez nią wiele przecierpiałem. Nie chciałem jej znać! Mimo to nie mogę wyrzucić jej teraz z pamięci. Ale jak ona ma na imię? Daniela? Doris? Debra? Debra!
-Cholera- wzdrygnąłem się.
OCZAMI ELENY

Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Stałam nieruchomo przez dłuższą chwilę. Po czasie pod salę przyszła Amber i bez słowa, lecz z pogardliwym wyrazem twarzy, wyminęła mnie, wchodząc do pomieszczenia.
-Czy to są żarty?- powiedziałam sama do siebie. Miałam zamiar ruszyć w stronę schodów, ale ktoś złapał mnie za ramię. Głupio łudziłam się, że może to Nataniel, że tak naprawdę wszyscy zrobili mi "niezły" żart. Niestety.
-Tak dla jasności, nie zbliżaj się więcej do naszej rodziny. Najlepiej zapomnij o tym wszystkim, rozumiesz? O  w s z y s t k i m- powtórzyła.
-Myślisz, że od tak to zostawię? Że zostawię Nataniela samego?
-Kochana, on sam cię właśnie zostawił. Nie pamięta cię. Póki co, jako jedynej.
-Ale nie zapomniał tego co się stało- dziewczyna nic nie odpowiadała- Pamięta, prawda?
-Ależ ty jesteś naiwna- zaśmiała się.
-A policja?- zaśmiała się po raz kolejny- Jak w ogóle możesz?
-O co ci chodzi?
-Jeszcze przed chwilą byłaś taka miła...
-Tak zwany teatr- zakpiła.
-Jak śmiesz robić takie świństwo własnemu bratu?! Wy wszyscy!
-Słuchaj- warknęła- Nie wtrącaj się w nasze rodzinne sprawy.
-Nie zostawię tego tak, możesz być tego pewna!- zagroziłam jej palcem przed nosem, po czym udałam się w stronę schodów. Szybkim tempem zbiegłam z nich, mało co nie spadając. Gdy znalazłam się w recepcji zwolniłam kroku, aby nie przeszkadzać personelowi. Przekroczyłam wielkie szklane drzwi wejściowe. Delikatnie je zamknęłam, zeszłam ze schodków i jak gdyby nigdy nic skręciłam w prawo i pognałam przed siebie. Ponieważ na dworze panował już półmrok, nie zauważyłam, że skręciłam w złą uliczkę. Może nie tyle złą, ale prowadziła przez ogromny park, gdzie moja droga wydłużała się o dobre trzydzieści minut. Byłam już w samym centrum, więc nie opłacało mi się wracać. Mimo tego, że nie należę do osób, które często się boją, tak teraz odczuwałam lekki niepokój. Odwróciłam się do tyłu i szłam dalej, aż wreszcie wpadłam na kogoś. Odwróciłam szybko głowę i ujrzałam znajomą, łagodną twarz.
-Lysander?- zmrużyłam oczy.
-Eleno, co robisz o tej porze w tym parku?
-To... bardzo skomplikowane- dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, dotarło do mnie co tak naprawdę się stało. Dotknęłam dłonią skroni i nerwowo się zaśmiałam. Wiatr wzmógł się, a mnie przeszedł dreszcz.
-Masz- chłopak od razu zdjął swój płaszcz i ułożył mi go na ramionach. Nie myśląc wiele, włożyłam ramiona w rękawy. Spojrzałam się na przyjaciela i po raz pierwszy zobaczyłam go w samej koszuli. Zaczęłam zdejmować odzienie, ale powstrzymał mnie- Zostaw, tobie przyda się bardziej.
-Dzięki...
-A teraz powiedz co się stało- poprosił. Usiedliśmy na ławce i opowiedziałam mu o całym dzisiejszym zajściu.
-Jesteś pewna, że to co mówiła jego matka to prawda?- zmarszczył czoło.
-Teraz nie jestem pewna niczego. Ale, jej zachowanie nie wskazywało na to, żeby kłamała, dopiero później- zawiesiłam głos- Trochę tak, jakby cieszyła się, że on mnie nie pamięta.
-Nie możemy wyciągać pochopnych wniosków- powiedział ze spokojem.
-Ale to nie było normalne! Sam przecież wiesz jacy oni...- popatrzyłam na jego delikatny uśmiech i westchnęłam- Ech, może i masz rację.
-Na pewno mam- położył rękę na moim udzie, po czym szybko ją zabrał, a jego twarz poczerwieniała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-A tak z innej beczki, co u Kastiela?
-U Kastiela?- zamyślił się, jak gdyby nie chciał wyznać prawdy- Szczerze mówiąc, odkąd przyjechał, nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Poza tym musiał odebrać swoją kuzynkę z lotniska. Dlaczego pytasz?
-Em, tak jakoś. Po prostu. Nie widziałam go dziś.
-Nie?
-Nie- zaprzeczyłam szybko.
-Czy w Los Angeles nie stało się nic... no wiesz, między tobą a Kastielem.
-Nie mówił ci nic?
-Jak już mówiłem, nie rozmawialiśmy długo.
-Ach...
-Przed wylotem powiedział mi jedynie, że musi wyjaśnić z tobą jakąś sprawę i nie może ona czekać ani chwili dłużej.
-Nie kwapił się do wyjaśnienia czegokolwiek.
-Wiesz, Kastiel ma czasami swoje dziwne pomysły.
-Tak, wiem... Może, może nie mówmy już o nim, hm? Pomówmy o czymś przyjemniejszym. Napisałeś ostatnio jakiś wiersz?
-Tak, nawet dwa.
-Będę mogła kiedyś przeczytać choć jeden?
-Może- zaśmiał się. Wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy przed siebie. Rozmawialiśmy głównie o twórczości Lysandra i o sztuce. Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nie zwróciliśmy uwagi, na to, że idziemy razem pod rękę. Było mi z nim naprawdę dobrze, czułam się przy nim swobodnie. Gdy Lysander opowiadał mi o jednym z wierszy, podniosłam głowę do góry, spoglądając w gwieździste niebo.
-"A twe oczy niczym gwiazdy błyszczące"- dokończył swoje dzieło i podążył za moim wzrokiem- Są piękne, prawda?
-Tak, bardzo- powiedziałam rozmarzonym głosem. Staliśmy chwilę w ciszy.
-Chyba powinniśmy już wracać. Będą się o ciebie martwić- odezwał się po chwili.
-Tak, masz rację.
Ruszyliśmy przed siebie w ciszy, nadal podziwiając gwiazdy na niebie. Wreszcie znaleźliśmy się pod moim domem.
-To do jutra- uśmiechnął się i ucałował moją dłoń.
-Dobranoc- odwzajemniłam uśmiech. -Do zobaczenia jutro.
Przeszłam przez furtkę. Nie odwracając się, z szerokim uśmiechem na ustach, weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Opuściłam głowę i zauważyłam, że nadal mam na sobie płaszcz chłopaka. Wybiegłam przed dom.
-Lysander!- krzyknęłam, jednak w pobliżu nikogo nie było. Zmrużyłam oczy widząc zbliżającą się postać. Podeszłam w jej stronę.
-Co robisz o tej porze na dworze? Już dawno po dobranocce- zaśmiał się.
-Kastiel?
-Spodziewałaś się kogoś innego?
-Szczerze powiedziawszy, tak- burknęłam.
-Kogo?- zapytał lekko poirytowany- I co ty masz na sobie? Czy to jest płaszcz Lysandra?- prawie krzyknął.
-Tak, a co?
-Spotykasz się z nim?
-Nie. Zresztą, co cię to interesuje. Nie powinieneś być ze swoją „kuzynką”?- spytałam robiąc w powietrzu cudzysłów.
-Jesteś zazdrosna.
-Nie- ucięłam jego śmiech- Za to ty o Lysandra owszem.
-Nie spotykasz się z nim.
-Może i nie, ale tak czy inaczej, nie powinno cię to interesować.
-Dobra, możemy się nie kłócić?- popatrzyłam na niego wyczekująco- Chcę porozmawiać.
-Ostatnio nie chciałeś tego robić. A później zwiałeś zostawiając jakąś kartkę- dodałam po chwili.
-Wiem, to było głupie. Ale musiałem odebrać kuzynkę z lotniska. Leci do swoich rodziców i miała tu przesiadkę. Nie jest wystarczając dorosła, żeby poradzić sobie samej.
-I rozumiem, że z wielką chęcią poleciałeś jej pomóc?
-Nie- odetchnął głęboko- Szczerze?- kiwnęłam głową- Byłem zły. Ba, byłem wściekły za to co mi powiedziałaś. Nie dociera do mnie, że wybrałaś jego zamiast mnie.
-Kastiel…
-Nie przerywaj mi. W czym on jest lepszy ode mnie? Nie pamiętasz naszych wspólnych chwil? Tych przed szkołą, koło muru? Gdy razem zajmowaliśmy się Tobby’m? Kiedy specjalnie dla ciebie przyleciałem? A ten dupek? Nie zrobił nic! Nie pamiętasz jak się kochaliśmy? Wiem, skłamałem wtedy. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Było nam razem dobrze!- zawiesił głos- Nadal może być… Musisz tylko jeszcze raz dać nam szansę.
-Ja…- chłopak rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego- To wszystko jest takie trudne.
Poczułam jak przybliża się do mnie. Jego ręka, która wcześniej obejmowała moje plecy, znajdowała się teraz na mej talii. Staliśmy twarzą w twarz. Spojrzał mi głęboko w oczy, aż przeszedł mnie dreszcz. Nie odrywał ode mnie wzroku ani na sekundę. Uniósł prawą dłoń i pogładził mnie po policzku. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego miękką skórę. W tym momencie chwycił mój podbródek, uniósł go do góry i musnął moje wargi swoimi ustami. Były takie gorące i wilgotne. Czułam, że trwało to dłużej niż w rzeczywistości. Gdy powoli zaczął odsuwać swoją twarz od mojej, spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Smutnym, gdyż pragnęłam więcej. Chłopak, jakby wyczuł to, ponieważ w jednej chwili znów mnie pocałował, wplatając swoje palce w moje włosy. Tym razem bardziej zmysłowo. Pocałunki były krótkie, jednak bardzo delikatne i romantyczne. Zarzuciłam swoje ręce na szyję chłopaka i delikatnie wspięłam się na palcach. Tym razem nie pozwoliłam, aby ostatni pocałunek skończył się szybko. Przeciągałam go, a Kastiel nawet nie protestował. Mruknęłam i poczułam jak usta czerwonowłosego wyginają się w półuśmiechu. Po skończonej czułości, z rozwartymi ustami, spojrzałam mu w oczy.
-Czy to znaczy tak?- zapytał z nadzieją. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami i powoli zaczęłam się cofać.
-Oddaj mu to, proszę- zdjęłam z siebie płaszcz i podałam go chłopakowi.
-Elena!- krzyknął, gdy uciekłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Pobiegłam do siebie do pokoju i szlochając, rzuciłam się na łóżko.

_________________________________________

Tak więc już jest! Zachęcam do komentowania i głosowania, a ja lecę pisać dalej :3

czwartek, 7 lipca 2016

ROZDZIAŁ XXI

Moim oczom ukazało się 6 nieodczytanych wiadomości. Każda była od tego samego numeru. Od Nataniela.
Wzięłam głęboki oddech i zablokowałam telefon. Nie chciałam popsuć sobie reszty dnia.
Gdy dojechaliśmy, zabrałam torby z zakupami i zaniosłam je do swojego pokoju. Dopiero tam poczułam jaka jestem zmęczona, jak bardzo zakupy były wyczerpujące. Nie zastanawiając się długo poszłam do łazienki i odkręciłam kurek, tym samym, napełniając wannę gorącą wodą. Dosypałam olejki i proszki do kąpieli i wróciłam do pokoju. Wyjęłam z jednej z toreb bluzkę, która miała nadruk czaszki. Sama nie wiem dlaczego ją kupiłam. Kojarzy mi się z Kastielem, a przecież to właśnie o nim usiłowałam teraz zapomnieć. Rzuciłam T-shirt na łóżko i zamykając oczy, odchyliłam głowę do tyłu.
-Kurwa- rzuciłam i bez namysłu poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam zdejmować ubrania. Po chwili spojrzałam na swoje nagie odbicie. Lustrowałam je od góry do dołu. Stanęłam bokiem i wydęłam brzuch- Nie, zupełnie nie do twarzy mi z ciążą- powiedziałam z grymasem. Spojrzałam raz jeszcze i zobaczyłam za sobą obejmującego mnie Nataniela. Potrząsnęłam głową i odeszłam od tafli szkła. Włączyłam muzykę z telefonu i weszłam do wanny pełnej wody. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o brzeg wanny. Zaczęłam podśpiewywać jedną z piosenek. Po chwili śpiewałam coraz głośniej i głośniej, aż wreszcie mój głos był czysty i donośny.
Obudziłam się po niespełna godzinie. Zasnęłam w wannie. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Wyszłam z wanny, wytarłam się, przebrałam i poszłam spać. Obudziłam się po 9, więc miałam bardzo mało czasu, ponieważ babcia miała wyjechać o 9:30, aby nie spóźnić się na dzisiejszą operację. Szybko uporałam się z poranną toaletą, ubrałam się i gotowa czekałam w samochodzie. Gdy wszyscy wsiedli, ruszyliśmy. Mówiąc wszyscy, miałam na myśli rodziców, babcię, Aghatę i siebie. Gdy dojechaliśmy, przyjęto babcię, która przebrała się w szpitalny strój. Muszę przyznać, że całkiem do twarzy było jej w białej koszuli. Posiedziałam z nią sam na sam w sali, aż przyszedł lekarz, aby powiadomić, że za 5 minut pojadą na salę. Susana nie martwiła się tym wcale. Wręcz przeciwnie, śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Gdy babcia pojechała na salę, my poszliśmy do bufetu.
-To kiedy wracamy?
-Hm?- spojrzałam na Aghatę.
-No kiedy masz ochotę wracać- powiedziała mama wpychając sobie rogalika do buzi.
-Chyba musimy poczekać aż Susana wyjdzie...
-Wychodzi jutro- tata mrugnął.
-Jutro? Cóż, nie chciałabym od razu po jej operacji wracać. Myślę, że... chyba w poniedziałek możemy wracać. Posiedzimy tu jeszcze kilka dni i wrócimy, okej?- zwróciłam się do ciotki.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła się.
Po 15 minutach wyszliśmy z bufetu i udaliśmy się do samochodu, gdyż lekarz powiedział nam, że odwiedziny nie będą teraz dozwolone. Nie protestowaliśmy, wiedzieliśmy, że Susana sobie poradzi. Gdy dojechaliśmy do domu zaczęłam szukać Kastiela, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Spotkałam za to Kentina.
-Jak się czujesz?- zapytał.
-W porządku, odprowadziliśmy babcię i w sumie to szukam Kastiela, nie widziałeś go może?
-Nie, niestety. A właśnie... nie wiesz czy w twojej szkole nie ma wolnych miejsc?
-Chcesz powiedzieć, że...
-Tak, mam zamiar się tam zapisać.
-To genialnie!- rzuciłam mu się na szyję. W tym właśnie momencie, przez ramię Kentina, zauważyłam Kastiela- Wybacz, porozmawiamy za chwilę.
Ruszyłam w stronę czerwonowłosego, który ruszył z powrotem na górę. Weszłam za nim do jednego z pokoi.
-Kastiel, możemy porozmawiać?
-Nie.
-Proszę cię- zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam obok niego na łóżku- Nie chcę się znów z tobą kłócić.
-Więc nie zwalaj winy na mnie.
-Zawiniliśmy oboje, dobrze o tym wiesz.
-Rzuciłaś się na mnie.
-Kastiel- położyłam mu rękę na udzie. Zasłonił twarz rękoma i przejechał po niej.
-Wiem, nawaliłem po całej linii- westchnął.
-Nie tylko ty- uśmiechnęłam się, a on delikatnie mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Jego usta były takie miękkie. Przejechał palcami wzdłuż mojej talii i zatrzymał dłoń na udzie, kierując ją coraz wyżej, jednocześnie cały czas mnie całując. Oddałam się chwili, jednak po kilkunastu sekundach odsunęłam się od niego- Kastiel, nie.
Ten nie słuchał protestu, położył mnie na łóżku i przygniótł ciężarem swojego ciała. Zamknęłam oczy i poczułam jak dotyka mojej nagiej skóry. Mimowolnie przed oczyma pojawiła mi się postać Nataniela. Jęknęłam.
-Nat- powiedziałam prawie niesłyszalnie. Kastiel zaczął całować mnie coraz gwałtowniej. Nie sprawiało mi to przyjemności. Odepchnęłam go na długość swoich rąk- Przestań.
-Nie chcesz przeżyć rozkoszy po raz kolejny?- powiedział, po czym zaśmiał się- Możemy spróbować czegoś nowego, znam wiele pozycji.
-Jak na "prawiczka" jesteś nad wyraz chętny i obeznany.
-Na kogo? Jakiego prawiczka?- zaśmiał się, jednak po chwili zreflektował się, że sam się wkopał.
-Jasne- zaśmiałam się ironicznie i szybkim ruchem wstałam z łóżka.
-Nie, to nie tak- ruszył za mną.
-A jak?! Powiedz po prostu, że chciałeś zabawić się z kolejną naiwną laską.
-Nie chciałem.
-Czyżby?- powiedziałam z pogardą.
-Kurwa, ty nic nie rozumiesz.
-Więc mi to wytłumacz!
-To nie jest takie proste- uciął.
-Jasne- prychnęłam i odwróciłam się w stronę drzwi.
-Po prostu- zaczął, a ja przystanęłam- Wkurwia mnie to, że zawracasz sobie głowę tym idiotą.
-Mówisz o Natanielu?
-No przecież mówię o tym kretynie.
-Nie wyzywaj go- warknęłam.
-Dlaczego ty go tak bronisz?
-Bo go kocham!- w tym momencie na twarzy Kastiela pojawił się nieznany mi dotąd widok. Uświadomiłam sobie, że dwie noce wcześniej to właśnie on wyznał mi miłość- To nie tak- złapałam się lewą ręką za skroń. Nie wiedziałam co robić, czy przepraszać go, czy jednak nie. Z jednej strony był to cios w jego serce, z drugiej jednak, to on mnie okłamał. Skąd mogę wiedzieć, że w kwestii kochania mówił prawdę?
-Elena...
-Nie Kastiel. Nie jestem na nic gotowa. Póki co wolę być... sama. Muszę to wszystko sobie poukładać.
-Więc seks nie miał dla ciebie żadnego znaczenia?- warknął.
-Oczywiście, że ma! Ale to czego oboje się dopuściliśmy... ja muszę się z tym uporać.
-Nie możesz zostać z tym sama- powiedział wskazując na mój brzuch.
-Muszę. Sama- zabrałam od niego rękę, którą usiłował złapać.
-Ale...
-Nie Kastiel. Tak będzie lepiej- odwróciłam się od niego i podeszłam do drzwi. Odwróciłam się ostatni raz do chłopaka- Przepraszam- powiedziałam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam zostać sama. Byłam rozdarta. Pobiegłam do pokoju i trzasnąwszy drzwiami rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać, byłam bezsilna, a co najgorsze, było duże prawdopodobieństwo, że jestem w ciąży.
Reszta dni w Los Angeles na szczęście minęła. Odebraliśmy babcię Susanę, z którą spędziłam resztę czasu tutaj.  Z Kastielem nie rozmawiałam wiele,wymienialiśmy jedynie pojedyncze zdania. Przedostatniego dnia szukałam go, lecz nie mogłam znaleźć. Myślałam, że wyszedł na miasto, lecz gdy zauważyłam kartkę leżącą na moim biurku, wiedziałam, że wyjechał szybciej. Bardzo żałowałam, że to zrobił, jednak czułam ulgę, że nie będę musiała spędzić z nim kilkunastu godzin w samolocie, które miałam zamiar przespać.
Pożegnałam się ze wszystkimi i obiecałam, że przy najbliższej okazji znów przyjadę, tym razem na dłużej.
-Elena!
-Kentin?- zapytałam pakując torby do bagażnika.
-Mam dla ciebie niespodziankę- popatrzyłam ze zdziwieniem na niego i jego bagaż, który trzymał w ręku- Mówiłem, że mam zamiar przepisać się do Słodkiego Amorisa, prawda?- otworzyłam jeszcze szerzej oczy- Lecę z tobą!
-Naprawdę?!- wrzasnąłem i rzuciłam mu się szczęśliwa na szyję.
-Cieszę się, że podoba ci się ten pomysł- odwzajemnił mój uścisk.
Tym sposobem w domu zyskałam nowego współlokatora, z którym przegadałam ponad połowę lotu. Mimo tego, że nie było to idealne miejsce, zwierzyłam mu się z sytuacji z Kastielem. Rozumiał mnie i obiecał, że pomoże mi najlepiej jak będzie umiał,
-Hej, pobudka- obudził mnie, gdy mieliśmy zbliżać się do lądowania. Półprzytomna zapięłam pasy. Popatrzyłam przez okno i już widziałam moje ukochane miasto. Rozbudziłam się, nie mogłam się doczekać kiedy spotkam się z Violettą i Rozalią. Tak bardzo mi ich brakowało. Gdy wysiedliśmy, odebraliśmy bagaże i już wychodziliśmy z lotniska zamurowało mnie. Moim oczom ukazał się Kastiel.  Nie był sam, odbierał z lotniska pewną szatynkę, która była naprawdę skąpo ubrana. Nie mogłam uwierzyć w to, że wrócił szybciej specjalnie po nią. Mimo to, wiedziałam, ze byłam temu winna. Zrezygnowana odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą dwie postacie.
-Witamy z powrotem!- krzyknęły i przytuliły mnie.
-Matko, skąd wiedziałyście, że tu będę?- nie mogłam się nadziwić, że Violetta i Rozalia przyjechały na lotnisko specjalnie po mnie.
-Mówiłaś nam, nie pamiętasz już?- zaśmiała się fioletowłosa.
-Ale to już nieważne- powiedziała białowłosa- Teraz musisz opowiedzieć nam W S Z Y S T K O.
-Nie ma czego opowiadać- jęknęłam, na co obie dziewczyny uniosły brwi i popatrzyły na mnie z politowaniem- Naprawdę- próbowałam je przekonać.
-Już my dobrze wiemy- szturchnęły mnie.
-Zapomniałabym- przywołałam chłopaka gestem- Poznajcie mojego przyjaciela, Kentina.
-Czy my się skądś nie znamy?- powiedziała zalotnie, a szatyn popatrzył na nią lekko zmieszany.
-Spokojnie, Rozalia tylko żartuje- odetchnął z ulgą- A to Violetta, moja druga najlepsza przyjaciółka- przedstawiłam ich sobie.
-A czy to nie?- pokazała palcami grubość, przypominając co mówiłam o starych okularach chłopaka. Kiwnęłam delikatnie głową informując zarazem, aby tego nie przypominać.
-No to co- zaczęła druga z dziewczyn- robimy dzisiaj nocowanie?
-Proszę?- spytałam.
-Nocowanie- powiedziała z przekąsem Violetta.
-Och- spojrzałam na ich torby- To pytanie czy raczej informacja, do której mam się dostosować?- dziewczyny tylko szeroko się uśmiechnęły i wsiadły z nami do auta, z czego ciocia Aghata była bardzo zadowolona.
Gdy dojechaliśmy, kazałam dziewczynom iść do mnie do pokoju, jednak one wolały siedzieć w kuchni z Aghatą i słuchać jej opowieści z Ameryki. Ja natomiast zabrałam Kentina na drugie piętro i pokazałam mu jego tymczasowy pokój.
-Mam nadzieję, że zostaniesz tu dłużej niż tylko trochę.
-Obiecuję- powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Myślałam, że odpłynę bardzo szybko, jednak myliłam się. Rozmawiałam z dziewczynami bardzo długo. One opowiadały mi o tym, co działo się w szkole i o tym, że organizuje ona jakieś duże przedsięwzięcie, a ja o całym zajściu z Kastielem, zarówno tym w Los Angeles jak i tym na lotnisku. Niestety nie wiedziały o jaką dziewczynę mi chodziło.
-A co u Nataniela?
-Nie rozmawialiście?- zaprzeczyłam- Ostatnio wszystko w porządku. Bardzo się ucieszył, gdy dowiedział się, że wracasz.
-Skąd wie?
-Wszyscy wiedzą. Plotki szybko się roznoszą- skrzywiła się Violetta.
-A mimo to nie przyszedł...- powiedziałam jakby do siebie.
-Czyli nie mówiłaś mu o... no wiesz?
-W życiu- wypaliłam.
-Ale dlaczego nie byłaś u lekarza?
-Moi rodzice... nikt nie wie. Nie chciałam, aby dowiedzieli się w ten sposób. Wydaje mi się, że babcia wie, ale ona, ona dotrzyma sekretu.
-Ale tutaj masz zamiar iść?
-Chyba muszę.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym każda kolejno odpłynęła. Rano, zaspane poszłyśmy do szkoły tylko dlatego, aby z pierwszej ręki dowiedzieć się co organizuje szkoła i odprowadzić Kentina. Niestety nastąpiło delikatne opóźnienie, a o informacji mieliśmy dowiedzieć się dopiero jutro. Liczyłam również na to, że spotkam Kastiela lub Nataniela. Niestety, nie było żadnego z nich. Za to zostałam bardzo ciepło przywitana przez moich przyjaciół. Nawet przez Amber. Mimo tego, że nie dogadywałyśmy się najlepiej, nie było między nami większych kłótni. Bałam się, że gdy dowie się o mnie i Kastielu będzie bardzo źle. Wyglądała dziś naprawdę nieciekawie. Była przybita i rozkojarzona. Nie wyglądało na to, aby była na mnie wściekła. Mimo moich pytań, nie chciała nic mówić. Wykręcała się zdaniem, że „to tylko gorszy dzień”. Po szkole, w której nie działo się dziś zbyt wiele, wróciłam razem z Kentinem do domu.
-I jak? Co dyrektorka organizuje?
-Nic, powiedzą nam dopiero jutro- odpowiedziałam Aghacie siadając w kuchni przy blacie.
-Nic ciekawego? Aż taki nudny dzień?
-Dziwne prawda?- obie byłyśmy zdziwione- Mam wrażenie, że mimo wszystkiego, zachowywali się dziwnie.
-Kto?
-Wszyscy! Z Amber na czele.
-Amber to siostra Nataniela, tak?
-Mhm...
-Może tylko ci się wydaje, kochanie.
-Nie, ona nigdy taka nie była. Coś nie gra i ja o tym wiem.
-Zobaczysz, wszystko się ułoży- nie sądzę- W każdym razie, idziemy zaraz z Nickiem w odwiedziny do Caroline, chcesz iść z nami? Pobawisz się z małym- zaśmiała się.
-Nie, dzięki. Może innym razem. Bawcie się dobrze.
Aghata z Nickiem wyszli, Kentin ćwiczył w swoim pokoju, a ja usiadłam w głębokim fotelu i chwyciłam do ręki pierwszą lepszą książkę. Był to dramat romantyczny, który niesamowicie mnie wciągnął. Nie sądziłam, że coś takiego może zdarzyć się naprawdę. A jednak.
-Halo?
-Elena?! Elena błagam cię, pomóż nam!- usłyszałam załamujący się głos.
-Halo? Amber, co się dzieje?- nie byłam w stanie zrozumieć zlepek słów, które wypowiadała.
-To znów się stało!- jęknęła przerażająco i odezwała się po dłuższej chwili- Nie wiem co robić, błagam cię przyjedź natychmiast!- rozłączyła się.
Nie myśląc za wiele chwyciłam torbę i wybiegłam z domu. Szłam coraz szybszym krokiem. Mijając drugą przecznicę usłyszałam nadjeżdżającą karetkę. Jej sygnał stawał się głośniejszy, aż minęła mnie z zawrotną prędkością. Poczułam jak zamiera mi serce. Nie, przecież to nie do nich, pomyślałam i mimowolnie przyspieszyłam kroku. Byłam zaledwie pare metrów od domu Nataniela.
-Nie!- krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę budynku- Nie, nie nie!- moim oczom ukazał się przerażający obraz. Trójka lekarzy wychodziła z ich domu przewożąc kogoś do karetki. Tym kimś był, nikt inny jak, Nataniel.  Za nimi wyszła Amber i jej mama, która obejmowała ją ciasno. Do oczu napłynęły mi łzy. Dopiero po chwili mój wzrok skierował się na pojazd zaparkowany przed domem. Ten wóz nie należał do państwa Johnson. Należał do policji. Szybko podbiegłam do nieprzytomnego blondyna.
-Nataniel!
-Proszę się odsunąć!
-To mój chłopak! Czy on żyje?!
-Proszę się natychmiast odsunąć!- jeden z mężczyzn prawie krzyknął i wsiadł razem z pozostałymi do karetki. Włączając sygnał odjechali bardzo szybko. Nie wiedziałam co robić, podeszłam do kobiet przed drzwiami.
-Co się stało?- w tym momencie przerwał mi funkcjonariusz, który wyprowadzał z domu ojca Nataniela. W kajdankach. To wstrząsnęło mną do głębi. Z przerażenia zatkałam usta, aby nie wydobyć  z siebie przeraźliwego krzyku.
-To wszystko jej wina!- wrzasnął, gdy tylko mnie zobaczył. Rzucił się na mnie, ale policjant był szybszy i złapał go w ostatnim momencie. Odskoczyłam trzy kroki dalej.
-Rupercie!- krzyknęła jego żona, po czym zaszlochała gorzko.
-Widzisz do czego doprowadziła ta mała suka?!- Patricia tylko odwróciła głowę, zaciskając mocno oczy.
-To wszystko twoja wina!- krzyknęła Amber- Nienawidzę cię!
-Chyba nie chcesz skończyć tak samo?!
-Przestań jej grozić, Rupercie!
-Ja tylko lojalnie ostrz...
-Właź i siedź cicho- przerwał policjant, chowając mu głowę do radiowozu. Sam wsiadł za kierownicę i odjechał. Przez chwilę stałam zamurowana, aż wreszcie się odezwałam:
-Co się stało?- powiedziałam cicho.
-Nic... On nie chciał...
-Przestań! Wiesz dobrze, że zrobił to celowo!
-Amber!- upomniała ją mama.
-Chodź!- chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą, aż wreszcie zniknęłyśmy za rogiem. Wtedy nie wytrzymała i rozpłakała się, osuwając się na ziemię. Złapałam ją, aby nie upadła.
-Powiedz mi co się stało- chwyciłam ją za ramiona.
-To on to zrobił! On! On go nienawidzi!- krzyczała, aż wreszcie pobiegła z powrotem do domu.
-Kurwa- przeklęłam pod nosem i zatrzymałam taksówkę- Do szpitala proszę!
Chciałam dostać się tam jak najszybciej. Chciałam wreszcie wiedzieć co się stało, zobaczyć Nataniela... Ale los był przeciwko. Dobre 10 minut staliśmy w korku. Gdy jednak dojechaliśmy, zapłaciłam kierowcy i podbiegłam w stronę szpitala. Przed wejściem rozpoznałam samochód matki Nata. Weszłam do środka. Wnętrze było przyjazne, aczkolwiek, prócz delikatnej zieleni, dominowała biel, która bardzo mnie odpychała. Zdyszana podeszłam do recepcji i spytałam się o chłopaka. Początkowo pielęgniarka nie chciała mi podać żadnych informacji, lecz po błagalnej prośbie poinformowała mnie, że Nataniel jest w tym momencie operowany. Łzy napłynęły mi do oczu. Recepcjonistka podała mi chusteczkę. Podziękowałam jej i podeszłam do windy, przyciskając guzik, który ją przywołał. Wsiadłam. Drzwi się zamknęły. Wcisnęłam guzik i pojechałam na trzecie piętro, tak jak kazała mi pani z recepcji. Oparłam się o ścianę i zamknąwszy oczy, oddychałam głęboko. Wysiadłam z windy i usłyszałam rozmowę lekarzy. Cofnęłam się i schowałam na rogiem.
-Podobno ojciec go doprowadził do takiego stanu.
-Pobił go?
-Pobił, a później, niby przez przypadek, zepchnął ze schodów. Z tego co słyszałem ma wstrząśnienie mózgu, połamane żebra i chyba lewą rękę.
-Ten ojciec jest normalny? Nie wiem jakim skurwielem trzeba być, żeby zrobić takie świństwo własnemu dziecku.
-Z tego co słyszałem- powiedział ciszej- to nie jest jego synem.
Zamarłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Dowiadywałam się zbyt wielu informacji naraz. Niepewnym krokiem wyszłam zza zakrętu.
-Czego tutaj szukasz?- zapytał jeden z lekarzy.
-Em... ja, ja szukam kogoś, kto powiedziałby mi co dzieje się z moim chłopakiem.
-Chłopakiem?
-Nataniel Johnson. Blondyn, podobno jest teraz operowany- oboje wymienili ze sobą spojrzenia.
-Ach, Johnson. Wszystko w porządku. Ma nieliczne obrażenia, wykaraska się z tego.
-Nie okłamuje mnie pan?- popatrzyłam na niego ze zwątpieniem.
-Skądże, poza tym, takich informacji możemy udzielać tylko komuś z rodziny. A teraz przepraszam, śpieszymy się.
Wyminęli mnie, a ja nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Przede mną znajdowały się jedynie drzwi z napisem „SALA OPERACYJNA” i żadnej żywej duszy. Usiadłam więc na krzesełku i schowałam ręce w dłoniach. Po chwili wykręciłam numer:
-Halo, Rozalia?
-No hej, jak tam?- powiedziała wesoło.
-Możesz... możesz przyjechać?- powiedziałam łamliwym głosem.
-Co się stało?
-Po prostu przyjedź do szpitala, proszę- powiedziałam, po czym rozłączyłam się i łzy popłynęły mi po policzkach. Znów schowałam ręce w dłoniach i oddychałam ciężko. Dopiero po chwili usłyszałam buczenie automatu, który stał niedaleko. Zaczęło mnie ono denerwować i wprawiało w większy niepokój. Po 20 minutach czekania po schodach wbiegła zdyszana Rozalia.
-Co się stało?!- nie powiedziałam nic tylko wybuchnęłam płaczem. Dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła mnie. Opanowałam się i odsunęłam od niej.
-Nataniel- wskazałam na drzwi- Nie wiem dlaczego...
-Operują go?- powiedziała cicho.
-Z tego co podsłuchałam. Wstrząs, żebra, ojciec, ręka, policja, rodzice...
-Spokojnie- posadziła mnie na krześle- A teraz wszystko mi opowiedz.
-No więc...- opowiedziałam jej całe zdarzenie, które miało miejsce przed domem i rozmowę lekarzy, którą podsłuchałam.
-Żartujesz!- zbulwersowała się.
-Nie, nie mam pojęcia co się zdarzyło, ale nie wyglądało to dobrze. Ani trochę.
-Przecież- zmarszczyła czoło- jego ojciec był kilka razu w szkole, czy to na zebraniach, czy... nie wyglądał na takiego frajera.
-Nataniel opowiadał mi o tym, że jego ojciec jest... troszkę agresywny. Ale nigdy nie mówił, że stosował wobec niego przemoc!
-Może się bał?
-Czego?
-Twojej reakcji.
-Przecież bym mu pomogła.
-Może o to chodzi? Może byłoby to dla niego ujmą? Że nie potrafi sobie sam poradzić.
-Ale przecież...
-Może chcesz się przejść do bufetu i napić kawy?
-Nie, zostanę tu...
-Okej, to ja pójdę i zaraz tu wracam, okej?
-Okej- uśmiechnęłam się do niej słabo.
Dziewczyna poszła, a ja wstałam, podeszłam do okna i wbiłam wzrok w drzewo rosnące za terenem szpitala. Ktoś dotknął mojego ramienia. To była matka Nataniela.
-Co tutaj robisz?
-Ja... przyjechałam do Nataniela. Zobaczyć co się z nim dzieje, martwię się- oczy mi się zaszkliły.
-Niepotrzebnie, wracaj do domu- ton jej głosu był niesamowicie surowy.
-Nie- powiedziałam stanowczo- To mój chłopak i zostanę przy nim do końca.
-Ech- westchnęła- to dla nas trudny okres, Eleno- kiwnęłam głową na znak, że rozumiem- Odkąd wyjechałaś do Los Angeles wszystko się popsuło- usiadła i wskazała mi miejsce obok, abym zrobiła to samo.
-To znaczy?- zapytałam.
-Nataniel... bardzo się zmienił. Chyba się załamał, zaczął chodzić na różne imprezy, zadawać się z dziwnymi osobami. Obawiałam się, że nawet zaczął coś brać, ale może mi się tylko wydawało...
-Wie pani, Nataniel jest rozsądny, nie sądzę, aby zrobił coś takiego...
-Też mi się tak wydaje- znów westchnęła- Ale kiedy oświadczył, że się wyprowadza... Jego ojciec wpadł w szał. Uderzył go, a on mu oddał. W ostatniej chwili wybiegł z mieszkania i nie wrócił na noc. Może to i lepiej, bo nie wiem co by się stało. Nocował u jakiegoś kolegi. Gdy wrócił, Rupert udawał, że nic się nie stało, bo Nataniel nie poruszał już więcej tematu wyprowadzki. Aż do teraz. Gdy dowiedział się, że wróciłaś... on chciał zacząć wszystko od nowa. Matko, Rupert wpadł w taki szał... To działo się tak szybko- złapała się za usta- Nie byłam w stanie go powstrzymać!
-Spokojnie, to nie pani wina- położyłam jej rękę na ramieniu, mimo że sama miałam ochotę krzyczeć i zabić tego człowieka.
-On go zepchnął! Popchnął jak jaką rzecz, a wtedy on... Boże- zapłakała gorzko. A co jeśli nie przeżyje...- powiedziała po dłuższej chwili, jakby do siebie.
-Proszę nawet o tym nie myśleć! Słyszałam- ugryzłam się w język.
-Co takiego?
-Rozmawiałam z lekarzem- powiedziałam po chwili.
-Podobno nic takiego mu się nie stało- uśmiechnęła się smutno.
-Słyszałam ich rozmowę, gdy nikogo nie było w pobliżu.
-Co mówili?- zapytała z nadzieją?
-Ja... Nie wiem czy powinnam.
-To mój syn.
-Oni- wstałam i odwróciłam się do niej tyłem.
-Oni co?
-Mówili, że ma złamaną rękę, połamane żebra i wstrząs mózgu... Ale mamy być dobrej myśli! Nataniel to dzielny chłopak i sama pani o tym wie.
Nie powiedziała już nic. Po chwili przyszła Rozalia z kawą, którą oddałam pani Johnson. Podziękowała, a my z Rozalią udałyśmy się do toalety.
-Gadałaś z nią?
-Tak, wszystko mi opowiedziała.
-I co?
-I to wszystko moja wina- popatrzyłam na swoje lustrzane odbicie.
-Hej, hej, jaka twoja? Powiedziała ci to? Wprost?
-Nie, nic takiego nie mówiła, chyba nawet o tym w taki sposób nie myślała. Ale to zaczęło się odkąd wyjechałam- znów opowiedziałam jej o tym, o czym rozmawiałam z Patricią.
-Żartujesz...
-Nie.
-Przecież jego nie można nazwać ojcem! A właśnie...
-Co ty, nie pytałam. To raczej zbyt drażliwy temat. Ona sama używała określenia „jego ojciec”, więc może to tylko plotka.
-Oby...
Opłukałam twarz lodowatą wodą i wyszłam na korytarz. Usiadłyśmy i czekałyśmy około dwóch godzin, aż lekarz wyszedł porozmawiać z matką poszkodowanego. Po chwili wróciła do nas.
-I co powiedział lekarz?
-Może mieć częściową amnezję- powiedziała, po czym podeszła do windy i pojechała dwa piętra wyżej, gdzie Nataniel miał leżeć.
-Nie... nie będzie jej miał. Nie on, nie, nie, nie- mówiłam, a Rozalia poprowadziła mnie w stronę drugiej windy, którą również udałyśmy się na piąte piętro. Wbrew pozorom, ten szpital jest naprawdę ogromny. Zobaczyłyśmy jak jego matka wchodzi do sali. My zostałyśmy. Lekarz zabronił wchodzić większej liczbie osób. Nataniel leżał nieprzytomny, a Patricia cały czas przy nim czuwała. Około godziny 20 Rozalia powiedziała, że musi już iść, a ja nie zatrzymywałam jej.
-Na pewno sobie poradzisz?
-Tak, muszę- uśmiechnęłam się słabo.
-Trzymaj się- uścisnęła mnie mocno i wsiadła do windy.
Byłam bardzo zmęczona. Zeszłej nocy nie spałam, więc dało się to we znaki. Położyłam się na krzesełkach, zamknęłam oczy i przysnęłam. Po jakimś czasie ktoś potrząsnął mnie za ramie. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam kręcone blond włosy.
-Hm?- powiedziałam przecierając oczy.
-Nataniel się wybudził, a lekarz pozwolił ci go odwiedzić, więc jeśli chcesz...- od razu zerwałam się na równe nogi.
-A czy on pamięta?
-Tak, póki co pamięta wszytko- uśmiechnęła się ciepło.
Amber weszła pierwsza i zawołała mamę, chcąc dać nam chwilę sam na sam. Przechodząc, położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się. Zamknęłam za nimi drzwi, odetchnęłam głęboko i odwróciłam się w stronę chłopaka. Podeszłam bliżej.
-Cześć Nataniel- uśmiechnęłam się smutno- Jak się czujesz?
-Kim jesteś?- zapytał dziwnie na mnie patrząc.

_____________________________

Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam wiele rzeczy na głowie, a całe opowiadanie, które miałam na komputerze mi się usunęło ;/
Ale już powracam! I zachęcam do komentowania :3

czwartek, 3 marca 2016

ROZDZIAŁ XX

Nie wiedziałam czy zrobiłam dobrze. Rozum mówił mi, że nie. Natomiast serce... Serce miało rację.
Obudził mnie okropny sen. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Odruchowo moja prawa ręka wylądowała na miękkiej skórze. Spojrzałam na nią, wrzasnęłam i zakryłam szybko usta swoimi rękoma. Ostrożnie uniosłam cienką kołdrę, która okrywała moje nagie ciało. Ujrzałam ten widok i ciężko westchnęłam. Czyli jednak to zrobiłam? Kurwa, kurwa, kurwa! Wstałam i chwyciłam telefon do ręki. Założyłam szlafrok, który bezwładnie leżał na jednym z foteli i po cichu wyszłam na balkon. Wykręciłam numer do Rozalii i zadzwoniłam.
-Halo?
-Hej Roza, nie obudziłam cię?
-Nie, spoko, jeszcze nie śpię.
-Okej, połączę jeszcze z Violką, bo muszę wam coś powiedzieć- wybrałam numer fioletowłosej i stworzyłam konwersację.
-Tak?- odezwała się po drugiej stronie.
-Dobra- zaczęłam- jest sprawa. Dosyć poważna. Więc... Kastiel tu przyleciał- dziewczyn wcale ta informacja nie zdziwiła- Hej, nie dziwi was to?- słyszałam tylko głuchą ciszę- Viola? Roza?
-Noo...- odezwała się po chwili pierwsza- Bo to był pomysł Rozalii!- palnęła.
-Nieprawda!- broniła się- Nie chciałyśmy źle Elenka. Myślałyśmy, że on cię jakoś pocieszy... To znaczy wiesz, ktoś bliski, ktoś z nas, a skoro on i tak nie interesuje się szkołą too...
-Nataniel wie?
-Nataniel do nikogo się nie odzywa. Podobno wrócił niedawno do domu i nie było zbyt ciekawie.
-To znaczy?
-To znaczy- tym razem głos zabrała Violetta- że urządził domownikom niezłe piekło. Wrócił trochę podpity, ostro pokłócił się z Amber i rodzicami...
-Ech, ale to chyba nie jest aż tak straszne, no nie?
-Niby nie. Gdyby nie fakt, że zapowiedział, że się wyprowadza, bo nie zniesie dalszego życia z idiotami- zacytowała.
-Co?!- wrzasnęłam- I mówicie mi to dopiero teraz?!
-Myślałyśmy, że śpisz. Chciałyśmy o tym porozmawiać rano. A raczej wieczorem... No, kiedyś.
-Rozalia- powiedziałam zdenerwowana- o takich sprawach powiadamiajcie mnie niezależnie od pory dnia i nocy, okej?- przytaknęły obie- Kurwa, w jeden dzień... W jeden dzień wszystko może się tak skomplikować- westchnęłam ciężko- Zrobiłam to- wypowiedziałam to szybciej niż wzięłam oddech.
-Ale co konkretnie?
-Dzwoniłam do Nataniela i słyszałam, że jest w barze, później, że jest z jakąś dziewczyną. Przyjechał Kastiel, nie wytrzymałam i zrobiłam to z nim- powiedziałam całkiem poważnie.
-Chcesz powiedzieć...
-Że uprawiałaś z Kastielem seks?- dopowiedziała białowłosa.
-Tak. Boże, co ja najlepszego zrobiłam- złapałam się za czoło.
-Ej, nie zrobiłaś niczego złego!
-Ale Nataniel...
-Nataniel to przeszłość!- skarciła mnie fioletowłowa.
-Może macie racje... Ale cholera, jeszcze dwa dni temu byłam z nim w szczęśliwym związku, przecież nie mogę o nim od tak zapomnieć!- byłam na siebie taka wściekła- Cholera, Kastiel chyba tu idzie! Muszę kończyć, odezwę się później!- rozłączyłam się i odwróciłam w stronę dobiegających odgłosów. Ujrzałam nagą sylwetkę.
-Co tutaj robisz mała?- zapytał z uśmiechem.
-Uh, no, chciałam... Em... Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem- jąkałam się, a chłopak podszedł do mnie i objął mnie od tyłu całując w głowę. Staliśmy tak i patrzyliśmy przed siebie, na piękny krajobraz- Idź do łóżka, ja zaraz przyjdę- wymusiłam uśmiech. Czerwonowłosy obrócił mnie i wpił swoje usta w moje. Całował mnie dłuższą chwilę, aż wreszcie przerwał, zaśmiał się i wszedł do pomieszczenia. Niestety mnie nie było do śmiechu. Moje oczy z powrotem powędrowały w stronę, zapierających w dech w piersiach, widoków. Wbiłam wzrok w gładką taflę oceanu. Poczułam się, jakbym tonęła. Nie mogłam złapać powietrza ani zapanować nad oddechem. Przez dłuższą chwilę z tym walczyłam, aż wreszcie, po kilkunastu głębokich wdechach, udało mi się zapanować nad sytuacją. Osunęłam się na posadzkę i z wściekłość uderzyłam w nią pięścią, klnąc przy tym jak szewc. Nie rozumiałam co się ze mną dzieje. Z jednej strony bardzo tęskniłam za Natanielem. Było nam razem tak dobrze... Z drugiej jednak, przeżyłam z Kastielem swój pierwszy raz. Przyznałam przed samą sobą, że go kocham. On sam powiedział mi, że mnie kocha! Jednak, gdy dowiedziałam się dzisiaj o Nacie... Poczułam się okropnie. Tak bardzo się o niego martwiłam. Tak cholernie chciałam go przeprosić i przytulić, znów poczuć jego bliskość... Czułam się, jakbym go zdradziła. Ale przecież zrobiłam to z własnej woli. Z własnej woli, świeżo po rozstaniu. Czyżbym chciała zapomnieć? Seks nie jest lekarstwem na zapomnienie! Nie ten pierwszy raz! Kurwa! Chłodny powiew wiatru wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na ekran telefonu. Wskazywał 4:13. Postanowiłam pójść się położyć i pomyśleć o tym rano. Tak też zrobiłam. Gdy byłam już koło łóżka, ujrzałam śpiącego chłopaka. Zrobiło mi się go żal. Żal, że sama nie potrafię się zdecydować. Ułożyłam się na drugim końcu łóżka, jak najdalej od niego. Niestety, jakby wyczuł moją obecność, przysunął się i objął mnie od tyłu, w talii. Zacisnęłam oczy i udawałam, że wszystko gra. Wsunął swoją głowę między moje gęste włosy, co jeszcze bardziej krępowało moje ruchy. Jakimś cudem udało mi się zasnąć, lecz nie zaliczę tej nocy do udanych. Spałam bardzo źle i budziłam się co jakiś czas. Wreszcie mój telefon wskazał godzinę 6:27. Zręcznie wywinęłam się z objęć chłopaka i poszłam do łazienki, wyciągając wcześniej jakieś ubrania z walizki. Weszłam do kabiny i odkręciłam bardzo ciepłą wodę. Stałam tak przez jakiś czas, pozwalając wodzie spłukiwać cały brud, który na mnie spoczywał. Pomimo szorowania, nadal go na sobie czułam. Było mi z tym naprawdę źle. Z jednej strony cieszyłam się, że pierwszy raz mam za sobą, a z drugiej bardzo tego żałowałam. Miałam okropnego kaca moralnego. Założyłam krótkie, jeansowe spodenki i czarną bokserkę. Rozczesałam skołtunione włosy i zeszłam na dół. Schodząc na pierwsze piętro poczułam mocny skurcz w podbrzuszu i mało co nie spadłam ze schodów.
-Hej- ktoś mnie złapał- wszystko w porządku?
-Huh? O, Kentin, dzięki. Tak, wszystko okej.
-Nie wyglądasz za dobrze- spojrzał na mnie bacznie. Czyżby wiedział co działo się w nocy?
-N-nie, no co ty- zaśmiałam się nerwowo.
-Widzę, że z Natanielem już wszystko w porządku- powiedział wskazując głową w górę, na ostatnie piętro.
-Proszę? Och... Nie, to nie tak- popatrzył na mnie pytająco- To nie jest Nataniel- szepnęłam.
-To kto?
-Kastiel...
-Ou... No tak. Jak tylko zszedłem na dół i zobaczyłem, że tu przyszedł i mówił o tobie, to pomyślałem, że to on. A, że powiedziałem twoim rodzicom, że to twój chłopak- zawiesił się na chwilę- no to zgodzili się, żeby został.
-Były chłopak- poprawiłam go- No to trochę kiepsko. Jeśli to się wyda...
-Co się wyda?- zapytała babcia, gdy znaleźliśmy się w kuchni.
-To, że się martwię!- wypaliłam. -Mhmm- spojrzała na mnie z politowaniem- Nie ma się o co martwić.
-Jak to nie?
-Oj tam, wymienią mi tylko zastawkę i znów będę szaleć!- na te słowa cała nasza trójka się zaśmiała- Idę na zakupy, idziecie ze mną?
-Pewnie.
Ubrałam trampki i wyszliśmy z domu. Po drodze opowiedziałam babci wszystkie najważniejsze momenty, które ostatnio mnie spotkały. Gdy weszłyśmy do sklepu i Kentin odszedł na chwilę, Susana się odezwała:
-Ale ten czerwony to nie twój chłopak, co?
-C-co?!- zakrztusiłam się powietrzem- Skąd wiesz?- dodałam po chwili.
-Kochanie, to widać. To znaczy po tobie.
-Ech, nie wiedziałam, że on tutaj przyjedzie- jęknęłam zrezygnowana.
-Twój kolega?
-Kolega, z którym miałam kilka przygód, który nienawidzi się z moim byłym.
-Nienawidzą się? Dlaczego?
-Sama nie wiem. Poszło o jakąś dziewczynę.
-Dziewczynę powiadasz?- uniosła brew do góry.
-Nie patrz tak na mnie- uniosłam ręce w geście obronnym- Nie chcę, żeby ta sytuacja powtórzyła się z mojego powodu...
-Rozumiem. Ale ten Kastiel- zaczęła- to co teraz robi?
-Pewnie śpi.
-Gdzie?
-U mni... to znaczy, u siebie. To znaczy...- westchnęłam ciężko- Ja nie chciałam.
-Kochanie, jesteś tylko człowiekiem.
-Ale głupim.
-Wcale nie. W dużym świecie zdarzają się drobne wpadki.
-Proszę, nie cytuj mi dialogów z filmu...
-Skarbie, wiedz, że dla mnie jesteś ukochaną wnuczką i według mnie nie zrobiłaś niczego złego- przytuliła mnie. Chciałabym, żeby to nie było nic złego. Kentin wrócił z kilkoma rzeczami, które wrzucił do wózka. Obeszliśmy cały wielki sklep chyba trzy razy, rozmawiając o planach na dzisiejszy obiad, o operacji i wszystkich przyjemnościach, które zrobimy, gdy tylko Suzi wyjdzie ze szpitala. Nasza trójka bardzo dobrze się ze sobą dogadywała. Szliśmy do domu jedząc lody i śmiejąc się z własnych żartów. Gdy wróciliśmy do domu było już po 9. Rozpakowaliśmy zakupy i zaczęliśmy robić śniadanie.
-Dziś ma przyjechać Ann.
-Ciocia Ann?
-Mhm. Razem z mężem i dzieciakami.
-Super, dawno ich nie widziałam- ucieszyłam się.
-Wiesz, stwierdzili, że zrobią sobie małe wakacje. Od dawna należał im się urlop.
-Fakt, odkąd pamiętam, oni cały czas pracują. Będzie tu sporo osób- zaczęłam liczyć- My, Kentin, rodzice, Aghata z Nickiem, Ann z mężem i dzieciakami i Kastiel. Razem 13 osób. Trochę dużo- zaśmiałam się.
-W normalnym domu tak. Ale w tym- rozejrzała się- Cieszę się, że tu przyjadą. Nudno tu samej- słysząc to zrobiło mi się przykro, że tak niechętnie tu przyjechałam.
-Ale teraz będzie tu weselej- uśmiechnęłam się serdecznie.
-Wiesz co, wpadłam na taki genialny pomysł.
-Hm? -Może zaprosiłabyś tu swoich przyjaciół. W końcu jednego i tak już tu mamy- wskazała nożem w stronę zaspanego Kastiela, schodzącego z góry. Na szczęście się ubrał.
-Co ty, przecież to byłoby już zbyt wiele. Rodzice się nie zgodzą.
-Aj tam nie zgodzą. Przecież widzę, że za nimi tęsknisz.
-Aż tak to widać?- spytałam ciszej, gdy Kastiel był już blisko. Pokiwała głową.
-Hej- sapnął i pocałował mnie w głowę. Znieruchomiałam na krześle, a babcia udała, że niczego nie widzi.
-Hej... Chcesz coś zjeść?
-Chętnie- przetarł twarz ręką.
-Na co masz ochotę?
-Na ciebie- zaśmiał się. Zdenerwowałam się. Nie chciałam, żeby rzucał takie komentarze w obecności mojej rodziny.
-Mało śmieszny żart- skarciłam go.
-Mogą być tosty.
-No to zrób sobie- powiedziałam zła i poszłam do łazienki. 


OCZAMI KASTIELA 

Gdy się obudziłem, Eleny już nie było. Przeciągnąłem się szczęśliwy i udałem się pod prysznic. Zastanawiało mnie jedynie jej zachowanie, kiedy stała na balkonie. Była taka nieobecna. Nie wiedziałem o co chodzi. Może jej się nie podobało? Nie, na pewno nie. Po porannych czynnościach ubrałem się niechętnie i zszedłem na dół. Po drodze spotkałem tego szatyna, który dziwnie się na mnie patrzył. Zignorowałem to. Gdy znalazłem się w kuchni zastałem dziewczynę, która zaciekle rozmawiała ze swoją babcią, lecz, gdy tylko się zbliżyłem, ucichła. Pocałowałem ją, myśląc, że jej się to spodoba. Rzeczywistość była inna, co zdziwiło mnie jeszcze mocniej. Myślałem, że zachowywała się tak specjalnie, tylko przy swojej rodzinie, jednak myliłem się. Wreszcie rzuciła wszystko wściekła i wyszła. Patrzyłem na wszystko wielkimi oczyma, aż wreszcie jej babcia się odezwała: -Wszystko między wami w porządku? -Tak, dziękujemy- ona pokiwała jedynie głową i wróciła do krojenia warzyw.


OCZAMI ELENY

Byłam naprawdę zdenerwowana. Usiadłam na wannie i schowałam ręce w dłoniach. Były takie zimne. Poczułam, że robi mi się niedobrze. Skrzywiłam się delikatnie, jednak nudności się nasiliły. Przestraszona podbiegłam do sedesu i stało się to, czego nienawidzę. Zmęczona wstałam i, po raz kolejny, zaczęłam myć zęby. Spojrzałam w lustro. Byłam blada. Wyplułam pastę i przepłukałam twarz lodowatą wodą. Wytarłam ją ręcznikiem i z przerażeniem spojrzałam w swoje odbicie.
-Nie użyliśmy prezerwatywy- powiedziałam drżącym głosem. Chwyciłam telefon i napisałam do Violetty sms'a „Jakie jest prawdopodobieństwo, że jestem w ciąży?”
Wyszłam z łazienki i podeszłam do Kastiela.
-Możemy pogadać?- szepnęłam mu do ucha. Od razu się ożywił i wstał- Chodź na dwór- złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą na tył domu. Chłopak od razu przywarł mnie do ściany i zaczął całować- Kastiel- usiłowałam powiedzieć- mmm...- chłopak zaczął ocierać swoim językiem o mój. Zdążyłam się w porę opamiętać- Nie- odepchnęłam go.
-O co chodzi?- zapytał zaskoczony i niezadowolony jednocześnie.
-Pamiętasz co robiliśmy w nocy?- na te słowa przysunął się i oparł rękę obok mojej głowy, tak, że uniemożliwiał mi odejście.
-Pamiętam- wyszczerzył się- i z tego co wiem, bardzo ci się to podobało- zaśmiał się. W moich oczach pojawiły się łzy, które on od razu zauważył- Co jest?
-Nie użyłeś prezerwatywy- spojrzałam na niego błagalnie.
-Kurwa mać- syknął- Ale chyba nic się nie stało, no nie?
-Nie wiem! Wymiotowałam niedawno- czerwonowłosy zrobił przestraszoną minę.
-No dobra, ale może zjadłaś coś niestrawnego? Albo nieświeżego?
-N-Nie.
-A masz okres? Robiłaś test, że wyciągasz takie wnioski?!- zaczynał być coraz bardziej wściekły.
-Przestań na mnie krzyczeć!
-To nie zachowuj się jak dziecko!
-Dziecko?- zatkało mnie- Ja dziecko?!
-Tak! Mogłaś chociaż o tym przypomnieć, ale nie, ty chciałaś się od razu pieprzyć!
Tego było za wiele, wymierzyłam mu siarczystego policzka, po czym pobiegłam do domu. Tam zastałam ciocię, która weszła dosłownie chwilę przede mną. Przywitałam się z nią, wujkiem Harry'm i ich trójką dzieci- najstarszym Philem oraz bliźniaczkami- Alice i Evą. Chłopak miał 14 lat, natomiast dziewczynki po 8. Rozsiedli się w salonie, a ja poszłam zaparzyć wodę na kawę.
-Co kto pije?- krzyknęłam z kuchni.
-Ja kawę!
-Ja też.
-I ja!
-A ja poproszę kawę i trzy herbatki.
-Robi się- odpowiedziałam i znów zniknęłam za rogiem. Wyjęłam wszystkie kubki, przy czym jednego mało co nie zbiłam. Kastiel w porę zdążył go złapać.
-Dzięki- powiedziałam oschle i wyrwałam mu kubek z rąk. Nasypałam do naczyń kawę oraz herbatę.
-O co ci znowu chodzi?
-Po co tu przyjechałeś?
-Wczoraj byłaś szczęśliwa.
-A dzisiaj nie jestem.
-Możesz mi to wreszcie wytłumaczyć?- zapytał spokojnie.
-Bo ja już nic nie wiem, niczego nie jestem pewna- łzy napłynęły mi do oczu, a chłopak mnie przytulił. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej naprawdę mocno. Oddychałam spokojnie, nie myśląc o niczym. Gdy czajnik dał znać o sobie, odskoczyłam od Kastiela jak poparzona. Nie mówiąc niczego, zalałam kubki wodą, położyłam na tacy i zaniosłam do gości.
-Proszę bardzo- pociągnęłam nosem.
-Elenka, wszystko w porządku?- mama wyglądała na zatroskaną.
-Wszystko gra- uśmiechnęłam się sztucznie, podając cukier babci.
-Mam lepszy pomysł. Rick- zwróciła się do męża- wstawaj. Przepraszam was wszystkich, ale musimy pojechać z córką.
-N-nie mamo. Posiedź z nimi.
-Nie, dawno się nie widziałyśmy. Jesteś moją córką, a moje dwie siostry- spojrzała na Ann i Aghatę- na pewno się wszystkimi zajmą.
Nie miałam co protestować, tak czy inaczej bym przegrała.
-Może spytaj swojego chłopaka czy nie pojedzie z nami?- odezwał się tata- Chyba nie będzie tutaj siedział tak sam. Przy okazji lepiej go poznamy, bo wczoraj jakoś nie było okazji- uśmiechnął się do mnie znacząco.
-O-okej, pójdę z nim pogadać, a wy idźcie już do samochodu.
Rodzice poszli, a ja zawróciłam do kuchni. Na krześle przy blacie siedział on.
-Nie chcesz jechać z nami?
-Gdzie?
-Chyba na zakupy.
-Nie bardzo, nie rajcują mnie zakupy z rodzicami- zrobił wredną minę, wstał i wyszedł bocznym wejściem. Oczywiście nie obyło się bez trzaskania drzwiami. Rozbita wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu, gdzie czekali już rodzice.
-I co, nie chce jechać?
-Jak widać nie. Ach, tak przy okazji... To nie jest mój chłopak- powiedziałam sztywno.
-No więc kto?- tata był trochę niezadowolony. Odpalił auto i ruszyliśmy
-Dobry kolega z klasy. Dowiedział się, że wylatuję, więc przybył. Sama nie wiem po co.
-To słodkie- mama wyszczerzyła się do mnie- Ale czekaj, skoro to nie jest twój chłopak, to kto nim jest?
-Nikt- ucięłam.
-Przecież kiedy rozmawiałam z Aghatą dwa tygodnie temu i chciałam z tobą porozmawiać, to mówiła, że cię nie ma, bo wyszłaś z chłopakiem.
-Bo wtedy jeszcze go miałam.
-Coś się stało? Kochanie, przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć.
-Ugh- nie mogłam okłamywać moich rodziców, miałam z nimi za dobry kontakt- Pamiętasz, gdy zadzwoniłaś do mnie w środę?
-Aha.
-No to następnego dnia już go nie miałam. Zerwałam z nim.
-Ale dlaczego? Nie układało się między wami?- rodzicielka dalej ciągnęła mnie za język.
-Układało. Ale stwierdziłam, że związek przed odległość nie ma sensu i...
-Związek na odległość?- wtrącił tata- Przecież nie zostajesz tutaj na zawsze.
-Jak to?
-Kochanie, przecież wiemy, że masz tam swoich bliskich. Chcieliśmy cię tylko zobaczyć, żebyś spędziła z nami trochę czasu, żebyś spędziła trochę czasu z Suzi. Mimo, że nie okazuje, że się boi, to jednak z tobą jest jej raźniej.
-Co?!- słowa mamy wstrząsnęły mną do głębi.
-Nie myślałaś chyba, że znów porwiemy cię na pół roku?- tata się zaśmiał.
-Ja...
-Rick!- skarciła go mama- Chyba właśnie o tym myślała- odwróciła się do mnie i położyła dłoń na moim kolanie- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Poza tym, mamy dla ciebie kolejną niespodziankę.
-Jaką?
-Susana powiedziała nam o pomyśle, który wymyśliła. No i... zgadzamy się! Dla nas to żaden problem. Zależy tylko czy ty tego chcesz.
-Ale o co chodzi?
-O to, żeby twoi przyjaciele cię tu odwiedzili.
-Tato, mówisz naprawdę?!- uradowałam się.
-Oczywiście, chcemy, żebyś byłą szczęśliwa- spojrzał na mnie w lusterku i uśmiechnął się serdecznie.
-Dziękuję wam! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- uściskałam ich, gdy tylko dojechaliśmy i wysiedliśmy z auta. Następnie weszliśmy do olbrzymiego centrum handlowego. Przyznam, że z samego początku byłam sceptycznie nastawiona, lecz gdy minęło już kilka godzin, a my siedzieliśmy w jednej z knajpek i jedliśmy hamburgery, żałowałam, że niedługo będziemy wracać. Kiedy zjedliśmy, posiedzieliśmy jeszcze chwilę, wypiliśmy colę i ruszyliśmy w stronę zatłoczonego parkingu.
-Poprawiliśmy ci choć trochę humor?
-Trochę?! Jesteście najlepszymi rodzicami pod słońcem- zaśmialiśmy się. Poczułam wibrację w kieszeni spodenek. Spojrzałam na ekran telefonu i zobaczyłam 17 nieodebranych połączeń i 5 wiadomości- Zostawię zakupy- wsadziłam kilkanaście toreb do bagażnika- i zaraz wracam, muszę oddzwonić- uniosłam telefon do góry.
-Okej, poczekamy- mama posłała mi życzliwy uśmiech. Odeszłam parę metrów. Odblokowałam telefon i weszłam w połączenia nieodebrane. Serce biło mi jak oszalałe, ponieważ myślałam, że któreś, o ile nie każde z nich, było od Nataniela. Myliłam się. Były od Violetty i Rozalii. Nie patrząc nawet na wiadomości oddzwoniłam do jednej. Po dwóch sygnałach odezwał się głos w słuchawce.
-W ciąży?!
-Cicho!- zakryłam telefon ręką i odwróciłam się, aby zobaczyć, czy na pewno nikt nie stoi niedaleko.
-Dlaczego miałabyś być w ciąży?- tym razem spokojniejsza Violetta zabrała głos.
-Wymiotowałam dzisiaj rano. A wcześniej dostałam takiego skurczu...
-I myślisz, że jesteś w ciąży?
-Nie, nie robiłam nawet testu.
-W sumie racja, po co być miała. Fakt, prezerwatywa nie chroni w stu procentach, ale jednak to jakieś zabezpieczenie, no nie?- nie odzywałam się- Elena? Halo?
-Ja... -Co jest?
-Ja... My... Bo my... Nie...
-Co nie?
-Nie mieliśmy prezerwatywy...
-CO?!- usłyszałam dwie jednocześnie.
-Sama nie wiem jak to się stało. W dodatku on mnie o wszystko oskarża.
-Chyba żartujesz!
-Chciałabym. Stwierdził, że mogłam pamiętać, ale nie, bo ja od razu chciałam się pieprzyć- westchnęłam.
-Ej, ej, poczekaj- mówiła Rozalia przykładając telefon bliżej swojego ucha- Nie mówiłaś przypadkiem, że bierzesz tabletki antykoncepcyjne?
-Racja!- uderzyłam się w głowę- Z tego wszystkiego zupełnie o tym zapomniałam. Wiecie, myślałam, że ten pierwszy raz nastąpi... z Natanielem. Wczoraj wieczorem ich nie wzięłam, no bo nie było czasu. Myślicie, że to jakoś negatywnie na to wpłynęło?
-Wiesz, nie sądzę. Nie ma co się martwić na zapas. Jeśli dostaniesz okres, to wszystko będzie dobrze- pocieszyła mnie- Kiedy powinnaś dostać?
-Za trzy dni- powiedziałam po chwili namysłu.
-Dobra, masz nam od razu dać znać, jasne?- pogroziły.
-W porządku- zaśmiałam się- Właśnie, nie chciałybyście zrobić sobie jakiegoś dłuższego wolnego?
-Co masz na myśli?
-To, że byście mnie odwiedziły. Oczywiście jeśli tylko chcecie- powiedziałam z nadzieją w głosie. -Czy chcemy?- białowłosa wrzasnęła tak głośno, że musiałam odsunął telefon od ucha- Oczywiście, że tak!- usłyszałam dzwonek, który rozbrzmiał po drugiej stronie- Dobra, musimy lecieć na lekcje, ale gdy tylko się skończymy to zadzwonimy i ustalimy resztę. Papa, trzymaj się. -Paa- rozłączyłam się i udałam się do samochodu. Rodzice nie pytali z kim rozmawiałam, tata włączył jedynie radio i ruszyliśmy w stronę domu. Po drodze patrzyłam przez okno i podśpiewywałam piosenkę, która właśnie leciała z urządzenia.
-Nie myślałaś przypadkiem o śpiewaniu?
-Hm?- odwróciłam się w stronę ojca.
-Czy nie zastanawiałaś się, aby w przyszłości zostać piosenkarką.
-Zastanawiałam się nad wieloma rzeczami, ale teraz- mimowolnie spojrzałam na brzuch- nic nie jest jeszcze pewne.
-Wszystko w porządku?- zapytał bacznie mi się przyglądając w lusterku.
-Tak, tak, jestem po prostu trochę zmęczona. Tyle godzin na zakupach- uśmiechnęłam się- Ach, właśnie. Powiedziałam dziewczynom o propozycji przyjazdu.
-I co?- mama znacząco się ożywiła.
-Bardzo się ucieszyły. A tak właściwie to ile osób może przylecieć?
-Noo- tata spojrzał na swoją żonę- nie zastanawialiśmy się nad tym. A o ilu osobach myślałaś?
-No, ja myślałam o dwóch. Ale kto wie co strzeli im do głowy. Ale nie sądzę, aby zabrały połowę szkoły... Chyba nawet nie widzą, że jest takowa możliwość. Może i dobrze- dodałam zamyślona. -Jesteś pewna, że wszystko jest okej? Ostatnio jesteś jakaś zamyślona, nieobecna i smutna.
-Um... Może to przez- ugryzłam się w język- przez operację. Jest już jutro.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
-Wiem o tym- skwitowałam. Telefon zaświecił mi po raz wtóry. Tym razem był to sms. Dziewczyny powiedziały, że zadzwonią po lekcji, więc odblokowałam ekran i weszłam w wiadomości. Moim oczom ukazało się 6 nieodczytanych wiadomości. Każda była od tego samego numeru. Od Nataniela.

_____________________________

O matulu, trochę się napisałam, hahahaha. Nie jestem pewna kiedy pojawi się nowy rozdział, ale mam nadzieję, że już niedługo :)
Zapraszam do komentowania :3

środa, 2 marca 2016

ROZDZIAŁ XIX

-Hej mała- uśmiechnął się zawadiacko.
-Kastiel?- otworzyłam szeroko oczy. Czerwonowłosy wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz. Nie pytając o nic, po prostu ujął mój podbródek i pocałował mnie namiętnie. Oderwałam się od niego i popatrzyłam zdyszana.
-Co ty tutaj robisz?
-Dowiedziałem się, że lecisz do Los Angeles, więc przyjechałem.
-Jakim cudem? Skąd wiesz?
-Słyszałem rozmowę. Twoją i dziewczyn, więc postanowiłem przylecieć. Mój ojciec jest pilotem, a matka stewardessą, dla mnie to pestka.
-Skąd znałeś adres?
-Wiesz, nie trudno było znaleźć rezydencję państwa Moore.
-Jak...
-Kurwa- przerwał mi- Po prostu chciałem cię zobaczyć, okej? Miałem dość tego, że jesteś z tym frajerem. Miałem szansę, więc przyleciałem- ujął moja twarz w swoje dłonie- rozumiesz?!
Popatrzyłam przerażona w jego oczy. Były takie ciemne. Nie kryła się w nich ani zemsta ani złość. W mgnieniu oka złagodniały. Teraz widziałam w nich troskę, która mieszała się z pożądaniem.
-Dlaczego?- spytałam cichutko.
-Bo mi na tobie zależy. I to cholernie- powiedział delikatnym głosem i oparł swoje czoło o moje. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Przecież dopiero co zakończyłam jeden związek. Z drugiej jednak strony... nie zapomniałam całkowicie o Kastielu. Brakowało mi tego buntowniczego sposobu bycia, jego docinek i wrednych żartów, jego zapachu, dotyku. Tego mocnego i brutalnego, a zarazem delikatnego dotyku.
-Kastiel- szepnęłam. Chłopak mruknął i delikatnie popchnął mnie w stronę łóżka. Położyłam się. W mojej głowie kłębiło się tysiąc myśli. Spojrzałam na niego. W świetle księżyca, które wpadało przez okno, wyglądał naprawdę uwodzicielsko. Zrzucił z siebie kurtkę i bluzkę. Podszedł bliżej łóżka i nachylił się nade mną. Rozchyliłam wargi, a czerwonowłosy je pocałował. Najpierw delikatnie, później coraz mocniej i mocniej.
Dyszałam coraz głośniej, co najwyraźniej, wprawiało chłopaka w zadowolenie. Zaczął zjeżdżać coraz niżej, po szyi, ramionach, obojczykach, aż doszedł do dekoltu. Musnął go delikatnie językiem, na co wydałam niekontrolowany jęk. Mruknął z zadowolenia i chwycił w dłoń moją pierś. Mimowolnie poczułam się okropnie z tym co robię. Przecież kochałam Nataniela, a mimo to, pragnęłam coraz bardziej Kastiela. W tym momencie chłopak włożył dłoń pod stanik i delikatnie gładził moją pierś, jednocześnie całując i ssąc moją szyję. Uniosłam się delikatnie, dając tym samym możliwość zdjęcia bluzki i biustonosza. Czerwonowłosy zrobił to bardzo zwinnie, tak, że teraz leżałam pod nim półnaga. Przez chwilę czułam zażenowanie, gdy przyglądał mi się bacznie, lecz gdy tylko na jego ustach pojawił się uśmiech, zniknęło od razu. Uniosłam ręce nad głowę i wyciągnęłam się. Zachęcony chłopak zbliżył swój język do mojego sutka, który był już całkowicie twardy. Musnął go praktycznie niewyczuwalnie. Zadrżałam. Zaśmiał się pod nosem i tym razem zaczął lizać go całego. Drugą zaś dłonią chwycił prawego sutka i zaczął go masować i ściskać, co doprowadzało mnie do obłędu. Przypominałam sobie wszystkie momenty, w których byliśmy blisko, lecz dopiero teraz byliśmy aż tak blisko. Z przymkniętymi oczyma, zaczęłam cicho pomrukiwać i delikatnie kołysać biodrami. Kastiel najwidoczniej to wyczuł, ponieważ teraz znaczył mokrą ścieżkę po moim brzuchu, kierując się coraz niżej i niżej. Wreszcie dotarł do spodni i chwycił zamek zębami. Nie czekając dłużej pozbyłam się ich. Rozchylił moje nogi i zaczął delikatnie gładzić wewnętrzną część uda. Robił to tak czule i zmysłowo, że myślałam, że zaraz odlecę. Przejechał palcem po cienkim materiale majtek. Jęknęłam głośniej. Słysząc to, zaczął pocierać dwoma palcami, sprawiając mi niesamowitą rozkosz. Czułam, że robię się coraz bardziej wilgotna. W jednej chwili czerwonowłosy odsunął moją bieliznę i przejechał językiem po całej długości warg sromowych. Wygięłam się i usiłowałam zacisnąć uda, lecz chłopak nie pozwalał mi na to.  Zaczął kierować swój język w górę i w dół, coraz szybciej, aż w pewnych momentach, wchodził głębiej, co sprawiało, że znów jęczałam. Byłam podniecona jak nigdy dotąd. Poczułam, że Kastiel wsuwa we mnie swój palec. Następnie go wyjął, dołożył drugi i znów wsadził. Powtórzył tę czynność jeszcze parę razy, mało co nie doprowadzając mnie do orgazmu. Nie chciałam być mu dłużna, więc delikatnie odsunęłam swoje ciało od niego i usiadłam na łóżku. Chwyciłam jego pasek od spodni i jednym szarpnięciem go odpięłam. On również nie czekał. Zdjął z siebie spodnie i bokserki i stanął przede mną w całej swej okazałości. Jego nagi widok przyprawiał mnie o zawrót głowy. Przygryzłam dolną wargę i klęknęłam przed nim. Chwyciłam jego twardego członka w ręce i zaczęłam pocierać. Najpierw delikatniej, z czasem stopniowo zwiększałam prędkość. Dotknęłam językiem główki. Usłyszałam cichy jęk, więc powtórzyłam czynność.
-Spójrz na mnie- powiedział mrucząc. Bez wahania włożyłam jego penisa do ust i podniosłam wzrok na Kastiela. Jęknął głośniej- Jesteś cudowna.
Widziałam, że seks oralny bardzo mu się podobał. Jednak mimo to przerwał zabawy. Wstałam i spojrzałam w jego oczy. Były zupełnie inne. Zbliżył swoją twarz i pocałował mnie czule. Nasze rozaplone ciała ocierały się o siebie wzajemnie. Nie mogłam nad tym zapanować, zapragnęłam go całą sobą. Odeszłam od niego i położyłam się ponownie na łóżku. Przywołałam go gestem. Położył się na mnie i znów musnął me wargi.
-Kochaj się ze mną- szepnęłam mu do ucha. Spojrzał na mnie z czułością.
-Jesteś pewna, że tego chcesz?
-Jestem pewna, że chcę ciebie- jęknęłam, ponieważ zaczął pocierać swoim członkiem o moją waginę. Zrobiłam się jeszcze bardziej mokra, a całe ciało pokryło się gęsią skórką. Chłopak złapał mnie za dłonie, znajdujące się nad moją głową i delikatnie we mnie wszedł. Zacisnęłam oczy, lecz niepotrzebnie. Nie czułam żadnego bólu. Kastiel, widząc ulgę na mojej twarzy, zaczął się we mnie poruszać.  Stopniowo wchodził coraz głębiej i głębiej, poruszał się coraz szybciej i szybciej. Nachylił się nade mną i pocałował namiętnie w usta. Moje dłonie błądziły po jego plecach. Jego język drażnił mój, co potęgowało doznania. Nasze jęki zgrywały się ze sobą bardzo dobrze. Czerwonowłosy wykonał jeszcze kilka pchnięć, aż wreszcie oboje doszliśmy, w tym samym momencie. Wbiłam swoje paznokcie w jego plecy, a mój jęk był naprawdę głośny, więc Kastiel zagłuszył go pocałunkiem. Pozostał chwilę w mnie, po czym ostrożnie wyszedł. Opadliśmy zmęczeni na poduszki i dyszeliśmy głośno. Przysunęłam się do niego, a on objął mnie ramieniem, tak, że moja głowa spoczywała na jego piersi.
-Wiesz, że jesteś wspaniała?- odezwał się po chwili. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czułam się dumna, że wreszcie to zrobiłam- Żałujesz?- zapytał cicho.
-Nie... po prostu to dla mnie nowość.
-Wiem- pogładził mnie po policzku- dlatego to było takie cudowne.
-Byłam tak dobra jak twoje poprzedniczki?- zapytałam, co bardzo mnie zabolało.
-Jesteś pierwsza w moim życiu- szepnął mi do ucha i pocałował mnie. Czyli Kasteil jest, a raczej był, prawiczkiem? Przeżył ze mną swój pierwszy raz? Odruchowo podniosłam się z pozycji leżącej.
-Myślałam...
-Nic się nie stało- uśmiechnął się delikatnie.
-Wynagrodzę ci to- powiedziałam uwodzicielsko i usiadłam na nim okrakiem. Spodobało mu się przejęcie przeze mnie inicjatywy, ponieważ na jego usta wpełzł łobuzerski uśmieszek. Skierowałam jego członka do mojej pochwy i włożyłam go delikatnie. Zaczęłam kręcić biodrami i delikatnie podskakiwać. Kastiel mruknął, chwycił moje piersi i zaczął je mocniej ściskać. Podskakiwałam coraz szybciej, a czerwonowłosy coraz częściej wydawał przyjemne odgłosy. Jego dłonie wylądowały teraz na moich biodrach, udając, że kontrolują rytm. Moje oczy zaszła mgła i czułam jak zalewa mnie fala gorąca i przyjemności. Wygięłam się do tyłu, wydając z siebie kolejny, długi jęk. Po chwili, zmęczona opadłam bezwładnie na chłopaka. Dyszałam ciężko. Odgarnął włosy z mojego policzka i spojrzał na mnie. Ponownie osunęłam się na poduszki. Czułam, jak całe moje ciało drży, a intymne miejsca pulsują. Położyłam dłoń na jego torsie. Po moim policzku popłynęła łza szczęścia.
-Kocham cię. To co usłyszałam wstrząsnęło mną. Mężczyzna, z którym właśnie przeżyłam najlepszy seks mojego życia, mowi mi, że mnie kocha. Czy można wyobrazić sobie coś cudowniejszego?
-Ja ciebie też- szepnęłam tak cicho, że Kastiel usłyszał tylko mruczenie pod nosem.
Nie wiedziałam czy zrobiłam dobrze. Rozum mówił mi, że nie. Natomiast serce... Serce miało rację. 
__________________________________ 

Krótki, ale zależało mi na tym, aby dać wreszcie coś +18, więc jest!
Zapraszam do komentowania :3

wtorek, 1 marca 2016

ROZDZIAŁ XVIII

Opuszczałam piękną Francję i leciałam do Los Angeles, które znajdowało się po drugiej stronie oceanu. Tysiące kilometrów stąd.
Wsiadłam i zajęłam swoje miejsce. Siedziałam od okna, a za mną spali Nick z ciotką. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzykę. Odwróciłam się w stronę okna i nie zważałam na to, co dzieje się dookoła. Widoki zapierały dech w piersiach. Gęste i białe chmury przypominały watę cukrową. Taką samą jaką jedliśmy z Natanielem w wesołym miasteczku. Przed oczyma stanęła mi jego twarz, która za nic nie chciała zniknąć. Błękitne niebo było jak jego koszula, w której uwielbiałam spać, gdy byłam u niego. Złote promienie słońca, które wlatywały przez okno i spoczywały na moim ciele, przypominały mi o jego zmierzwionych włosach.
Nie mogłam przestać wspominać wszystkich wspaniałych rzeczy, które razem przeżyliśmy. Wspólne spacery w nocy po parku, kiedy potrafiliśmy skryć się w gęstwinie krzaków i wyobrażać sobie, że nasza miłość jest zakazana. Wspólne wyjścia do kina, po których niewiele pamiętaliśmy filmu, ponieważ zajęci byliśmy sobą. Wspólne żarty i zabawy, wspólne upijanie siebie nawzajem i... wspólne noce, które przepełnione były miłością i namiętnością. Każdy jego dotyk sprawiał, że moje ciało drżało i domagało się więcej i więcej. Pamiętam kiedy raz... NIE!- skarciłam siebie w myślach.- Nie ma już Eleny i Nataniela.- oczy mi się zaszkliły. Nie mogłam wybaczyć sobie tego co mu zrobiłam. Po tych wszystkich obietnicach, intymnych relacjach, nie byłam w stanie wyznać mu prawdy. Nie byłam w stanie pogodzić się z tym, że straciłam go już na zawsze. A może jednak nie? Może rodzice zlitują się nade mną... Nie, to niemożliwe. Nie powinnam się łudzić.
Nieprzespana noc dała się we znaki. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe, aż wreszcie zasnęłam.

OCZAMI NATANIELA

Wołałem, ale nie stanęła, nie odwróciła się. Przyspieszyła jedynie kroku i zniknęła w rzęsistym deszczu. Stałem tak jeszcze jakiś czas, lecz gdy piorun uderzył, wszedłem do domu i trzasnąłem drzwiami.
-Nat? Co jest?- Amber stanęła w przedpokoju z pytającą miną. Spojrzałem na nią smutnym wzrokiem i poszedłem szybko do siebie do pokoju. Zamknąłem drzwi i usiadłem na ziemi, opierając się o łóżko. W całym pomieszczeniu panowała ciemność. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Nie mogłem wyrzucić z pamięci jej słów: "To nie ma sensu. Z nami koniec." Nie miałem pojęcia co zrobiłem nie tak, w czym zawiniłem, co się w ogóle stało. Ktoś zapukał do drzwi.
-Nataniel?- Amber po cichu weszła do mojego pokoju.- Hej brat, co się stało?
-Nic- odpowiedziałem beznamiętnie.
-Przecież widzę- usiadła obok mnie.
-Zerwała ze mną. Rozumiesz? Rzuciła mnie!
-Ech- westchnęła.
-Zostaw mnie- milczała.- Zostaw mnie do cholery!- wrzasnąłem, po czym blondynka wyszła zamykając drzwi po cichu.

Wyszedłem z domu wcześnie rano. Spieszyłem się. Liczyłem na to, że już za chwilę spotkam Elenę, porozmawiam z nią o wczorajszej sytuacji. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na wiadomości. Naprawdę się martwiłem. Z rozmyślań wyrwał mnie czyiś głos. Odwróciłem się i zauważyłem biegnącą w moją stronę, szatynkę.
-Jezu, tylko nie ona- jęknąłem i wywróciłem oczyma.
-Nataniel!- przybiegła mało co na mnie nie wpadając- Nat, musimy pogadać- uśmiechnęła się zalotnie.
-O czym znowu?- odpowiedziałem szorstko.
-O nas- zmarszczyłem brwi- To znaczy- zaśmiała się nerwowo- o nas, jako o gospodarzach, bo...
-Sory Melania, ale nie mam teraz dla ciebie czasu- rzuciłem i przekroczyłem bramy szkoły. Nie zwalniałem, nie chciałem, żeby znowu mnie dogoniła.
Rozglądałem się po całym dziedzińcu, ale Eleny nigdzie nie było. Otworzyłem drzwi budynku, licząc na to, że za chwilę ją ujrzę. Niestety, nie znalazłem jej w całej szkole. W żadnej sali, piwnicy, nawet na dachu. Dosłownie nigdzie. Zrezygnowany udałem się do sali, w której miała się odbyć lekcja. Co prawda zastało mi jeszcze 20 minut, ale stwierdziłem, że poczekam na nią tutaj. Wchodząc do sali niezauważony, usłyszałem rozmowę Violetty i Rozalii:
-Jak myślisz, kiedy wróci?
-No nie wiem, wiesz, Los Angeles jest kawał stąd. A operacja niczego nie przyspiesza.
-Ale ona ma tutaj swoją rodzinę. Nas!- krzyknęła fioletowłosa.
-Ech, jej rodzina jest tam... Pamiętasz, sama mówiła, że pół roku co naj...
-Los Angeles?!- spytałem, gdy tylko Rozalia mnie zobaczyła.
-Nataniel!- krzyknęły obie, a białowłosa kontynuowała- To nie tak, ona... Ona sama chciała ci to wytłumaczyć.
-Ale nie zrobiła tego- powiedziałem cicho i wyszedłem z sali trzaskając drzwiami.
Wybiegłem ze szkoły przeciskając się przez tłumy ludzi, którzy zaczęli się schodzić. Nie wiedziałem dokąd mam się udać. Ale wiedziałem jedno, nie wracam do szkoły.

OCZAMI ELENY

-Elenka!- już na samym wejściu mama zaczęła mnie ściskać. Przytulała mnie tak długo, dopóki tata jej nie przerwał.
-Witaj słonko- przytulił mnie i dał mi buzi w czoło. Następnie zbiliśmy piątkę i zaśmialiśmy się.
Rodzice przywitali się również z Aghatą i Nickiem. Okazało się, że Nick to stary przyjaciel taty z dzieciństwa. Wszyscy weszli do środka, a ja wróciłam się do samochodu, ponieważ zapomniałam torby. Zarzuciłam ją na ramię i spojrzałam na wielką, białą willę. Już zapomniałam jak ona wygląda. Ostatni raz byłam tu mając lat dwanaście. Wtedy właśnie babcia Susana przeprowadziła się do rodziców, po czym oni zaczęli wyjeżdżać w sprawach biznesowych. Dlatego właśnie przeprowadziła się tutaj jeszcze część rodziny. Ogród przed domem był śliczny, dużo zieleni i kolorowych kwiatów. Zastanawiałam się, czy za domem pozostał posadzony przeze mnie krzew róży. Ze wspomnień wybił mnie odgłos szczekania. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, biegnącego w moją stronę, ogromnego psa. Czyżby to był...
-Max!- kucnęłam, a pies rzucił się na mnie i zaczął lizać po poliku- Moja psinka!- głaskałam go po głowie i brzuchu- A kto jest taki wielki? No kto?- przybliżyłam twarz, a owczarek wesoło liznąć mnie po nosie. Usłyszałam gwizd i moje oczy skierowały się w stronę drzwi. Zauważyłam jakiegoś nieznajomego chłopaka. Pies podbiegł do niego, a on poklepał go po łbie. Wstałam z chodnika, poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę nieznajomego. Myślałam, że będąc bliżej rozpoznam w nim któregoś z moich kuzynów. Niestety nie.
-Hej- odezwał się.
-Hej?- spojrzałam na niego pytająco. Przyglądałam mu się chwilę, a on uśmiechał się pytająco.
-Elenka!- usłyszałam mamę z głębi domu- Chodź wreszcie!
Nie myśląc dłużej, wyminęłam chłopaka i pognałam do ogromnego salonu. Od razu zauważyłam moją ulubioną babcię. Rzuciłam torbę na ziemię i podbiegłam przytulić się do niej. Mimo tego, że miała 72 lata, była naprawdę żywa jak na swój wiek. Nie była typową staruszką. Lubiła wszelkie sporty, zabawy, a najbardziej lubiła chodzić do wesołego miasteczka... To naprawdę dziwne. Ale dzięki temu nie narzeka na zdrowie. No, może poza tą operacją, która ma się odbyć... Nawet nie wiem kiedy.
-Jak ty wyrosłaś- odezwała się wreszcie.
-No, kiedyś trzeba było- zaśmiałyśmy się.
-No dobrze, ale co u ciebie, opowiadaj- usiadłyśmy na sofie.
-No wszystko dobrze, w szkole dużo się dzieje...
-Pewnie jesteś zmęczona- powiedziała widząc mój zmieszany wyraz twarz.
-Taaaak- jęknęłam.
-Ach, zapomniałabym- ręką przywołała chłopaka, który właśnie przyszedł- Pamiętasz może tego uroczego młodzieńca?
-Ja?- zdziwiłam się- Któryś z kuzynów, który wyrósł tak bardzo, że go nie poznaję?- babcia pokiwała przecząco głową- Emm, to nie wiem.
-Kentin.
-Kentin?
-Dalej nie pamiętasz? Oj Elenka, jestem starsza i mam lepszą pamięć niż ty- zaśmiała się.
-To może pomogę ci się rozpakować i sobie przypomnisz?- kiedy wreszcie się odezwał moje nogi zrobiły się jak z waty. Jego głos był taki męski, głęboki, ale jednocześnie czysty i delikatny. Bardzo melodyjny.
-W porządku- przytaknęłam uśmiechnięta, unosząc ramiona ku górze. Chłopak chwycił moje dwie, duże torby i ruszył przede mną schodami na górę. Poszłam za nim. Mój pokój, który zazwyczaj był pokojem tymczasowym, znajdował się na trzecim piętrze. Pamiętam, że długo namawiałam rodziców, aby zgodzili się, by pój pokój znajdował się właśnie na końcu najdłuższego korytarza, na najwyższym piętrze. Zawsze lubiłam mieszkać i spać na górze. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego, że na tym pietrze, prócz mnie, nie mieszkał nikt. Wszyscy zajmowali parter, pierwsze lub drugie piętro.
Schody prowadzące na piętro ostatnie znajdowały się na drugim końcu korytarza. Skręciliśmy, udając się na ich ostatnią partię. Po dłuższym milczeniu odezwałam się:
-Czy ja cię skądś znam?- chłopak nie odpowiedział, tylko zaśmiał się uroczo. Zwinnie wskoczył na ostatni schodek, który był dwa razy większy od pozostałych. Odłożył jedną walizkę i podał mi rękę. Chwyciłam ją i również znalazłam się na górze. Szatyn ponownie chwycił bagaż i skręcił w lewo. Na tym piętrze znajdowało się około 6 lub 7 sypialni, a on od razu wiedział, do której miałam się udać. Powoli się ściemniało, a my nie zapalaliśmy światła w korytarzu, więc teraz panował tu półmrok. Młodzieniec postawił walizki przed właściwymi drzwiami i odwrócił się w moją stronę, tak, że na niego wpadłam. Spaliłam buraka i delikatnie się od niego odsunęłam. On znów uroczo się zaśmiał i mocno mnie przytulił. Oszołomiona, stałam jak słup soli. Przytulał mnie obcy chłopak, a mimo to, bardzo mi się to podobało.
-Przepraszam?- spytałam, gdy już mnie puścił.
-Elena, naprawdę mnie nie poznajesz?- pokręciłam przecząco głową, na co zmieszany chłopak przeczesał ręką włosy. Zlustrowałam go całego od góry do dołu. Miękkie, kasztanowe włosy, głęboko osadzone, zielone oczy. Mięśnie były charakterystycznie zarysowane pod czarną bokserką i zarzuconą na nią rozpiętą, białą koszulą. Spodnie moro i czarne wojskowe buty nadawały charakteru temu strojowi. Był ode mnie wyższy o głowę. Jęknął i wyjął z koszuli okulary, które włożył na swój nos. Kucnął i popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
-Zaraz, zaraz... Ken?- spytałam cicho. Od razu wyprostował się i na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech- Ken!- krzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka mocno go ściskając. Objął mnie obydwoma rękoma. Pachniał genialnie. Mieszanka proszku do prania i jego perfum sprawiły, że przypomniało mi się nasze wspólne dzieciństwo.- Jak to się stało, że ty tak... ty TU!
-Pamiętasz, że ojciec wysłał mnie do szkoły wojskowej?- przytaknęłam- No więc troszkę się zmieniłem- zaśmiał się.
-Troszkę?! Chłopie, wyglądasz zupełnie inaczej! Ale zaraz... jak to się stało, że jesteś tutaj?
-No wiesz, nasi rodzice się przyjaźnią i poprosili mnie, żebym jakiś czas zajął się twoją babcią. W dodatku, gdy się dowiedziałem, że tu przyjedziesz... matko, byłem taki szczęśliwy.
-Nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa, że znów cię widzę- szepnęłam i znów się w niego wtuliłam.
Wreszcie weszliśmy do mojego pokoju. Zamiast się rozpakować, rzuciliśmy się na łóżko. Leżałam z głową na jego ramieniu. Opowiadaliśmy sobie wszystko to, co spotkało nas przez ostatni rok. On opowiedział mi o szkole wojskowej, o tym, że stał się bardziej odważny, silniejszy i bardziej towarzyski. O przygodach jakie go tam spotkały, - przeróżne wyjazdy, dziewczyny itd. Wspomniał również o tym, że bardzo zaprzyjaźnił się z moją babcią i Max'em.
-Dobra, dość o mnie. Pomówmy teraz o tobie- zaczął bawić się moimi włosami.
Opowiedziałam o nowej szkole, nowych przyjaźniach, zabawach, imprezach, o chłopakach...
-I tak go zostawiłaś?
-Mhm. Nie byłam w stanie mu tego powiedzieć, nie wiem dlaczego. Jestem durna- plasnęłam ręką w czoło.
-Nie, nie jesteś głupia. To zrozumiałe, że się bałaś- zawiesił się na chwilę- Może do niego zadzwoń?
-A jeśli nie odbierze?
-To zadzwoń z mojego- wręczył mi telefon.
-Nie, nie mogę...
-Możesz, a nawet musisz! Przyjaźnimy się i nawet nie chcę słyszeć odmowy. A teraz zostawiam cię samą. Niedługo przyjdę- powiedział i wyszedł.
Stanęłam przed łóżkiem spoglądając na telefon. Ostrożnie go chwyciłam i wykręciłam numer blondyna. Już miałam połączyć, gdy zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc kto to.
-Elena? Elena jak się czujesz?
-Roza- odetchnęłam z ulgą- Całkiem dobrze, a co w Amorisie?
-Właśnie po to dzwonię. Czy Nataniel się do ciebie odzywał?
-Nie... a coś się stało?
-Nie było go w szkole. To znaczy był, ale... usłyszał moją rozmowę z Violą i wybiegł ze szkoły. Nie wrócił do domu. Myślałam, że się do ciebie odzywał.
-Nie, nie odzywał- mój głos posmutniał.
-No dobrze, może niedługo wróci. Na pewno wróci, pewnie poszedł coś załatwić- zaśmiała się nerwowo. Tak, w czasie lekcji...
-Tak... Wiesz, muszę kończyć, bo u nas już pierwsza w nocy i wiesz...
-Tak, rozumiem, porozmawiamy jutro, papa!- rozłączyła się.
Bez namysłu połączyłam z numerem Nataniela. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Ktoś odebrał, ale się nie odezwał.
-Halo?- spytałam.
-Suam?
-Nataniel?
-A gdo mówi?
-Nataniel, czy ty jesteś pijany?- głos mi się złamał.
-Szoo? Jaaaa? Ya nie estem pjany- czknął.
-Nie wierzę...
-Halo? Kto mówi?- usłyszałam znajomy, trzeźwy głos.
-Nataniel?- spytałam niepewnie.
-A kto mówi?
-Kto to był?- nie odpowiedziałam na jego pytanie.
-Jakiś gość z klubu. Mogę wreszcie wiedzieć z kim rozmawiam?
-To ja... przepraszam cię.
-Kto?- chłopak wyszedł z jakiegoś pomieszczenia, ponieważ muzyka zupełnie ucichła.
-Nataniel, kocham cię- szepnęłam.
-Elena?- spytał cicho.
-Nataniel, przepraszam cię. Ja nie mogłam... nie potrafiłam ci tego powiedzieć...
-Dlaczego? Dlaczego zostawiłaś mnie bez słowa?
-Proszę, wybacz mi... Musiałam wyjechać.
-Słyszałem od Rozalii. Jesteś w Los Angeles? I będziesz mieć operację? I nic mi nie powiedziałeś?- spytał z coraz większym wyrzutem.
-Nie chciałam, żebyś się tak dowiedział... Tak, jestem w Los Angeles, ale to nie ja będę mieć operację. Moja babcia, musiałam wyjechać, zrozum mnie, błagam.
-Chciałbym, ale nie mogę.
-Natiiiii- usłyszałam głos jakiejś dziewczyny- Chodź tu z powrotem.
-Kto to jest?
-To chyba nie powinno cię już interesować.
-C-co?
-Muszę kończyć, nie mam czasu, cześć- rzucił ostro i rozłączył się. Łza popłynęła mi po policzku. Cisnęłam telefonem na łóżko. Miałam ochotę wyjść. Ze złością otworzyłam drzwi i ujrzałam przed sobą wysoką postać.
-Hej mała- uśmiechnął się zawadiacko.
-Kastiel?- otworzyłam szeroko oczy.
Czerwonowłosy wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Nie pytając o nic, po prostu ujął mój podbródek i pocałował mnie namiętnie.

____________________________________

No, więc jest! Postaram się w weekend dodać kolejny rozdział... oby! Hahahhaha XD


Zapraszam do komentowania :3