ROZDZIAŁ XXII
-Cześć Nataniel- uśmiechnęłam się smutno- Jak się czujesz?
-Kim jesteś?- zapytał dziwnie na mnie patrząc.
-Nataniel- zaśmiałam się i podeszłam bliżej.
-Nie podchodź do mnie!- krzyknął, a na jego twarzy malowało się zdziwienie i przerażenie. Mimowolnie cofnęłam się o krok.
-Nataniel- szepnęłam.
-Co się dzieje?- do sali weszła matka chłopaka.
-Mamo, kim ona jest?- rzucił od razu, gdy ją zobaczył.
-Och, nie pamiętasz jej?- ton jej głosu był dziwny. Chłopak popatrzył jeszcze raz na mnie i z powrotem na rodzicielkę.
-Nie.
-Wiesz- Patricia odwróciła się w moją stronę- To chyba nie jest najlepszy moment.
-Racja, przyjdę jutro.
-Chyba nie rozumiesz- uśmiechnęła się.
-Nie rozumiem- popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem.
-Widać nie chciał o tobie pamiętać.
-Ale...
-Nie ma żadnego „ale”. Nie życzę sobie, abyś odwiedzała mojego syna- jej słowa były jak cios prosto w twarz.
-Chyba pani żartuje...
-Bezczelna- otworzyła drzwi, sugerując mi, aby natychmiast stąd wyszła. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Chwilę stałam osłupiała, po czym, wolnym krokiem wyszłam z sali.
OCZAMI NATANIELA
-Co ty sobie wyobrażasz gówniarzu?! Myślisz, że wyprowadzisz się z domu?!
-Tak, taki mam zamiar- odpowiedziałem chłodno.
-Patricio trzymaj mnie, bo zaraz oszaleję!
-To stało się już dawno.
-Coś ty powiedział?- warknął, a jego ręka wylądowała na mojej głowie, po czym osunęła się na kark- Myślisz, że pozwolę ci wynieść się z domu, żeby mieszkać z tą cholerną ladacznicą?
-Ona nie jest ladacznicą- syknąłem i odparłem kolejny atak. Zaczęliśmy przesuwać się coraz bliżej schodów.
-Jest zwykłą s u k ą- specjalnie przeciągnął ostatnie słowo. W tym momencie doszło do szarpaniny pomiędzy nami, ale ja nie dawałem sobą pomiatać.
-Zabraniam ci tak o niej mówić- krzyknąłem na cały głos. Niestety chwilę po tym, ojciec popchnął mnie. Ponieważ staliśmy blisko krawędzi... zrzucił mnie ze schodów. Ostatnie co pamiętam to jego szyderczy śmiech. Czułem jak upadam na zimną posadzkę, po czym straciłem całkowicie przytomność.
Gdy się obudziłem nie wiedziałem gdzie jestem. Leżałem na miękkim łóżku w białej sali, w której panował półmrok. Z lewej strony padało delikatne światło lampki nocnej. Zobaczyłem postać siedzącą koło łóżka.
-Synku- odezwała się.
-Mamo?- pomrugałem kilka razy oczyma- Gdzie ja jestem?- próbowałem wstać.
-Spokojnie, leż- powstrzymała mnie- Leżysz w szpitalu.
-Szpitalu? Jak tu trafiłem?
-Spadłeś ze schodów- uśmiechnęła się szeroko.
-Sam?- zmarszczyłem czoło.
-Tak. Potknąłeś się o coś i spadłeś- zawiesiła głos. Za chwile przyszła Amber i porozmawialiśmy chwilę, po czym poinformowała mnie, że ktoś jeszcze czeka, aby ze mną porozmawiać. Wyszła. Po chwili wprowadziła jakąś dziewczynę.
-Cześć Nataniel- uśmiechnęła się smutno- Jak się czujesz?
-Kim jesteś?- zapytałem dziwnie na nią patrząc.
-Nataniel- zaśmiała się i podeszłam bliżej.
-Nie podchodź do mnie!- krzyknąłem. Nie miałem pojęcia kim ona jest. Cofnęła się.
-Nataniel- szepnęła.
-Co się dzieje?- do sali weszła matka. Zaczęła z nią rozmawiać. Po chwili twarz dziewczyny znacznie posmutniała, w jej oczach pojawiły się łzy. Bez słowa wyszła z pomieszczenia.
-Nataniel- odezwała się po chwili.
-Mogę zostać na chwilę sam? Proszę- matka z wahaniem wyszła, zostawiając mnie samego.
Nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim. Niechętnie uwierzyłem w to, że sam spadłem ze schodów. Miałem jakieś prześwity, ale widziałem je jakby przez mgłę. A ta dziewczyna? Boję jej się? Jest piękna i czuję jakby już skądś ją znał. Znów te mgliste wspomnienia. Wiem, że zadała mi ból. Przez nią wiele przecierpiałem. Nie chciałem jej znać! Mimo to nie mogę wyrzucić jej teraz z pamięci. Ale jak ona ma na imię? Daniela? Doris? Debra? Debra!
-Cholera- wzdrygnąłem się.
OCZAMI ELENY
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Stałam nieruchomo przez dłuższą chwilę. Po czasie pod salę przyszła Amber i bez słowa, lecz z pogardliwym wyrazem twarzy, wyminęła mnie, wchodząc do pomieszczenia.
-Czy to są żarty?- powiedziałam sama do siebie. Miałam zamiar ruszyć w stronę schodów, ale ktoś złapał mnie za ramię. Głupio łudziłam się, że może to Nataniel, że tak naprawdę wszyscy zrobili mi "niezły" żart. Niestety.
-Tak dla jasności, nie zbliżaj się więcej do naszej rodziny. Najlepiej zapomnij o tym wszystkim, rozumiesz? O w s z y s t k i m- powtórzyła.
-Myślisz, że od tak to zostawię? Że zostawię Nataniela samego?
-Kochana, on sam cię właśnie zostawił. Nie pamięta cię. Póki co, jako jedynej.
-Ale nie zapomniał tego co się stało- dziewczyna nic nie odpowiadała- Pamięta, prawda?
-Ależ ty jesteś naiwna- zaśmiała się.
-A policja?- zaśmiała się po raz kolejny- Jak w ogóle możesz?
-O co ci chodzi?
-Jeszcze przed chwilą byłaś taka miła...
-Tak zwany teatr- zakpiła.
-Jak śmiesz robić takie świństwo własnemu bratu?! Wy wszyscy!
-Słuchaj- warknęła- Nie wtrącaj się w nasze rodzinne sprawy.
-Nie zostawię tego tak, możesz być tego pewna!- zagroziłam jej palcem przed nosem, po czym udałam się w stronę schodów. Szybkim tempem zbiegłam z nich, mało co nie spadając. Gdy znalazłam się w recepcji zwolniłam kroku, aby nie przeszkadzać personelowi. Przekroczyłam wielkie szklane drzwi wejściowe. Delikatnie je zamknęłam, zeszłam ze schodków i jak gdyby nigdy nic skręciłam w prawo i pognałam przed siebie. Ponieważ na dworze panował już półmrok, nie zauważyłam, że skręciłam w złą uliczkę. Może nie tyle złą, ale prowadziła przez ogromny park, gdzie moja droga wydłużała się o dobre trzydzieści minut. Byłam już w samym centrum, więc nie opłacało mi się wracać. Mimo tego, że nie należę do osób, które często się boją, tak teraz odczuwałam lekki niepokój. Odwróciłam się do tyłu i szłam dalej, aż wreszcie wpadłam na kogoś. Odwróciłam szybko głowę i ujrzałam znajomą, łagodną twarz.
-Lysander?- zmrużyłam oczy.
-Eleno, co robisz o tej porze w tym parku?
-To... bardzo skomplikowane- dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, dotarło do mnie co tak naprawdę się stało. Dotknęłam dłonią skroni i nerwowo się zaśmiałam. Wiatr wzmógł się, a mnie przeszedł dreszcz.
-Masz- chłopak od razu zdjął swój płaszcz i ułożył mi go na ramionach. Nie myśląc wiele, włożyłam ramiona w rękawy. Spojrzałam się na przyjaciela i po raz pierwszy zobaczyłam go w samej koszuli. Zaczęłam zdejmować odzienie, ale powstrzymał mnie- Zostaw, tobie przyda się bardziej.
-Dzięki...
-A teraz powiedz co się stało- poprosił. Usiedliśmy na ławce i opowiedziałam mu o całym dzisiejszym zajściu.
-Jesteś pewna, że to co mówiła jego matka to prawda?- zmarszczył czoło.
-Teraz nie jestem pewna niczego. Ale, jej zachowanie nie wskazywało na to, żeby kłamała, dopiero później- zawiesiłam głos- Trochę tak, jakby cieszyła się, że on mnie nie pamięta.
-Nie możemy wyciągać pochopnych wniosków- powiedział ze spokojem.
-Ale to nie było normalne! Sam przecież wiesz jacy oni...- popatrzyłam na jego delikatny uśmiech i westchnęłam- Ech, może i masz rację.
-Na pewno mam- położył rękę na moim udzie, po czym szybko ją zabrał, a jego twarz poczerwieniała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-A tak z innej beczki, co u Kastiela?
-U Kastiela?- zamyślił się, jak gdyby nie chciał wyznać prawdy- Szczerze mówiąc, odkąd przyjechał, nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Poza tym musiał odebrać swoją kuzynkę z lotniska. Dlaczego pytasz?
-Em, tak jakoś. Po prostu. Nie widziałam go dziś.
-Nie?
-Nie- zaprzeczyłam szybko.
-Czy w Los Angeles nie stało się nic... no wiesz, między tobą a Kastielem.
-Nie mówił ci nic?
-Jak już mówiłem, nie rozmawialiśmy długo.
-Ach...
-Przed wylotem powiedział mi jedynie, że musi wyjaśnić z tobą jakąś sprawę i nie może ona czekać ani chwili dłużej.
-Nie kwapił się do wyjaśnienia czegokolwiek.
-Wiesz, Kastiel ma czasami swoje dziwne pomysły.
-Tak, wiem... Może, może nie mówmy już o nim, hm? Pomówmy o czymś przyjemniejszym. Napisałeś ostatnio jakiś wiersz?
-Tak, nawet dwa.
-Będę mogła kiedyś przeczytać choć jeden?
-Może- zaśmiał się. Wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy przed siebie. Rozmawialiśmy głównie o twórczości Lysandra i o sztuce. Byliśmy tak pochłonięci rozmową, że nie zwróciliśmy uwagi, na to, że idziemy razem pod rękę. Było mi z nim naprawdę dobrze, czułam się przy nim swobodnie. Gdy Lysander opowiadał mi o jednym z wierszy, podniosłam głowę do góry, spoglądając w gwieździste niebo.
-"A twe oczy niczym gwiazdy błyszczące"- dokończył swoje dzieło i podążył za moim wzrokiem- Są piękne, prawda?
-Tak, bardzo- powiedziałam rozmarzonym głosem. Staliśmy chwilę w ciszy.
-Chyba powinniśmy już wracać. Będą się o ciebie martwić- odezwał się po chwili.
-Tak, masz rację.
Ruszyliśmy przed siebie w ciszy, nadal podziwiając gwiazdy na niebie. Wreszcie znaleźliśmy się pod moim domem.
-To do jutra- uśmiechnął się i ucałował moją dłoń.
-Dobranoc- odwzajemniłam uśmiech. -Do zobaczenia jutro.
Przeszłam przez furtkę. Nie odwracając się, z szerokim uśmiechem na ustach, weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Opuściłam głowę i zauważyłam, że nadal mam na sobie płaszcz chłopaka. Wybiegłam przed dom.
-Lysander!- krzyknęłam, jednak w pobliżu nikogo nie było. Zmrużyłam oczy widząc zbliżającą się postać. Podeszłam w jej stronę.
-Co robisz o tej porze na dworze? Już dawno po dobranocce- zaśmiał się.
-Kastiel?
-Spodziewałaś się kogoś innego?
-Szczerze powiedziawszy, tak- burknęłam.
-Kogo?- zapytał lekko poirytowany- I co ty masz na sobie? Czy to jest płaszcz Lysandra?- prawie krzyknął.
-Tak, a co?
-Spotykasz się z nim?
-Nie. Zresztą, co cię to interesuje. Nie powinieneś być ze swoją „kuzynką”?- spytałam robiąc w powietrzu cudzysłów.
-Jesteś zazdrosna.
-Nie- ucięłam jego śmiech- Za to ty o Lysandra owszem.
-Nie spotykasz się z nim.
-Może i nie, ale tak czy inaczej, nie powinno cię to interesować.
-Dobra, możemy się nie kłócić?- popatrzyłam na niego wyczekująco- Chcę porozmawiać.
-Ostatnio nie chciałeś tego robić. A później zwiałeś zostawiając jakąś kartkę- dodałam po chwili.
-Wiem, to było głupie. Ale musiałem odebrać kuzynkę z lotniska. Leci do swoich rodziców i miała tu przesiadkę. Nie jest wystarczając dorosła, żeby poradzić sobie samej.
-I rozumiem, że z wielką chęcią poleciałeś jej pomóc?
-Nie- odetchnął głęboko- Szczerze?- kiwnęłam głową- Byłem zły. Ba, byłem wściekły za to co mi powiedziałaś. Nie dociera do mnie, że wybrałaś jego zamiast mnie.
-Kastiel…
-Nie przerywaj mi. W czym on jest lepszy ode mnie? Nie pamiętasz naszych wspólnych chwil? Tych przed szkołą, koło muru? Gdy razem zajmowaliśmy się Tobby’m? Kiedy specjalnie dla ciebie przyleciałem? A ten dupek? Nie zrobił nic! Nie pamiętasz jak się kochaliśmy? Wiem, skłamałem wtedy. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Było nam razem dobrze!- zawiesił głos- Nadal może być… Musisz tylko jeszcze raz dać nam szansę.
-Ja…- chłopak rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego- To wszystko jest takie trudne.
Poczułam jak przybliża się do mnie. Jego ręka, która wcześniej obejmowała moje plecy, znajdowała się teraz na mej talii. Staliśmy twarzą w twarz. Spojrzał mi głęboko w oczy, aż przeszedł mnie dreszcz. Nie odrywał ode mnie wzroku ani na sekundę. Uniósł prawą dłoń i pogładził mnie po policzku. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego miękką skórę. W tym momencie chwycił mój podbródek, uniósł go do góry i musnął moje wargi swoimi ustami. Były takie gorące i wilgotne. Czułam, że trwało to dłużej niż w rzeczywistości. Gdy powoli zaczął odsuwać swoją twarz od mojej, spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Smutnym, gdyż pragnęłam więcej. Chłopak, jakby wyczuł to, ponieważ w jednej chwili znów mnie pocałował, wplatając swoje palce w moje włosy. Tym razem bardziej zmysłowo. Pocałunki były krótkie, jednak bardzo delikatne i romantyczne. Zarzuciłam swoje ręce na szyję chłopaka i delikatnie wspięłam się na palcach. Tym razem nie pozwoliłam, aby ostatni pocałunek skończył się szybko. Przeciągałam go, a Kastiel nawet nie protestował. Mruknęłam i poczułam jak usta czerwonowłosego wyginają się w półuśmiechu. Po skończonej czułości, z rozwartymi ustami, spojrzałam mu w oczy.
-Czy to znaczy tak?- zapytał z nadzieją. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami i powoli zaczęłam się cofać.
-Oddaj mu to, proszę- zdjęłam z siebie płaszcz i podałam go chłopakowi.
-Elena!- krzyknął, gdy uciekłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Pobiegłam do siebie do pokoju i szlochając, rzuciłam się na łóżko.
_________________________________________
Tak więc już jest! Zachęcam do komentowania i głosowania, a ja lecę pisać dalej :3