sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ V

-Jesteś pewna?- podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem. Poczułam jak w jednej chwili lecę na ziemię. Super, Kastiel ”podciął” mi nogi, więc siedzę teraz jak głupia na ulicy- Heh, widzę, że jednak sobie beze mnie poradzisz- zadrwił ze mnie i śmiejąc się zniknął za rogiem. Wstałam powoli, zabrałam swoją torbę spod muru i ruszyłam w stronę domu.
-Elenka i jak tam randka?- Aghata stała przy drzwiach, gdy tylko usłyszała jak otwieram furtkę.
-To NIE była RANDKA!
-No dobrze, dobrze, to jak tam twoja nierandka?
-Eh- sapnęłam siadają przy blacie w kuchni- Hej Nick- odmachał mi oglądają jakiś mecz w TV- No więc, z Natanielem było naprawdę ciekawie… Serio, świetnie się bawiłam!
-No dobra, a ta druga rand… nierandka?
-A to- uśmiechnęłam się- Miała być próba chłopaków, ale, że Armin i Alexy dopiero przyjechali i byli zmęczeni, próby nie było.
-Tak? Ale i tak wróciłaś o- popatrzyła na zegarek- 22.30
-Której?!- popatrzyłam z niedowierzaniem- Wow, trochę długo to trwało…
-Co takiego?- zapytała podejrzliwie.
-Spacer!- wypaliłam- Wiesz, jakaś taka zmęczona jestem, heh, już pójdę. Dobranoc!- czym prędzej pognałam na górę do pokoju. Gdy weszłam rzuciłam się na łóżko.
-Dobra Elena, nie podniecaj się tak… A jak on robi tak ze wszystkimi? O nie, nie, nie, jeśli tak, to tak mu jutro skopię ten tyłek, że się nie pozbiera. A jeśli nie robi tak ze wszystkimi? Może tylko ze mną? Eh, ale zna mnie tylko jeden dzień. JEDEN! Z drugiej strony ja też nam go tylko jeden dzień i już się zako… AAAAAA!- zaczęłam walić poduszką w głowę- Okej, okej, nie zakochałaś się, najlepiej zapomnij o tym co się dziś wydarzyło, zapomnij o nim, o jego cudownym uścisku, oszałamiających perfumach, delikatnych pocałunkach… Cholera Elena!- wzięłam kilka głębokich oddechów i poszłam do łazienki.
Wzięłam gorący prysznic i ruszyłam z powrotem do pokoju. Założyłam krótkie spodenki od piżamy i jakąś za dużą koszulkę mojego taty. Wzięłam do ręki książkę od biologii i położyłam się na łóżku. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam czytać.
-Przeczytałam ten dział chyba z 5 razy, wszystko umiem-powiedziałam do telefonu.
-A więc mi pomożesz? Super! Tylko bądź!- głos w słuchawce był naprawdę głośny- Aha, no i jutro wszystko mi opowiesz.
-Okej, okej, Roza ja muszę...
-Okej, to papatki!- rozłączyła się.
Poszłam umyć zęby. Spakowałam się i usiadłam z moją ulubioną książką na dużym parapecie z poduszkami. Zaczęłam czytać, tak się wciągnęłam, że nie zauważyłam, która godzina. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 5.30.
-Oh, świetnie, znowu nie spałam całą noc...
Za oknem było jeszcze trochę ciemno, ale zaskakująco ciepło. Poszłam wziąć szybki prysznic w nadziei, że nie obudzę cioci. Założyłam czarne rurki i szarą bluzę z kapturem. Wzięłam telefon, słuchawki i zeszłam na dół. Uf, nie obudziłam jej.
-Oh świetnie, nie wzięłam pieniędzy- mamrocząc do siebie znów poszłam do pokoju.
-Nigdzie ich nie ma! Cholera- syknęłam po cichu- Zostawiłam je w ramonesce. Świetnie, po prostu bomba!- zanim wyszłam z pokoju nabazgrałam na kartce, że lekcje zaczynam o 9, ale poszłam się przejść i niech się nie martwi. Ponownie zeszłam na dół i zostawiłam karteczkę w kuchni na blacie. Założyłam czarne trampki, wzięłam drobne i klucze z ramoneski i wyszłam. Oczywiście chciałam zachować ciszę, ale przecież jak to ja poobijałam się o drzwi, szafki, klucze kilkakrotnie spadły mi na panele. Innymi słowy, zrobiłam dużo hałasu.
-Fuck! Nie byłabym dobrą agentką- burknęłam do siebie wychodząc przez furtkę, którą przez przypadek kopnęłam.
Nie zastanawiając się już nad własną głupotą ruszyłam prosto do sklepu. Tak! 6.05, nie muszę czekać! Weszłam, wzięłam drożdżówkę, paczkę miętowych gum, zapłaciłam i wyszłam. Schowałam gumy do kieszeni, wsadziłam do uszu słuchawki i skierowałam się w stronę parku. W połowie drogi po mojej bułce została tylko papierowa torba. Eh, trzeba było wziąć dwie. Tuż za rogiem znajdowała się kawiarnia. Weszłam i kupiłam duże espresso na wynos. Pociągnęłam łyk gorącej kawy siedzą w parku na ławce.
-Tak, tego mi było trzeba.
-A wiesz, że gadanie do siebie, to pierwszy objaw schizofrenii.
-Hę?- odwróciłam się w stronę przybysza siadającego koło mnie- Och, to cudownie.
-Co tu robisz? Nie powinnaś spać o tej porze?- powiedział zadziornie.
-Nie, a ty nie powinieneś zająć się swoimi sprawami?- burknęłam.
-Demon!- chłopak przywołał swojego psa- No przecież zajmuję się swoimi sprawami- wskazał na biegnącego w naszą stronę ogromnego psa- Zresztą coś między nami jest.
-CO?!- zakrztusiłam się kawą- Nic między nami nie ma- odparłam już nieco spokojniej.
-Kumplujemy się. To jest coś. Chyba nie powiesz mi, że myślałaś, że ty i ja...- parsknął śmiechem.
-Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
-Jasne, jasne- powiedział otaczając mnie ramieniem.
-Zabieraj tę łapę- skrzywiłam się, na co on zaczął rysować coś palcami po moim ramieniu. Przeszły mnie ciarki. Chyba to wyczuł, ponieważ zaczął przesuwać swoje palce w stronę mojej szyi. O nie, byle nie szyja! Opuszki jego palców delikatnie muskały mój kark.
-Kas…- szepnęłam- O co ci właściwie chodzi?
-Hm?- zabrał rękę z mojej szyi.
-To teraz i wczoraj pod murem… Co… Dlaczego to zrobiłeś?
-Sam nie wiem- odparł obojętnie.
-Bawisz się mną?- w mgnieniu oka stałam się dla niego oschła.
-Nie wiem. Może. Nie, chyba nie. Dlaczego tak myślisz?
-No bo wiesz… Znamy się dopiero dwa dni.
-Ta? A wydaje mi się, jakbyśmy znali się całe lata.
-Wiem, że chciałbyś dłużej znać taką laskę jak ja- zaśmiałam się.
-W sumie… Ta, chciałbym- uśmiechnął się- Dobra, idę odprowadzić Demona idziesz ze mną?
-Pewnie, czemu nie- wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę domu Kastiela. W sumie, to on prowadził, bo nie mam zielonego pojęcia gdzie mieszka. Szliśmy w ciszy.
-Powiedz… Miałeś już dziewczynę?
-Czemu cię to interesuje?
-Serio, jakaś dziewczyna z tobą wytrzymała?
-Haha, dziwi cię to?
-Trochę… Ale teraz jesteś sam?
-A co? Chcesz się ustawić w kolejce do bycia moją dziewczyną?
-Co?! Nie! Nigdy w życiu! A nawet jeśli bym chciała, to nie potrzebuję kolejki- puściłam mu oczko.
-Pffff…
Znów znaleźliśmy się pod szkołą. Przypomniała mi się sytuacja z wczoraj, aż przeszedł mnie dreszcz podniecenia.
-O czym myślisz?- spytał po chwili.
-Nie, o niczym. Właśnie, gdzie ty właściwie mieszkasz?
-Niedaleko- spuścił Demona za smyczy. Po około 3 minutach znaleźliśmy się naprzeciwko mojego domu.
-Eh, Kastiel… Mieliśmy iść do ciebie.
-No i idziemy- uśmiechnął się i wszedł przez furtkę do domu naprzeciwko.
-Czekaj… Jesteś moim sąsiadem?!
-Hahahaha! Ale masz minę!- zaśmiał się otwierając mi drzwi do domu.
-Ładny masz ogródek- powiedziałam wchodząc.
-Nie mój. Matki- zamknął drzwi- Idź do salonu ja zaraz wrócę.
Weszłam przez długi beżowy korytarz. Na ścianach znajdowały się płaskie kamienie. Robiły ogromne wrażenie. Naprzeciw mnie znajdowała się duża, przestronna kuchnia. Po prawej stronie jeden schodek na dół, który prowadził do salonu. Drewniana podłoga, na środku kremowa kanapa, która stała na białym puchatym dywanie.  Naprzeciwko komoda z ciemnego drewna, nad nią wisiał telewizor. Z prawej strony salonu stało parę roślin doniczkowych, jakieś szafki i równo poustawiane kartony. Przed kanapą stał ciemnobrązowy stolik, który był zawalony brudnymi szklankami, miskami, przeróżnymi opakowaniami po zupkach chińskich, pizzach, zapiekankach.
Po lewej stronie kuchni znajdowały się schody w górę i w dół. Zapewne na górze są pokoje, a na dole piwnica. Nie powiem, miałam ochotę tam zajrzeć. W piwnicy można znaleźć zawsze jakieś skarby, ale nie takie jak na strychu.
Udałam się do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie. Po chwili przyszedł Kas.
-Może pomóc ci to- wskazałam na stolik- ogarnąć?
-Przecież jest ogarnięte- skrzywił się. Pomrugałam kilkakrotnie, po czym zaczęłam zbierać zaschnięte miski. Patrzył na nie jak na idiotkę.
-No rusz się- szturchnęłam go wchodząc po schodku. Chłopak niechętnie ruszył się w kierunku stolika. Mozolnie zaczął zbierać papierki, kiedy ja wkładałam wszystko do zlewu.
-Wiesz, że tam jest zmywarka?
-Wiesz, że to jest tak zaschnięte, że zmywarka tego nie domyje?- zaczęłam lać wodę dodając płynu do mycia naczyń- Masz gdzieś druciaka?
-Co mam?- znów popatrzył na mnie jak na kosmitę.
-To taka druciana gąbka do mycia naczyń….
-Aaaa, w szafce nad zlewem- podziękowałam i zaczęłam szorować. Kastiel powrzucał wszystkie opakowania i papierki do śmieci, po czym uwalił się „zmęczony” na kanapę włączając telewizor. Ja mam odwalać brudną robotę? O NIE!
-No chyba żartujesz kolego- krzyknęłam.
-Co znowu?
-Chodź tu i mi pomóż- na te słowa Kastiel zaczął się głośno śmiać i rzucać po kanapie. Śmiał się tak głośno, że Demon zbiegł z góry szczekając- Powiedziałam CHODŹ!- zmroziłam go wzrokiem. Po chwili się uspokoił i podszedł do mnie. Wręczyłam mu ścierkę i mokrą miskę- Masz i wycieraj.
-Kpisz sobie ze mnie?- zrobił wielkie oczy.
-Ani trochę- wyszczerzyłam się.
Zaczęliśmy wspólną „pracę”. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Oczywiście nie obyło się bez chlapania się wodą. Ponieważ to ja stałam bliżej kranu, to Kastiel był bardziej mokry ode mnie, z czego nie był zadowolony. Po skończonej zabawie opadliśmy zmęczeni na kanapę. Pod naszymi nogami ułożył się Demon.
-Elena?- spojrzałam na niego- Lubisz łaskotki?
-CO?!- natychmiast poderwałam się z miejsca- NIE!- zaczęłam uciekać, ponieważ czerwonowłosy postanowił mnie gonić. Uciekałam przed nim dobre 10 minut, aż wreszcie zatrzymałam się przy jednej z szafek ze zdjęciami. Wzięłam do ręki jedną z fotografii, która przedstawiała małego, szczęśliwego chłopca z rodzicami i psem.
-To ty i twoi rodzice?
-Ta, nienawidzę tego zdjęcia.
-Dlaczego?
-Bo nienawidzę tych ludzi i tyle- syknął i poszedł otworzyć drzwi, do których ktoś od dłuższego czasu się dobijał. 
 ________________________________________________________________________

Okej, wiem, że trochę długo nie było nowego rozdziału, ale brak weny. Mam nadzieję, że rozdział się podoba oraz, że następny już niedługo (:

sobota, 12 lipca 2014

ROZDZIAŁ IV

-Elenka! Jakiś przystojniak do ciebie!- usłyszałam głos Aghaty dobiegający z dołu.
Zbiegłam szybko na dół. Skacząc z ostatniego schodka mało co się nie zabiłam.
-KASTIEL?!
-Miłe przywitanie, dzięki- skrzywił się.
-Sorki, ale co tu robisz?- dalej nie wierzyłam w to co, a raczej kogo widzę. Dziewczyny zeszły na dół. Nie powiem, ich miny były przerażone.
-Eh, hej Kastiel. Elena… możesz na chwilę?- białowłosa przywołała mnie gestem.
-Przepraszam na momencik- uśmiechnęłam się przepraszająco do chłopaka- Co?- spytałam, gdy byłyśmy same w kuchni.
-Będzie źle- jęknęła fioletowOWłosa.
-Czemu?
-Oni się nienawidzą!- krzyknęła Rozalia.
-Ciii! Ale kto?- spytałam szeptem.
-Kastiel z Natanielem- sprostowała mnie Viola.
-No, tak, ale co to ma do…- usłyszałam dzwonek. No tak, przecież Nataniel miał przyjść, a teraz u mnie w domu jest jeszcze Kas…- O MÓJ BOŻE! ZABIJĄ MNIE!- wybiegłam jak poparzona z kuchni. Och świetnie, stoję z otwartą buzią, pewnie wyglądam jak idiotka… Dobra Elena, popraw włosy, uśmiechnij się i zachowuj dobrze i naturalnie.
-Nataniel?- spytałam uważnie, po czym skarciłam się w głowie, miałam zachowywać się dobrze.
-Jest 16.02- spojrzał na zegarek- Przepraszam…
-Och to? Nie, nie chodzi mi o godzinę- uśmiechnęłam się.
-Możesz mi powiedzieć co on tutaj robi?!- Kastiel nie wygląda najlepiej.
-Umówiłem się z nią, zazdrosny?!
-Ty z nią?! Na randkę?!- Chyba ja z nim! I to NIE JEST ŻADNA RANDKA!
-Hej, hej, hej, hej!- stanęłam pomiędzy nimi- To jest zwykłe spotkanie. Nic więcej- patrzyłam Kasowi prosto w oczy. Kurczę, czy ja mu się tłumaczę, czy co?
-Jasne- prychnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Dziewczyny, tak samo jak Aghata i Nicolas stali wpatrując się w całe to zajście z niedowierzaniem.
-On jest nienormalny- zaśmiał się blondyn.
-Heh… tak…- nie byłam zadowolona z tej sytuacji.
-Idziemy?- spytał po chwili
- Nie wiem kiedy wrócę, pa dziewczyny, pa Aghato, pa Nicolas!- odmachał mi szczerząc się. Naprawdę go lubię!
Zamknęłam za sobą drzwi. Dalej nie wiedziałam dlaczego się nienawidzą… Poza tym, przykro mi, że Kastiel się tak zachował…
-Bardzo ładnie wyglądasz- powiedział po chwili bacznie mi się przyglądając.
-Hę? Ach, dziękuję- uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.
-Nad czym tak myślisz?
-Eh, dziwi mnie zachowanie Kastiela.
-Nie przejmuj się nim- uśmiechnął się smutno, po czym dodał- On często wyżywa się na innych jak jest zły.
-Ale dlaczego jest zły? Nie, przepraszam. Nie gadajmy o nim, co?
-Dobry pomysł!- od razu zrobił się szczęśliwszy.
Poszliśmy do kafejki coś zjeść, a następie bardzo długo chodziliśmy po parku rozmawiając, śmiejąc się i żartując.
-Chcesz usiąść?- wskazał na ławkę.
-Wolałabym usiąść pod tym drzewem. Chcesz też?
-Pewnie!- usiedliśmy oboje i znów zaczęliśmy rozmawiać.
-Mam pytanko- zaczęłam, a on pytająco na mnie spojrzał- Masz dziewczynę?
-C-co?- spalił buraka- S-skąd przyszło ci do głowy takie pytanie- tak uroczo wyglądał z tą zmieszaną miną!
-No bo wiesz, podobasz się Melanii.
-Eh...- zrobił zrezygnowaną minę- Problem w tym, że ona mi się nie podoba. Znaczy jest bardzo ładną dziewczyną, ale nie czuję do niej tego co do cie... Ciepło. Ciepło dziś no nie?
-Haha tak- uśmiechnęłam się szeroko. Czy on też coś do mnie czuje? O nie! To znaczy, że się zakochałam? Ratunku...- Już chyba późno... Wiesz która godzina?- spojrzał na zegarek.
-Jest równo 20.30, musisz już wracać?
-20.30?!- krzyknęłam i poderwałam się z miejsca.
-Odprowadzić cię?- wstał również.
-Mógłbyś?- przynajmniej spędzę z nim jeszcze trochę czasu.
Szliśmy w ciszy, ale sama obecność Nataniela przy mnie sprawiała, że na moich ustach widniał uśmiech.
-Rozbawiło cię coś?- spytał patrząc na mnie.
-Nie- zaśmiałam się cicho- Po prostu cię lubię!
-Ach tak? A więc nie przeszkadzałoby ci to?- podszedł do mnie bardzo blisko i.... zaczął łaskotać.
-Nataniel!- zaczęłam wyrywać się z jego objęć, ale był zbyt silny- Hahahaha! Proszę cięę! Aaaaa! Hahahahahahaha stop! Poddaję się! Zrobię co zechcesz, ale proszę puść! Hahahaha!
-Wszystko?- na chwilę przestał.
-Nooo chyba nie do końca- dotknął opuszkami mojej talii- Okej, wszystko!
-Dobra, jutro po szkole w parku.
-Spotkanie jak dziś?- przytaknął- Zgoda- uśmiechnęłam się.
-No to do zobaczenia Eleno- powiedział, gdy doszliśmy pod furtkę.
-Do zobaczenia- pomachałam mu na pożegnanie i pędem pobiegłam do domu.
-Hej Elenka i jak tam randka?- o nie, Aghata będzie mnie teraz bombardować pytaniami.
-Muszę teraz szybko pokój, szkoła, próba!- rzuciłam hasłami i wbiegłam do pokoju z prędkością światła. Zaczęłam przebierać w szafie.
-Nic tu nie ma!!!!! Zaraz, czemu ja się tym przejmuję? Przecież będzie tam Lysander, Kastiel- mimowolnie się uśmiechnęłam- Armin i Alexy... No właśnie! Nie znam ich! Jejku jejkuuu! Spokojnie Elena. Masz 20 minut... 20?!
Chwyciłam pierwsze lepsze czarne rurki, do tego czarną koszulkę z dużym białym krzyżem i czarne trampki. Stanęłam przed lustrem. Zmierzyłam swoje odbicie od stóp do głów.
-Nie jest źle. Prócz tego, że znów ubrałaś się na czarno... Nieważne.
Przepakowałam rzeczy do (...czarnej...) torby i zeszłam spokojne na dół. 20.50
-Halo halo, a gdzie ty się wybierasz młoda damo?
-Do szkoły- popatrzyła na mnie z politowaniem- Naprawdę, chłopaki mają próbę zespołu, Kastiel mnie dzisiaj zaprosił i...
-Ten czerwonowłosy? Ten z dzisiaj?
-Tak i chciałabym to z nim wyjaśnić, bo wiesz, oni za sobą nie przepadają.
-Haha, wiem to! Dało się to wyczuć od kiedy blondas tu przyszedł. Zresztą, Rozalka i Violetka wszystko mi powiedziały. A tak na marginesie, to ten Kastiel jest całkiem całkiem, więc działaj! Tylko wróć przed północą- pogroziła palcem.
-Obiecuję!- krzyknęłam wychodząc.
Dotarłam pod szkołę o 20.58. Okej, wszystko pięknie. Szkoda tylko, że nie powiedział mi gdzie ją mają...
-Elena?- odwróciłam się i ujrzałam 'mojego księcia' oraz Pana Awanturnika.
-Hej- uśmiechnęłam się, na co czerwonowłosy prychnął.
-Idę stąd- zanim zdążyłam coś powiedzieć, chłopak zniknął za murem szkoły.
-Eh, chciałam z nim porozmawiać- jęknęłam zrezygnowana.
-Spokojnie. Poszedł tylko zapalić. Jeśli to takie pilne, to poczekaj tu na niego. Ja niestety muszę już wracać. Do zobaczenia jutro!- uśmiechnął się białowłosy.
-Do zobaczenia- odparłam, siadając na jednej z ławek.
Po około 10 minutach Kastiel wrócił.
-Czego chcesz?- warknął podchodząc do mnie.
-Miałam przyjść na waszą próbę.
-Nie ma jej. Armin i Alexy dopiero wrócili do domu.
-Szkoda- wzięłam głęboki oddech, po czym cicho spytałam- O co ci chodziło dzisiaj u mnie w domu? I właściwie skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Widziałem jak szłaś z dziewczynami.
-O co ci chodziło dzisiaj u mnie w domu?- powtórzyłam.
-O nic- uciął.
-Uważasz, że chęć mordu w oczach, krzyki i trzaskanie drzwiami to u ciebie codzienność?
-Tak! Przeszkadza ci to?! Idź już lepiej do swojego blond chłoptasia!
Więc o to tu chodzi- zaśmiałam się- Jesteś zazdrosny.
-Co ty pieprzysz? O tego idiotę? Nigdy w życiu- powiedział spokojniej.
-Jak chcesz. Ale wiedz, że mnie i Nataniela- zacisnął pięści- nic nie łączy.
-Jasne, to po co przyszedł?
-Na spacer. Chciałam go poznać. Zresztą proszę cię, znam gościa dopiero jeden dzień. Chyba nie myślisz, że się zakochałam...
-W nim na pewno nie- uśmiechnął się i zwrócił się do wyjścia.
-Hej!- poderwałam się z miejsca i ruszyłam za nim. Dogoniłam go przy murze szkoły- Sugerujesz coś?
-Ja? Nigdy- powiedział niewinnie- Ale zawsze można sprawić, że się zakochasz- przycisnął mnie do muru.
-Złaź ze mnie! Jesteś cholernie ciężki!- sapnęłam.
-Podoba ci się to, co?
-Chciałbyś- skrzywiłam się.
-No weź... Wiem, że mnie lubisz- ukazał swoje śnieżnobiałe zęby.
-Lubię. Ale to nic nie znaczy!
-A ja myślę, że jednak coś to znaczy- szepnął mi do ucha, tak, że oddechem łaskotał moją szyję. Skrzywiłam się i przytkałam moje lewe ramię do szyi.
-Co jest?- szepnął jeszcze raz na co za zaczęłam się głośno śmiać. Chyba mu się to nie spodobało.
-Uważasz, że to takie zabawne- warknął odsuwając się ode mnie.
-Nie, ja po prostu mam ogromne łaskotki na szyi i...- uniósł jedną brew do góry, kurcze po co ja to mówiłam. W mgnieniu oka znów przygniótł mnie do muru unosząc moje ręce do góry i przytrzymując je.
-Czyli mówisz, że to- delikatnie dmuchnął w moją szyję- doprowadza cię do obłędu?
-Nie, nie, nie! Proszę nie!- wierciłam się, a chłopak zaczął łaskotać moją szyję oddechem po drugiej stronie. Przysunął się do mnie jeszcze bardziej. Poczułam jak jego idealne mięśnie brzucha są napięte. Zawiał delikatnie wiatr, a ja poczułam intensywnie mieszankę jego perfum i dymu papierosowego. Przyznam się, że na chwilę odpłynęłam. Po chwili Kastiel ostrożnie zwolnił uścisk na moich rękach, a ja niepewnie opuściłam je na jego ramiona. Zaś jego dłonie zaczęły zjeżdżać od moich ramion w dół, aż zatrzymały się na biodrach. Zamknęłam oczy i zaczęłam bawić się jego włosami, a na mojej szyi poczułam coś wilgotnego. Kastiel mnie całował. Już nie czułam szaleńczego łaskotania, ale delikatną i zmysłową przyjemność. Zamknęłam oczy. Jęknęłam. Chłopak przerwał, ale ja nadal nie otwierałam oczu. Poczułam jak coś zbliża się do mojej twarzy, trochę zaniepokojona, ale spragniona czekałam na dalszy tok wydarzeń. Jego usta delikatnie musnęły moje. Jęknęłam ponownie, a czerwonowłosy dotknął delikatnie ręką mojego policzka.
-Jesteś taka pociągająca- szepnął.
-Kastiel co ty robisz?- spytałam cicho.
-Nic- uśmiechnął się zadziornie- Masz ochotę na więcej?
-Nie... Wiesz, ja już chyba muszę iść- chłopak znów musnął moje usta- Przez grzeczność cię nie walnę- skrzywiłam się.
-Hej, nie mów, że ci się nie podobało- udał urażoną minę.
-Ani trochę- skrzyżowałam ręce na piersi- Naprawdę muszę iść.
-Jasne- fuknął, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.-Ej!- wyrwałam swoją rękę- Potrafię sama iść.
-Jesteś pewna?- podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem. Poczułam jak w jednej chwili lecę na ziemię. Super, Kastiel "podciął" mi nogi, więc siedzę teraz jak głupia na ulicy- Heh, widzę, że jednak sobie beze mnie poradzisz- zadrwił ze mnie i śmiejąc się zniknął za rogiem.
 _______________________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale nie miałam czasu... Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Komentarze mile widziane! (:

czwartek, 10 lipca 2014

ROZDZIAŁ III

-Stoi. Elena- wyciągnęłam rękę.
-Amber- uścisnęła ją.
Gdy już miałam wchodzić blondyna znów się odezwała:
-Albo wiesz… nie chcę twojej pomocy, i tak nie będziesz miała z nim dobrych kontaktów. Szczególnie jak się dowie na kogo lecisz.
-Proszę bardzo- uśmiechnęłam się krzywo- Tylko czekam na to, żebyś do niego podeszła, a on od razu cię spławi- trzymając się za brzuch ze śmiechu wyszłam z sali.
Następne lekcje zleciały bardzo szybko. Usiadłam z Rozalią i dużo gadałyśmy. Nie powiem, na każdej lekcji zwracano nam uwagę. Haha, to śmieszne, pierwszy dzień i już mnie uspokajają. WŁAŚNIE! Miałam zrobić dobre pierwsze wrażenie…nie moja wina, że dużo gadam… Ale popiszę się moimi ocenami. Nie żebym się chwaliła, ale moje oceny nigdy nie były niższe niż 5-. Oczywiście nie jestem kujonem, wszelakie informacje szybko wchodzą mi do głowy i zostają na zawsze. Dlatego moje życie zarówno szkolne jak i towarzyskie było bardzo udane.
Gdy poszłyśmy z Rozą i Violą (tak, to z nimi najbardziej się zaprzyjaźniłam) do szafek białowłosa wypaliła:
-No Elena… podoba ci się jakiś chłopak?- uśmiechnęła się.
-Że co proszę?- zachłysnęłam się powietrzem.
-To musi znaczyć tak!- Violetta stałą się przy nas bardziej otwarta.
-Dziewczyny- zaśmiałam się- Jestem tu dopiero pierwszy dzień… Nie oczekujcie ode mnie, że znalazłam już swoją wielka miłość…
-Hej dziewczyny- podszedł do nas Nataniel. Z zaskoczenia upuściłam książki, które zabierałam z szafki. Prosto na nogę.
-Fuck!- syknęłam.
-Elena, wszystko okej?- wyglądał na bardzo zmartwionego.
-Co? Tak, to tylko te durne książki- schyliłam się po nie, po czym on zrobił to samo. Złapał książkę w tym samym momencie co ja, przez co nasz dłonie się dotknęły. Czułam, że lekko się rumienię, Nataniel z reszt też.
-Prze-przepraszam- wydukał.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się i podniosłam. Niestety moja szafka była nadal otwarta, więc z całą siłą uderzyłam się w głowę.
-ELENA!- cała trójka odezwała się jednocześnie. Po chwili poczułam okropny ból w głowie, jakby ktoś z całej siły przywalił mi młotem. Osunęłam się na ziemię. Po chwili czyjeś mocne ramiona trzymał mnie.
-Eej.. okej?
-Tak, jest.. ał! Tak, jest okej- uśmiechnęłam się, wyzwalając się  uścisków chłopaka.
-Robisz dziś coś po szkole?- zapytał niepewnie, gdy ja podnosiłam torbę z ziemi.
-Dziś? Dziś, dziś, dziś…chyba ni… ah! Jestem umówiona o 21, ale wcześniej jestem wolna- uśmiechnęłam się zamykając ostrożnie szafkę.
-Chcesz może… znaczy… jeśli chcesz… to ja…- przełknął ślinę- Bo ładna pogoda dzisiaj… i… może chciałabyś- uśmiechnęłam się do niego ciepło- Może chciałabyś dzisiaj gdzieś wyjść?- powiedział jednym tchem.
-Z tobą?- skrzywiłam się- Oh pewnie, że tak! Tylko udawałam- zaśmiałam się, na co chłopakowi bardzo ulżyło.
-To wpadnę po ciebie o 17, okej?
-Spoko, będę czekać- odmachałam mu.
-Randka!!!!!- pisnęły we dwie- Może chcesz żebyśmy przyszły do ciebie i pomogły ci się wyszykować?- zapytała białowłosa.
-Ale to nie jest randka…To zwykłe przyjacielskie spotkanie…
-Elena, my wiemy co jest grane- Violetta powiedziała to bardzo poważnie.
-Nie dacie za wygraną co?- zaśmiałam się.
-Nie!- odparły razem.
-Okej, więc idziemy do mnie!- zakomunikowałam.
-Szybko, szybko! Jest już 13.30! mamy mało czasu!- pognały mnie.
Wyszłyśmy na dziedziniec i skierowałyśmy się w stronę mojego domu.
-Twoja ciocia jest w domu?- zapytał fioletowowłosa.
-Nie mam pojęcia, chyba nie. Ale spokojnie, jest super! I robi najlepsze naleśniki na świecie- rozmarzyłam się.
-To o Natanielku tak myślisz?- zmroziłam oby dwie wzrokiem.
Dziewczyny całą drogę chichotały wymyślając jak to będzie super na mojej ‘randce’, jaką suknię będę miała na nasz ślub, gdzie pojedziemy w podróż poślubną, jakie będą nasze dzieci… HOLA HOLA! ŚLUB, PODRÓŻ POŚLUBNA, DZIECI?! No tego to chyba za wiele…Znam kolesia jeden dzień. JEDEN! Weszłyśmy przez furtkę, podeszłam do drzwi i złapałam klamkę, którą nacisnęłam, ale drzwi się nie otworzyły.
-Dziewczyny… jesteśmy same!- ucieszyły się.
Przekręciłam kluczem w zamku i pchnęłam drzwi. Nie powiem, to co zobaczyłam nieźle mnie zamurowało. Szybko zamknęłam drzwi.
-Szybko, szybko! Zaraz wejdziemy- krzyknęłam.
-O co chodzi?- zapytały.
-Uhh… moja ciocia… chyba znalazła sobie faceta. Nie muszę opiswać szczegółów co?- zaprzeczyły szybko.
-Dobra! Wchodzimy!- znów krzyknęłam i otworzyłam powoli drzwi. Najpierw moja głowa skanowała, czy wszystko jest w należytym porządku, a następnie reszta mojego ciała jak i dziewczyny weszły do środka.
-Elenka kochanie, przepraszam- ciocia jak i jej facet… chyba… wyglądali na bardzo zmieszanych.
-Okej, okej. Tylko może następnym razem mnie uprzedź, gdy będziesz sprowadzać  do domu swojego faceta, co? Albo chociaż idźcie do ciebie do pokoju… Ah, właśnie- przywołałam dziewczyny gestem- To jest Rozalia, a to Violetta.
-Dzień dobry- powiedziały.
-Dzień dobry kochane- na twarz Aghaty malował się uśmiech- Ah i mówcie do mnie Aghata, okej? No tak… To jest Nicolas- na jej twarzy zawidniał rumieniec. Delikatny, ale zawsze to RUMIENIEC!- Nicolas, to moja siostrzenica Elena i jej przyjaciółki Rozalia i Violetta.
-Dzień dobry- przywitałyśmy się.
-Wystarczy cześć- wystawił swoje śnieżnobiałe zęby. Już go polubiłam.
-Elenka- NIENAWIDZĘ TEGO ZDROBNIENIA!- Macie zamiar urządzić sobie nocowanko?
-Niekoniecznie, po prostu idę dzisiaj na…
-Idzie na randkę!- Rozalia mi przerwała.
-Na c-co? Na randkę?!- o nie, jest zła?- No pięknie! Pierwszy dzień i już randki… mam nadzieję, że zrobicie ją na bóstwo!- zwróciła się do dziewczyn- No bierzcie się do roboty! Raz dwa!
Niechętnie ruszyłam się na górę do swojego pokoju. Gdy tylko weszłam przez próg od razu rzuciłam cię na moje ciemnobrązowe duże łóżko. Tak bardzo lubię ten pokój. Czerwone ściany, tak, to zdecydowanie dla mnie. Na środku pokoju moje łóżko, z lewej strony garderoba w kolorze, tak jak łóżko, ciemnobrązowym. Po prawej strone znajdowało się biurko, na którym stał laptop i porozrzucane książki, zeszyty, kartki itd., półka z książkami i ciemne dębowe drzwi do mojej prywatnej łazienki. Podłoga jak to podłoga, ciemnobrązowe panele i czerwony puchaty dywan koło łóżka. Ściany mojego pokoju obwieszone różnymi plakatami i zdjęciami (głównie ze starego gimnazjum i liceum). Na półeczce koło łóżka stała lampka nocna, telefon, jakieś słodycze i papierki oraz zdjęcie.
-Hej, kto to?- Rozalia wzięła ramkę ze zdjęciem do ręki. Przedstawiało ono dziewczynę, która całowała w polik jakiegoś szatyna.
-Hm?- uniosłam się z poduszek i rzuciłam się na dziewczynę- Zostaw!
-Czekaj… to ty?!- odsunęła się szybko, a ja wpadłam na ścianę.
-Tak, proszę.. odłóż- jęknęłam.
-Nie, póki mi nie powiesz kto to jest- Violetta podbiegła do białowłosej i patrzyła na zdjęcie.
-Eh… to Ken. Tak, mój przyjaciel z dzieciństwa. Wiem, jest ode mnie trochę niższy, ma na głowie grzyba i okulary grubości- pokazałam grubość palcami- Tak, tęsknie za nim, co jest dziwne- podrapałam się po głowie- Jego ojciec na początku tych wakacji wysłał go do szkoły wojskowej, żeby trochę zmężniał- zaśmiałam się.
Dziewczyny mówiły coś, ale nie słuchałam jej tylko poszłam wziąć szybki, orzeźwiający prysznic.
Koniec- owinęłam się ręcznikiem, na którym spoczywały moje gęste i wilgotne kasztanowe włosy. Moje oczy... brązowe. Nos prosty, nie ma piegów, nie ma żadnych niedoskonałości... Jejku, naprawdę przejmuję się tym spotkaniem... czy tam randką. Wyszłam z łazienki, dziewczyny już czekały. Zrobiły mi delikatny makijaż pod kolor sukienki. O nie, sukienka... Jak ja ich nie cierpię!
-Idź to załóż- Roza podała mi sukienkę i wysłała do łazienki.
Założyłam bieliznę i stojąc w niej samej patrzyłam z nienawiścią na tę łososiową francę.
-Teraz ci się udało, ale pamiętaj... NIGDY WIĘCEJ CIĘ NIE ZAŁOŻĘ! Czy ja gadam do sukienki? Zabijcie mnie, ze mną jest już coraz gorzej...
Wreszcie założyłam zwiewną sukienkę na ramiączkach. Sięgała mi nieco do połowy uda. Nawet nie wyglądam tak źle... Wróciłam do pokoju.
-Okej teraz bubububutyyyyyy!
-Roza... nie przesadzasz?
-Ci! Masz i załóż- wcisnęłam więc na nogi brązowe sandałki i zarzuciłam przez ramię małą torebkę w tym samym kolorze.
-Okej, co do włosów- zaczęła Viola.
-O nie, nie, nie- zaśmiałam się ironicznie- Założyłam TO- wskazałam na sukienkę- więc o włosach ja decyduję. Zostaną takie jakie są. Okej, jest 16.55, idziemy na...
-Elenka! Jakiś przystojniak do ciebie!- usłyszałam głos Aghaty dobiegający z dołu.

środa, 9 lipca 2014

ROZDZIAŁ II

-Cześć- popatrzyłam na niego wyczekująco- Do zobaczenia! Miło było cię poznać! Jesteś super, mam nadzieję, że znów się spotkamy!- wyszczerzył się. Wywróciłam oczami i poszłam. Wróciłam do szkoły po 20 minutach.
-W sumie nie wyszłam aż tak źle na tym zdjęciu. Cholera Elena przestań gadać do siebie!- weszłam na dziedziniec. Nikogo nie było, więc poszłam od razu do Nataniela. Zapukałam i weszłam.
-Hej Nata…o, cześć. Jest może Nataniel?- zamiast chłopaka zastałam niską brunetkę ubraną w białą spódniczkę i niebieskie sweterek.
-Nie. Niedługo powinien być, a ty to jego…
-Elena Moore. Nowa uczennica- uśmiechnęłam się.
-Ach to ty! Jestem Melania, miło mi- od razu zrobiła się jakaś milsza. Ktoś wszedł do pokoju.
-Melanio znalazłaś papiery Le… och, Elena! Witaj- uśmiechnął się- Masz już zdjęcie?
-Tak, proszę- podałam mu- Czy dzisiaj już zaczynam lekcje?
-T-tak. Twój plan, proszę- podał mi.
-Hm 2B, super. A wy w jakiej jesteście?
-Też 2B- chłopak był bardzo szczęśliwy.
-A ty Melanio?
-Też 2B…- ona była wręcz wściekła. Chyba mnie nie lubi…trudno, nie ona jedna jest w tej szkole! Uśmiechnęłam się.
Zadzwonił dzwonek na przerwę.
-Okej, czyli teraz mamy historię w Sali 213
-Tak, mogę pójść z tobą...jeśli chcesz oczywiście...
-Spoko, chodźmy- razem z blondynem wyszliśmy z pokoju gospodarzy i udaliśmy się na drugie piętro. W trakcie przerwy Nataniel przedstawił mnie kilku osobom. Okazało się, że większość z nich chodzi ze mną do klasy. Poznałam Violettę, jest cicha i nieśmiała, ale bardzo sympatyczna, rudowłosą Iris, Kim, redaktorkę szkolnej gazetki Peggy. Poznałam również Rozalię, dziewczynę z pięknymi, długimi, białymi włosami. Jest naprawdę ładna. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Mam przeczucie, że będziemy najlepszymi przyjaciółkami. Jak się później okazało, Roza ma o 2 lata starszego chłopaka Leo, który prowadzi sklep z ubraniami. Zarówno chłopak jak i jego młodszy brat Lysander ubierają się w stylu wiktoriańskim. No! To jest szansa, że wyglądają bosko albo są totalnymi bezguściami....Stawiam jednak na to pierwsze. W końcu jeden z nich, to chłopak Rozalii, a ona ma dobry gust. Oczywiście, nie patrzę tylko na wygląd... ale jednak ma on jakieś znaczenie nie?
-Czyli Lyyyyy...sander? Tak? Tak. Lysander chodzi do tej szkoły?
-Mhm, do naszej klasy- odpowiedziała białowłosa- Oh, masz szansę go poznać. Właśnie tu idzie- dziewczyna pomachała w stronę jakiegoś chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę i zamarłam. Ujrzałam wysokiego białowłosego chłopaka. Ubrany w zielono-czarny strój w stylu  wiktoriańskim. Jego oczy...Jejciu, jego oczy! Prawe było złote, a lewe zielone jak oczy kota. Aż przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Po chwili zauważyłam, że końcówki jego włosów przechodzą w kolor głębokiej czerni. Wyglądał jak wyjęty prosto z jakiejś bajki. CHŁOPIE OŻEŃ SIĘ ZE MNĄ I UCIEKNIJMY DO TWOJEJ KRAINY!!!!!
-Elena?.... Elena?
-Hm?- nawet nie zwróciłam uwagi, że chłopak podszedł i się przedstawił. Zapatrzyłam się w niego jak głupia.... ciekawe ile to trwało- Hej, jestem Elena- wyciągnęłam rękę na przywitanie.
-Lysander. Miło mi cię poznać- ukłonił się delikatnie całując moją dłoń- Dlaczego tak na mnie patrzysz?- uśmiechnął się.
-Nie, nie- zaśmiałam się- Po prostu jestem pod wrażeniem, że istnieją jeszcze tacy dżentelmeni. Ah, mnie też jest miło cię poznać.
Przez dalszą część przerwy rozmawialiśmy głównie o mnie i o tym, dlaczego przyjechałam dopiero teraz. Nataniel na chwilę nas przeprosił, bo przypomniał sobie, że musi coś załatwić.
-Już pierwszego dnia wyrywasz chłopaków?- Rozalia uśmiechnęła się szeroko.
-C-co?! O czym ty gadasz- oburzyłam się.
-Nie widziałaś jak blondas na ciebie patrzy? Tylko uważaj na Amber...
-Amber?
-Właśnie idzie- wskazała w stronę trzech dziewczyn- Amber  jej świta...
Amber, blondynka z toną tapety na twarzy, a razem z nią Li, która non stop spogląda w lusterko i poprawia sobie makijaż oraz Charlotta, która nie mów za wiele. Jednak wszystkie trzy są 'królowymi' tego liceum. Haha, ciekawe dla kogo! Królowa, postrach i co jeszcze? Gdy przechodziły obok nas zauważyłam, że Amber nie ma wcale tony makijażu na sobie. Ona ma nieskończoną ilość tony tapety na sobie.... fuj! Przypominają mi dziewczyny z mojego starego liceum, Samanthę i jej przyjaciółeczki Magdalen i Ellę. Cóż...nikt ich nie lubił. Tu zapewne jest tak samo. Zadzwonił dzwonek. Idąc do klasy z Rozą i Lysem spytałam kim właściwie jest ta Amber.
-To siostra Nataniela. Są bliźniakami. Jest nie do zniesienia, uwierz mi. A najgorsze jest to, że chodzi z nami do klasy...
Po chwili Nataniel do nas dołączył.
-Nieszczęsna ty istoto- położyłam dłoń na jego ramieniu, na co on spali buraka.
-C-co? O co chodzi?- zapytał zdezorientowany.
-Współczuję ci rodzeństwa...
-Zrobiła ci coś? Zrozumcie...Amber jest w trudnym wieku, ona nie jest taka naprawdę...
-Heloł Nataniel, ona jest w naszym wieku. Nie możesz jej non-stop bronić!- oburzyła się białowłosa. Przyszedł nauczyciel, Nataniel nic nie odpowiedział, tylko szybko wszedł do klasy. Łał, ta kultura. Weszli wszyscy chłopcy prócz Lysandra, który czekał, aż wejdą najpierw wszystkie dziewczyny. JA SIĘ PYTAM SKĄD ON JEST?! Wchodząc do klasy przypomniałam sobie, że miałam spytać się Rozy o Kastiela. No cóż, spytam się na następnej przerwie. Pan Frazowski kazał mi się przedstawić klasie, co zrobiłam bez najmniejszego problemu. Po mojej 'prezentacji' pan F. kazał zająć mi miejsce. Usiadam w ostatniej ławce pod oknem. Oczywiście wolna była jeszcze pierwsza...ale to byłoby samobójstwo. Historia...nigdy nie ciekawił mnie ten przedmiot, więc rysowałam w zeszycie jakieś bazgroły. Po około 10 minutach drzwi do sali się otworzyły. Ujrzałam w nich....
Kastiela.
-Witamy pana Blake'a- nauczyciel przywitał przybysza z odrobiną ironii w głosie.
-Też się cieszę, że pana widzę- odpowiedział z uśmiechem na twarzy- Ej, co ona tam robi?!- popatrzył na mnie morderczym wzrokiem.
-Eee no chyba siedzę?
-Najpierw na dworze, teraz tu. Śledzisz mnie czy co?- na jego ustach znów pojawił się uśmiech. Klasa chórkiem wydała głośne 'uuuuuuuu!'
-Mieszasz swoje sny z rzeczywistością- klasa parsknęła śmiechem.
-Kastiel siadaj już na swoje miejsce.
-Ale ta mała pięknisia zajęła moje miejsce!
-To siadaj obok. I ma być cisza!- tym razem nauczyciel zwrócił się do nas. Chłopak niechętnie ruszył do ławki i usiadł koło mnie.
-Na następnej lekcji stąd zjeżdżasz- powiedział cicho, gdy nauczyciel zaczął tłumaczyć coś
-Nie wydaje mi się- odpowiedziałam dalej rysując- I tak pewnie nie przyjdziesz.
-Co? O czym ty gadasz?
-Buntownik, ale nie taki przystojny i pociągający. Jesteś gburowatym, obrażonym na cały świat idiotą.
-Nie znasz mnie.
-Ty mnie też, ale nie musisz być od samego początku wrogo na mnie nastawiony. Jeśli chcesz możemy zacząć od początku- skończyłam rysunek- Jestem Elena- uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę.
-Kastiel- uścisnął moją dłoń.
Przez resztę lekcji gadaliśmy ze sobą nie zwracając uwagi na pana Frazowskiego. Dowiedziałam się, że mieszka sam, ponieważ jego rodzice często wylatują w długie podróże (tata jest pilotem, a mama stewardessą), ma owczarka francuskiego, który wabi się Demon. Powiedział mi jeszcze, że gra na gitarze elektrycznej i razem z Lysandrem i dwoma innymi chłopakami mają zespół. Jeśli dobrze zapamiętałam to są to Armin i Alexy jacyś bliźniacy, których nie ma dzisiaj w szkole.
-Jak chcesz możesz wpaść na naszą próbę.
-Serio? Fajooowo! Kiedy ją macie?
-Dzisiaj o 21.
-Rozumiem, że ta godzina, bo taki klimat- zaczęłam udawać ducha śmiejąc się.
-Powiedzmy- również się uśmiechnął.
-Ta dziewczyna, która siedzi z tą Chinką to Amber, tak? Dlaczego ona gapi się na nas cały czas?
-Ona?- spojrzał w jej stronę, następnie znów na mnie- Zakochała się biedaczka- parsknęłam śmiechem.
-Panno Moore, proszę nie przeszkadzać!
-Przepraszam proszę pana- odpowiedziałam- A ty…rozumiem, że ona cię nie pociąga?- znów wróciłam do rozmowy z czerwonowłosym.
-Żartujesz sobie? Takie laski mnie nie kręcą.
-Tak? A jakie cię kręcą?- zapatrzył się na mnie.
-Poczekaj…Chyba nie myślałaś, że powiem „ty”?
-Poczekaj...Chyba nie myślałeś, że się tym przejmę...
-Może.
-To lepiej nie myśl, bo ci to nie wychodzi- parsknęłam śmiechem. Zadzwonił dzwonek i wszyscy zerwali się z miejsc. Kastiel również. Ja pakowałam się powoli. W klasie zostałam już tylko ja, nauczyciel i Amber.
-Słuchaj...- zaczęła wrogo, ale jej przerwałam.
-Poczekaj, zanim coś powiesz, wiedz, że Kastiel mnie nie interesuje. Nie wiem co do mnie masz, jeśli masz, ale to raczej bezpodstawne...
-Nie interesuje, tak?- skrzywiła się- Właśnie teraz na lekcji pokazałaś jak bardzo NIE interesuje.
-Czekaj, czekaj. Chciałam go poznać, to chyba normalne nie? Ale to, że z nim gadam, to nie znacz, że coś jest narzeczy. Nie osądzaj mnie, równie dobrze możemy się dogadać. Wszyscy mówią o tobie źle..no dobra, twój brat nie. Ale mi się wydaje, że jesteś w porządku... To jak?- wyciągnęłam do niej rękę.
-Nie ma mowy.
-Szkoda, bo wydaje mi się, że będę mieć z nim dobry kontakt. No, ale skoro nie chcesz skorzystać..- odwróciłam się.
-Czekaj- powiedziała niepewnie- Skąd wiem, że mogę ci ufać?
-Hm...- ponownie się do niej odwróciłam- Jestem nowa, jak już mówiłam, Kas mnie nie kręci, wydaje mi się, że jesteśmy podobne. Aha, no i podoba mi się ktoś inny.
-Kto?
-Taki blondyn...- zaczęłam patrząc na nią z chytrym uśmiechem.
-Nataniel?!- przytaknęłam- Okej, bierz sobie tego nudziarza, a Kastiela zostaw mi.
-Stoi. Elena- wyciągnęłam rękę.
-Amber- uścisnęła ją.


____________________________________________________________________________


Wiem, że trochę krótki, ale weny dostałam dopiero siedzą w nocy w oknie, także...no wiecie xd Mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo się pojawi (:

poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ I

-Hej, jak się spało?
-Hej ciociu, wyśmienicie!- wyszczerzyłam się.
-Na co masz ochotę?- uśmiechnęła się.
-Hmmm… naleśniki!- Kocham naleśniki! Najlepsze ‘danie’ na ziemi!
-Okej, już się robi- uśmiechnęła się- A ty idź się ubrać.
Ruszyłam na górę. Wzięłam szybki i orzeźwiający prysznic i owinięta ręcznikiem weszłam do pokoju. Mimo, że przez ten dom nie przewija się wielu ludzi, to i tak cieszę się, że mam własną łazienkę połączoną z pokojem. Założyłam bieliznę i stanęłam przed garderobą.
-Hm hm hm… pierwszy dzień w szkole… co założyć- wspominałam, że bardzo często gadam sama do siebie?- Może to? Nie. A to? Nie..nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.
W końcu postanowiłam założyć czarne rurki i czerwoną koszulę w kratę. Umalowałam się, włosy zostawiłam rozpuszczone, spakowałam do torby najważniejsze rzeczy i zeszłam na dół czując wspaniałą woń naleśników.
-Gotowa na pierwszy dzień?
-Zawsze jestem gotowa- usiadłam do stołu.
-Proszę- ciocia Aghata podała mi talerz pełen przepysznych naleśników- Jak to jest, że ty jesz i nie tyjesz, a ja muszę ciągle dbać o linię- skrzywiła się.
-Taka juf moja natuła- powiedziałam z buzią pełną naleśników na co ona wybuchła śmiechem.
-Kawy?- przytaknęłam głową.
-Właśnie Elenka- nienawidzę gdy tak do mnie mówi- Jak twoje sprawy sercowe?
-MOJE CO?!- zakrztusiłam się naleśnikiem- Nic…
-A ten jak mu tam…
-Ken?
-Tak właśnie, taki miły chłopaczek.
-Taaak, miły w okularach grubości tego blatu i grzybem na głowie- skrzywiłam się.
-Nie oceniaj ludzi po wyglądzie skarbie.
-Nie oceniam po wyglądzie Agatho!- zaczęłam wymachiwać widelcem w powietrzu- On to totalna porażka życiowa… boi się postawić komukolwiek, lata za mną jak pokręcony, nie daje mi spokoju! Jednym słowem mega wkurzający.
-Ale lubisz go co?- zaśmiała się.
-No tak. Sama nie wiem dlaczego, tak jakoś wyszło- połknęłam ostatni kęs.
-Podwieźć cię?
-Nie, chyba się przejdę… muszę spalić to wszystko, żeby nie przytyć!- zaśmiałyśmy się.
Założyłam czarne martensy i ramoneskę tego samego koloru. Chwyciłam torbę, pożegnałam się i wyszłam. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam w stronę szkoły. Był miesiąc po rozpoczęciu szkoły, ale ze względu na wyjazd moich rodziców musiałam przeprowadzić się do cioci. Mają teraz bardzo dużo roboty, a ja wolałam zostać tu w kraju. Lepsze inne miasto, niż drugi koniec świata.
Liceum Słodki Amoris, dziwna nazwa, ale cóż. Lubię wyzwania i niczego się nie boje, ale tam miałam mnóstwo przyjaciół i tak jakoś szkoda mi było ich zostawiać. Ale jak mus, to mus. Rodzice nigdy nie zostawiliby mnie samej w domu na…no właśnie, nawet nie wiem na ile wyjechali. Nie zostawiliby mnie na nieokreślony czas sama w domu. A szkoda. Ale coś czuję, że tu będzie super. Musi być super. Zawsze jest super. A jak nie jest, to będzie. Nie wiem, czy mam się cieszyć z tego, że jestem optymistka, czy raczej martwi, bo czasem wychodzę na wariatkę. Jejku, jednak jestem jakaś dziwna…
Z moich rozmyślań wyrwał mnie widok dużego niebieskiego budynku. Łał, jest bardziej zadbany niż moja poprzednia szkoła. Przekroczyłam mur szkoły. Hm, duży dziedziniec. Super! Skręciłam w prawo, naprzeciw mnie były otwarte drzwi do szkoły, po ich prawej stronie znajdował się jakiś ogród, a po lewej wejście na jakąś salę. Zapewne gimnastyczna. Za mną znajdowały się dwie ławki i ogromne drzewo. Przyjaźnie tu. Weszłam do środka. Ściany były koloru bladoniebieskiego, drzwi intensywnie niebieskie, natomiast szafki fioletowe.
-Panna Moore?- usłyszałam za sobą głos jakiejś starszej osoby.
-Hm?- odwróciłam się i ujrzałam przed sobą niską, starszą kobietę w różowej garsonce i szarym koku na środku głowy- Oh, dzień dobry. Tak, to ja.
-Witam w liceum Słodki Amoris. Masz ze sobą wszystkie swoje papiery?
-Tak, czy mam je dostarczyć pani, czy…
-Idź się spotkać z Natanielem. On ci wszystko wytłumaczy- odeszła zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Świetnie, szkoda tylko, że nawet nie wiem który to Nataniel. Okej, okej, skoro mam się do niego zgłosić z papierami, to zapewne jest jakimś gościem od tej całej papierkowej roboty. Już mu współczuję. Po dłuższej chwili spędzonej na korytarzu zauważyłam drzwi z napisem: ‘POKÓJ GOSPODARZY’. Super, oby to nie był jakiś sztywniak. Zapukałam i usłyszałam głośne ‘Proszę!’. Weszłam.
-Dzień dobry. Szukam Nataniela, wiesz może gdzie mogę go znaleźć?
-To ja. W czym mogę ci pomóc?- podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
-Pani dyrektor przysłała mnie do ciebie w sprawie moich papierów.
-Ach, jesteś nową uczennicą?- na jego twarz wpełzł ciepły uśmiech.
-Tak. Jejku nie przedstawiłam się. Jestem Elena. Elena Moore- uśmiechnęłam się. Po chwili patrzenia na siebie…ma takie cudowne blond włosy miodowe oczy! Czy ja się rumienię? Zignorowałam tę myśl i podałam chłopakowi teczkę z moimi papierami. Przejrzał ją uważnie.
-Tak, jest wszystko prócz aktualnego zdjęcia. Jeśli chcesz, to możesz zrobić je tuz za rogiem. Nie dosłownie… hehe- speszył się? Niemożliwe.
-Okej, dzięki. Tooo…- zaczęłam- Mam teraz iść i zrobić to zdjęcie tak?
-Noo… chyba- znów patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nagle zrobiło mi się gorąco.
-No to idę…- blondyn wstał i odprowadził mnie do drzwi nadal utrzymując ze mną kontakt wzrokowy- Em… to do zobaczenia!
-Paaa!- ruszyłam w stronę dziedzińca, wiedząc, że chłopak dalej stoi i patrzy za mną.
Hej Elena przecież się nie zakochałaś. Bez przesady znasz chłopaka jakie 5 minut. Zresztą taki przystojny gość jak on na pewno ma już dziewczynę. Zaraz zaraz…PRZYSTOJNY GOŚĆ?! Co ja plotę…
-Au!- rozmyślając nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam.
-I jak łazisz idiotko!
-Sorry- podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka w czerwonych do ramion włosach. Patrzył na mnie nic nie mówiąc- Cześć, jestem Elena- uśmiechnęłam się niepewnie.
-Kastiel.
-Twój T-shirt coś mi mówi…
-Ah tak? I co ci to przypomina? Rysunek na tyłku twojego ostatniego kucyka pony?
-Fajnie by było gdybym lubiła kucyki, ale gustuje raczej w innych rzeczach niż ty- skrzywiłam się.
-Hm ktoś tu jest zadziorny- uśmiechnął się drwiąco- A tak serio?
-Przecież to logo jednego z najbardziej znanych zespołów rockowych. Jak można tego nie znać?- oburzyłam się.
-Lubisz rocka?- zdziwił się.
-Od czasu do czasu. Dobra, lecę robić sobie zdjęcie.
-Jest dopiero 8.30. Fotograf jest od 9.
-Ohh…no to posiedzę sobie tutaj- ruszyłam w stronę pierwszej ławki, na której po chwili usiadłam.
-Ej ej ej, to moja ławka. Wynocha.
-Tak?- zaczęłam oglądać ławkę- Nie widzę tutaj twojego podpisu, więc sorka, ale nigdzie się nie ruszę.
Chłopak trochę się zdziwił, ale po chwili usiadł koło mnie. Nie powiem dość blisko. Gdy siadał poczułam jego perfumy pomieszane z wonią papierosów. Cóż, nie taka zła mieszanka. Seksi… Czerwonowłosy wyjął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego.
-Chcesz?- poczęstował mnie.
-Nie dzięki, nie palę.
-Nie wiesz co tracisz.
-Tracę szansę na zniszczone płuca- zrobiłam smutną minę. Usiadłam po turecku na ławce przybliżając się nieco do chłopaka. Przechyliłam się trochę w lewą stronę, aby wyjąć telefon z prawej kieszeni spodni. Niestety to był błąd. Odchylając się oparłam się o Kastiela.
-Mogę wiedzieć co robisz?- zapytał.
-Ja?- odwróciłam głowę i spostrzegłam, że nasze twarze są bardzo blisko- Chcę tylko wyciągnąć telefon.
-I dlatego się na mnie kładziesz?- na jego ustach pojawił się uśmiech.
-To ty usiadłeś tak blisko mnie!
-Heh dziewczyno, za dużo sobie wyobrażasz.
-Która godzina?- zapytałam.
-Aż tak bardzo lubisz ze mną gadać?- spojrzałam na niego jak na idiotę- No wyciągnęłaś telefon
-Ah..no tak- Jejciu jaka wtopa! Hej, ale dlaczego ja się tak przejmuję? Przecież to będzie tylko kolega… Czy ja się smucę? Cholera Elena! Spojrzałam na telefon, który wskazywał 9.05
-Dobra, ja spadam.
-Cześć- popatrzyłam na niego wyczekująco- Do zobaczenia! Miło było cię poznać! Jesteś super, mam nadzieję, że znów się spotkamy!- wyszczerzył się. Wywróciłam oczami i poszłam.

_____________________________________________________________________________

Za jakiekolwiek błędy przepraszam i mam nadzieję, że się podobało (:
Nie obrażę się, jeśli zostawicie komentarz XD
PROLOG


''Cześć, jestem Elena. Elena Moore. Niedawno przeprowadziłam się do mojej cioci Aghaty. Mieszkamy razem w domku, moi rodzice musieli wyjechać w pilnej sprawie, a mnie zostawili tutaj. W sumie cieszę się, że zostałam. Wizja przeprowadzenia się na drugi koniec świata nie bardzo mnie satysfakcjonowała. Ciocia już przed moim wyjazdem zapisała mnie do liceum Słodki Amoris. Dziwna nazwa co? Też tak uważam, ale cóż. Będzie ciekawie! (mam nadzieję).
Jestem uzależniona od gum do żucia i naleśników! Mogłabym mieszkać w naleśnikolandii...Co ja wygaduję?! Eh, nieważne. Ludzi czasem martwi to, że często gadam sama ze sobą. Mi to nie przeszkadza! No dobra, może trochę... Jestem wieczną optymistką. To dziwne, przecież mam 17 lat, powinnam mieć jakieś wahania nastroju i tak dalej... Heh, za dużo gadam..to złe dla mojej reputacji. Muszę się trochę przymknąć w nowej szkole, chyba, że chcę, aby ludzie zapamiętali mnie jako świra. Ale czym ja się tak w ogóle przejmuję? Nie boję się niczego. Nie wiem do końca, czy mam zaliczyć to do wad, czy jednak zalet...W każdym razie! Mam zamiar świetnie się bawić i wreszcie się zakochać!
-Elena''
-Okej, jestem zwarta i gotowa- odłożyłam swój pamiętnik w głąb szafki, gdzie nikt go nie znajdzie.
-Elena wstawaj!- usłyszałam z dołu.
Przeciągnęłam się i ruszyłam do kuchni.

________________________________________________________________________






Hejka, postanowiłam wreszcie dodać moje opowiadanie ;__;
Niestety piszę je od nowa, bo tamto jakoś mi nie wyszło XD Także...proszę i wyrozumiałość itp. itd. xdd