ROZDZIAŁ XXV
-Przykro mi- odpowiedziała ginekolog.
-Nie...- nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam być w ciąży.
-Naprawdę mi przykro Eleno. Następnym razem będziecie musieli się bardziej postarać.
-Proszę?
-Niestety nie jesteś w ciąży. Przykro mi.
-Nie jestem?!- na moją twarz od razu wkradł się uśmiech.
-Nie, nie jesteś- uśmiechnęła się- Ale czy właśnie nie pragnęłaś tej ciąży?
-Nie, wręcz przeciwnie- ulżyło mi.
-Och... Widać źle zinterpretowałam twoje zachowanie.
-Być może. Ale proszę mi powiedzieć, dlaczego jeszcze nie dostałam miesiączki? I te nudności...
-Czy przeżywałaś ostatnio jakieś stresujące sytuacje?
-Stresujące? Tak.
-No widzisz, to wszystko się łączy.
-To znaczy?
-Już ci tłumaczę. Te tabletki które bierzesz, gdy nie zażyjesz choć jednej, miesiączkowanie może stać się nieregularne. Dodatkowo, często boli nas brzuch, gdy się stresujemy, prawda? Widać przeżywałaś coś bardzo mocno, to się zdarza. Ponieważ twój organizm na stres tak właśnie zareagował, błędnie połączyłaś fakty.
-Jaka ja byłam głupia- uderzyłam się w czoło- Czy to, że dalej nie brałam tych tabletek ma jakieś znaczenie?
-Niewielkie, ale radzę ci znów zacząć je brać. No chyba, że chcesz miesiączkować nieregularnie.
-Och nie, dziękuję- zaśmiałyśmy się.
-Dobrze, to masz tutaj receptę na tabletki- wręczyła mi papierek.
-Dziękuję bardzo. Naprawdę- wstałam.
-W porządku. Nie jesteś jedyną dziewczyną, która przychodzi do mnie z podobnym problemem.
-Pocieszyła mnie pani- uśmiechnęłam się szerzej.
-Cieszę się. Myślę, że mogłabyś przyjść za miesiąc na wizytę kontrolną, dobrze?
-W porządku.
-Proszę- podała mi kolejną karteczkę- Tutaj masz mój numer, aby się umówić.
-Dziękuję i do zobaczenia.
-Do zobaczenia- pożegnała mnie.
Wyszłam z gabinetu, od razu siadając na najbliższym krześle. W jednej chwili poczułam jak cały ciężar ze mnie spada. Nie jestem w ciąży. Mogę nadal żyć tak, jak dotychczas- z taką myślą wstałam i zostałam sparaliżowana. Moim oczom ukazał się chłopak. Stał na drugim końcu korytarza i nie odrywał ode mnie wzroku. Ja również nie mogłam przestać na niego patrzeć. Stałam z szeroko otwartymi oczami. Chłopak, z wolna, zaczął iść w moją stronę, cały czas nie odrywał wzroku. Wreszcie znalazł się kilka kroków ode mnie. Z rąk wypadła mi kartka z numerem telefonu, jednak nie była w stanie schylić się po nią. Zrobił to on.
-Chyba ci upadło- podał mi papier.
-D-dzię-dzięki- wydukałam. Odwrócił się i chciał wracać, ale zatrzymałam go- Nataniel, poczekaj.
-Czego znowu ode mnie chcesz?- spytał chłodno, a jego wzrok przeszywał całe moje ciało- Czy nie wystarczająco już namieszałaś?
-Ja namieszałam?- oprzytomniałam- Niczego nie zrobiłam! No dobra, może poza zerwaniem... ale nie tego chciałam.
-Debro, skończ- uciął, a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Jak ty mnie nazwałeś?
-Racja. Powinienem zwracać się do ciebie „szmato”.
-Nie, nie, nie. To nie tak. Nie jestem Debra.
-Robisz ze mnie idiotę? Po raz kolejny?
-Na imię mam Elena.
-Myślisz, że ci uwierzę?
-Nataniel! Ty mnie nie pamiętasz... Ubzdurałeś sobie, że jestem jakąś suką, która namieszała w dawnych latach. Mogę ci to udowodnić!- wyciągnęłam telefon.
-Nie kłopocz się, Debro.
-Nataniel!- krzyknęłam i zacisnęłam dłoń na niego ramieniu.
-Puść mnie- syknął.
-Nie. Dopóki ci nie udowodnię, że się mylisz, nie puszczę cię.
Wyjęłam telefon z torebki i znalazłam nasze wspólne zdjęcie. Data wskazywała miesiąc wstecz.
-Och... to ty...
-Ty... Przypomniałeś sobie?
-Ja...- ujął moją twarz w swoje dłonie i patrzył mi głęboko w oczy- Ja... Żartuję- parsknął śmiechem.
-C-co?
-Przykro mi, ale cię nie pamiętam. Może i nie jesteś Debrą, ale w mojej głowie jest pustka. Widać nie byłaś kimś wyjątkowym.
-Mówisz tak tylko dlatego, że mnie nie pamiętasz.
-Wiem! Jesteś którąś z przyjaciółek mojej siostry?
-Jestem twoją dziewczyną!
-Moją co?- podrapał się po głowie- Pamiętałbym, gdybym ją miał.
-No, byłą dziewczyną.
OCZAMI NATANIELA
Moją byłą? Pamiętałbym ją, cholera. Jest bardzo ładna, to fakt. I ta sukienka... Ale nie potrafię sobie niczego przypomnieć. Zupełna pustka. Czuję, że coś jest nie tak i chcę znać prawdę, ale to niemożliwe...
-Dlaczego byłą?
-Bo...- zacięła się.
-Bo?- podtrzymałem.
-Wyjechałam.
-I to był powód?- zamrugał kilkukrotnie.
-Nie, byłam pewna, że wyjeżdżam na co najmniej rok, a związki na odległość...
-...nie wychodzą- dokończyłem za nią.
-Więc rozumiesz?
-Nie. Oczywiście, że nie rozumiem. Przecież można się jakkolwiek komunikować, odwiedzać.
-Nataniel, ja wyleciałam do Los Angeles. Nie wyobrażałam sobie, abyśmy mogli się spotykać. Nie tak często jak byśmy chcieli.
-Na rok do Los Angeles? Czyli nie pamiętam całego roku z mojego życia?
-Nie, nie- złapała mnie za dłoń, po czym, speszona, puściła ją- Byłam przekonana, że lecę na co najmniej rok. Wróciłam po tygodniu... Chciałam się z tobą spotkać, ale nie było cię w szkole. Zadzwoniła Amber, przybiegłam, zobaczyłam karetkę, ciebie, policję, twojego ojca- mówiła bardzo szybko.
-Spokojnie- położyłem dłoń na jej ramieniu. Coś sprawiało, że nie miałem powodów, by jej nie wierzyć. Coś w niej przyciągało mnie mocno. Jakaś część mnie sprawiała, że chciałem spędzać z nią czas, przebywać obok niej. Czułem, że mogę jej zaufać.
OCZAMI ELENY
Zachowuje się inaczej. Nie jest już wrogo nastawiony. Złagodniał.
-Nie wiem jak mam ci to udowodnić.
-Możesz pomóc mi sobie przypomnieć.
-Ja... Nawet nie wiem czy jestem w stanie stawić temu czoło.
-Wierzę, że ci się uda- uśmiechnął się do mnie.
-Chcę to zrobić. Dla nas- spojrzał na mnie badawczo- Kiedy urwał ci się film?
-Odwiedził mnie niedawno pracownik opieki społecznej.
-Ach tak?- udałam zdziwienie.
-Powiedziałem wszystko co wiedziałem, pamiętałem. Mój ojciec odpowie za to co...
-Elena?- usłyszeliśmy głos za nami. Odwróciliśmy się- Co ty tutaj jeszcze robisz?- podszedł, pocałował mnie i objął. Blondyn popatrzył na nas pytająco.
-To jest...
-...Ethan- skończył zdanie wyciągając rękę- Chłopak Eleny.
-Nataniel- uścisnął ją z taką siłą, aż na twarzy szatyna pojawił się grymas bólu.
-Ach, to ty jesteś...- uszczypnęłam go.
-Nie, to nie ja- uciął i odszedł. Zgromiłam Ethana wzrokiem i pobiegłam za blondynem.
-Nataniel, poczekaj.
-Kpisz sobie ze mnie?- prychnął- Wpierasz mi, że byliśmy razem, aż wreszcie zaczynam ci wierzyć. Udajesz, że to coś dla ciebie znaczy, ja zwierzam ci się, a później okazuje się, że masz chłopaka- krzyknął i wskazał w stronę ciemnookiego.
-Nie, to nie tak.
-Nie tak? A jak?! Jak, Elena?!
-Pamiętasz...
-Przedstawiłaś mi się, jak miałbym nie pamiętać- syknął- Wiesz, odechciało mi się z tobą gadać i współpracować.
-A co będzie z tobą?
-Dzisiaj wychodzę.
-Dokąd pójdziesz?
-Nie powinno cię to obchodzić- rzucił i skręcił w bok. Poszłam za nim, lecz zaraz się zatrzymałam. Moim oczom ukazała się Melania. To do niej się wyprowadza? Nie, to niemożliwe... Zaraz, czy oni się właśnie przytulają?
Byłam wściekła. Nie aż tak, za to, że śmiała tu przyjść, ale za to, że Nataniel jej nie odtrąca. Od dawna dawał jej do zrozumienia, że między nimi nic nigdy nie będzie. Nigdy. Ona nie jest w jego typie.
Odwróciła się do mnie z triumfem na twarzy. Obróciłam się na pięcie i wróciłam do Ethana.
-Co to było?- podniosłam głos.
-Co?- zapytał zupełnie zbity z tropu.
-Dobrze wiesz, że to on, a jeszcze głupio pytasz. Boże, Ethan...
-Zrobiłem coś źle?
-Nie, skądże- uśmiechnęłam się do niego głupio.
-Sorry...
-Zresztą... Nie przedstawiaj się jako mój chłopak, proszę.
-Ale... Przecież nim jestem.
-Och, nie zrozum mnie źle, ale...
-Żartujesz sobie ze mnie, tak?- zaśmiał się.
-Nie. Jesteś dla mnie ważny, ale nie jestem gotowa na nowy związek.
-Przecież sama mówiłaś, że ja pomogę ci zapomnieć, że przy mnie jest inaczej.
-Tak, pomożesz, ale nie poprzez bycie razem.
-Elena, te żarty mnie nie bawią.
-Mnie taż ta cała sytuacja nie bawi- przeczesałam włosy rękoma.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że nie jesteśmy razem?
-Przykro mi...
-Zawiodłem się na tobie.
-Ethan...- jednak chłopak odszedł, pozostawiając mnie samą na korytarzu. Wyjęłam telefon i wybrałam numer.
-Halo?
-Hej Roza, chcecie wpaść i pogadać?
-Jasne- ucieszyła się.
-Obawiam się, że na trzeźwo nam się to nie uda.
-Nie ma sprawy, poproszę o to Leo- oznajmiła, po czym rozłączyła się, aby zadzwonić po Violettę.
Weszłam do windy. Wcisnęłam numer. Winda już miała ruszać, kiedy ktoś w ostatnim momencie ją zatrzymał. Do środka wszedł nikt inny, jak Melania.
-Co ty tutaj robisz?- zapytała.
-To chyba moja sprawa, tak?
-Niekoniecznie. Nie waż się zbliżać do Nataniela- drzwi windy zamknęły się. Zaczęłyśmy jechać na dół.
-Przepraszam?
-To co słyszałaś. Nie zbliżaj się do niego, bo pożałujesz.
-Dziewczyno, czy ty siebie słyszysz? Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?
-Między mną a Natanielam jest teraz inaczej. Nie życzę sobie, żebyś się do niego odzywała.
Więcej się do niej nie odezwałam. Stałam z pytającym uśmiechem na ustach i wsłuchiwałam się w muzykę, która rozbrzmiewała. Fragmenty jazzowego utworu denerwowały mnie coraz bardziej. Znalazłyśmy się na parterze. Przejście zaczęło robić się coraz szersze. Melania zbierała się, aby zrobić krok, jednak jej przeszkodziłam, popychając ją trochę mocniej. Oparła się ramieniem o ścianę i krzyczała coś, jednak nie słuchałam jej. Do domu szłam przez targ, na którym kupiłam kilka owoców, słodycze i napoje. Weszłam i trzasnęłam drzwiami.
-Jestem!
-Elenka? Możesz przyjść do kuchni?- usłyszałam głos ciotki.
-Tak?- spytałam wchodząc i otwierając lodówkę.
-Dlaczego trzaskasz drzwiami?
-Sorry, nie chciałam. Przyjdą do mnie dziewczyny. Nie będzie problemu?
-Babski wieczór?!- podekscytowana zaczęła kręcić się na krześle.
-Można tak powiedzieć. Wiesz... Chyba zrobimy nocowanie i...
-I nie masz zamiaru iść jutro do szkoły?- spoważniała i uniosła brew do góry.
-Tego nie powiedziałam- stwierdziłam z głową w lodówce. Wzięłam do ręki sok.
-Ale pomyślałaś!- wskazała na mnie palcem.
-No...- zamknęłam lodówkę i oparłam się o jej drzwi.
-Elenka... Nie mogę ci na to pozwolić.
-I tak został ostatni miesiąc- popatrzyłam na nią błagalnie.
-Czy ty nie masz za dużo nieobecności?
-Nie! Poza tym, teraz w szkole będziemy wystawiać przedstawienie i...
-Przedstawienie?!- przerwała mi- I mówisz mi o tym dopiero teraz?! Wiesz, ja w twoim wieku grałam pierwsze role- uniosła kilkukrotnie brwi i ugryzła spory kawałek ciastka.
-Zupełnie jak matka- mruknęłam pod nosem i upiłam spory łyk z kartonu.
-Mów co chcesz, ale razem z Jenną mamy to we krwi- obruszyła się.
-Tak, tak, wierzę- zaśmiałam się.
-”Być albo nie być- oto jest pytanie.”- zaczęła recytować. Spojrzałam na nią zażenowana, więc przestała.
-Dzięki- ponownie parsknęłam śmiechem.
-Wiesz już jaką masz rolę?
-Nie, dopiero dzisiaj dostaliśmy tekst, którego mamy się nauczyć. Przesłuchania są w piątek.
-Piątek? Masz bardzo mało czasu.
-Wcale nie, cztery dni. Poza tym tekst nie jest długi.
-A co macie?
-Szczerze? Nawet nie wiem. Zaraz sprawdzę- wstałam i podeszłam do torby, którą zostawiłam na jednym z foteli. Wyjęłam złożoną kartkę i wróciłam do kuchni- Och- zaśmiałam się.
-Co?
-”Być albo nie być - oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto biernie
Stoi pod gradem zajadłych strzał losu,
Czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść
I w walce kładzie im kres? Umrzeć - usnąć -
I nic poza tym - i przyjąć, że sen
Uśmierza boleść serca i tysiące
Tych wstrząsów, które dostają się ciału
W spadku natury. O tak, taki koniec
Byłby czymś upragnionym. Umrzeć - usnąć -
Spać - i śnić może? Ha, tu się pojawia
Przeszkoda: jakie mogą nas nawiedzić
Sny w drzemce śmierci, gdy ścichnie za nami
Doczesny zamęt? Niepewni, wolimy
Wstrzymać się chwilę. I z tych chwil urasta
Długie, potulnie przecierpiane życie. „- przeczytałam.
-Och, uwielbiam Hamleta!- zachwycała się- Będziecie go wystawiać?
-Hamleta? Nie sądzę.
-Może „Romeo i Julia”?
-Nie mam pojęcia. Pan Borys powiedział, że w piątek dowiemy się co przedstawiamy. Wydaje mi się, że nie mogą zdecydować się na jeden utwór- zaśmiałam się- Ale masz rację, Szekspir byłby bardzo dobry.
-Uwielbiam romanse- przymknęła oczy.
-Przypominam ci, że „Romeo i Julia” nie kończy się dobrze.
-Jak dla kogo- prychnęła.
-Jak dla kogo? Błagam, oni na końcu umierają. Powtarzam, UMIERAJĄ.
-Ale w imię miłości! To bardzo romantyczne.
-Powiedz to wtedy, gdy zdarzy się to naprawdę- zganiłam ją.
-Nie znasz się, w ogóle nie jesteś romantyczna- ponownie prychnęła.
-Ależ jestem!- oburzyłam się- Po prostu wolę happy end.
-Nieprawda! Ile razy jest gdzieś happy end, to narzekasz, że wreszcie mogłoby skończyć się tragiczne.
-Ale nie tutaj- jęknęłam.
-Marudzisz- zaczęła jeść kolejne ciastko.
-Być może... Daj jedno- sięgnęłam ręka, ale przysunęła pudełko w swoją stronę- Ej!
-Tobie już wystarczy- wyszczerzyła się i zabrała się za kolejną słodkość.
-Uważasz, że jestem gruba?- wstałam i podeszłam do lustra.
-Tego nie powiedziałam- zaśmiała się, aż z ust wypadło jej kilka okruszków.
-Wcale nie jestem gruba- przejrzałam się w lustrze.
-Przecież tylko żartuję- podała mi pudełko z wypiekami.
-Żartuj, żartuj, ale to ty zjadasz, nie wiem już, które ciastko. I to TY będziesz później narzekać- ugryzłam kawałek.
-Przestań!
-Ty zaczęłaś!
-Nieprawda!
-Widzę, że smakują wam moje ciastka- do kuchni wszedł Kentin.
-To ty je upiekłeś?- zdziwiłam się.
-No- zaczerwienił się- Bardzo dziwne?
-Ja tam lubię jak facet potrafi gotować- wtrąciła się Aghata.
-Do dobrego kucharza mi daleko- zaśmiał się.
-Ale ciastka robisz genialne- stwierdziłam- Pycha!
-Cieszę się, że tak ci smakują- uśmiechnął się- Idę poćwiczyć u siebie w pokoju.
-Okej, do zobaczenia.
-Kiedy dziewczyny...- przerwał dzwonek do drzwi- Rozumiem.
-Idę!- krzyknęłam podchodząc do drzwi, jednak one nie czekały i weszły.
-Cześć dziewczyny- przywitała je ciotka.
-Dzień dobry- odpowiedziały.
-Dobra, chodźmy do mnie.
Zabrałam z kuchni zakupy i resztę ciastek, których Aghata nie zdążyła zjeść. Zamknęłyśmy drzwi i Rozalia wyjęła trzy butelki wina.
-Nie przesadzasz?- zdziwiłam się.
-Co ty!
-Violetto, nie poznaję cię- zaśmiałyśmy się.
-Wiesz, robimy nocowanie, pogaduchy, język musi nam się rozwiązać!
-A co ze szkołą, co?- założyłam ręce na piersi.
-Elena- jęknęła białowłosa- Jeden dzień nas nie zbawi!
-Spokojnie- zaśmiałam się- Już zadeklarowałam, że jutro zostaję w domu.
-Yes!
Pootwierałyśmy wszystkie przekąski i porozkładałyśmy je na stoliku przy oknie. Wymknęłam się po cichu do kuchni, w celu zabrania kieliszków do wina.
-Witaj- do kuchni wszedł Nick. Szybko schowałam trzy kieliszki za siebie i uśmiechnęłam się.
-Witam, witam- cały czas się szczerzyłam.
-Dobrze się czujesz?- spytał kierując się w stronę lodówki.
-W jak najlepszym- chciałam klepnąć go w ramie, jednak w porę zreflektowałam się, że jest to teraz niemożliwe. Znów dziwnie na mnie popatrzył i zajrzał do lodówki. W tym momencie przeszłam obok niego cicho. Niestety kieliszki zastukały. Chrząknęłam ,licząc na to, że nic nie usłyszał, po czym pognałam na górę.
-Masz?
-Tak, lej- podałam Rozalii szklane naczynia. Dziewczyna rozlała wino i podała nam. Siedziałyśmy na ziemi i już dłuższy czas zażarcie rozmawiałyśmy o chłopakach. O Natanielu, Leo oraz o Ethanie. Przedstawiłam całą sytuację z dawnych lat oraz teraźniejszą.
-I będziesz lekarzem?- czknęła Violetta.
-Czym?
-No tym co robi ciach ciach ludziom- pokazała rękoma nożyczki.
-Aaa, nie wiem- burknęłam.
-Będziesz ciachać serca chłopakom- zachichotała Rozalia. Muszę przyznać, że po dwóch butelkach byłyśmy już nieźle wstawione.
-Nie, nie, będę robić o tak- cmokałam w powietrze.
-Niee!- zaprzeczyły obie.
-Macie rację!- wzniosłam toast i wszystkie wypiłyśmy to co miałyśmy w kieliszkach.
-Wiecie co?- wstałam delikatnie chwiejąc się- Wyrecytuję wam Hamleta!
-Elena, chyba jesteś nieźle pijana- zauważyła Rozalia.
-Nie, mamy się tego nauczyć- chwyciłam i zaczęłam bełkotać tekst, który się na niej znajdował.
-Dosyć-Violetta przerwała mi, gdy byłam w środku tekstu- Nie męcz moich uszu.
-Dobra- prychnęłam- Jeszcze będziesz chciała mnie słuchać jak stanę się sławna.
-Na pewno- wszystkie zaczęłyśmy się głośniej śmiać. Przez dłuższą chwilę siedziałyśmy cicho na podłodze i jadłyśmy czipsy, ciastka, cukierki i żelki. Dobrze nam to zrobiło, ponieważ byłyśmy już nieco trzeźwe.
-Może do niego zadzwonię?
-Do którego?- spytała Roza.
-Do Nataniela- chwyciłam telefon, który wcześniej rzuciłam na łóżko.
-Nie!
-Dlaczego?
-No nie wiem...
W chwili naszej nieuwagi Violetta wyrwała mi telefon i zadzwoniła do Nataniela.
-Halo?- usłyszałyśmy jego głos.
_______________________________________
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ;/
Ale już jest, więc zachęcam do komentowania i głosowania! :3