sobota, 9 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ VII

-Wręcz przeciwnie!- teraz będę mogła dokopać temu idiocie!
Razem z Violettą udałyśmy się do szatni, zgarniają po drodze Rozalię. Przyszłyśmy ostatnie, ale przebrałyśmy się pierwsze. Miałam na sobie czarne spodenki i bokserkę oraz czarne trampki. Ruszyłyśmy na salę gimnastyczną, gdzie czekał nauczyciel wraz z chłopakami.
-Zawsze się tak guzdrzecie?- zaczepił nas Kastiel.
Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem i przeszłam na drugą stronę sali. Mina mu zrzedła, ale nie odezwał się więcej. Po chwili doszły inne dziewczyny i nauczyciel sprawdził obecność, po czym zakomunikował, że gramy w koszykówkę. O tak! Kocham tę grę. No i można nieźle komuś przywalić. Borys podzielił nas na dwie grupy. W jednej byłam ja, Rozalia, Violetta, Lysander i Nataniel, a w drugiej Kastiel, Iris, Kim, Peggy i Melania.
-Ponieważ w drużynie drugiej są same dziewczyny- parsknęłam śmiechem- i Kastiel, dołączy do nich Dajan- w tym momencie do sali wszedł wysoki chłopak o ciemnej karnacji i w dredach, teraz spiętych w krótką kitkę- Proszę dołącz do tej grupy chłopcze.
Jak się później dowiedzieliśmy, Dajan nie chodzi do naszego liceum, ale przyjeżdża tu na wymiany szkolne oraz udziela się w naszym klubie koszykówki, a także jeździ na różne zawody. Przyznam, że całkiem niezły jest ten chłopak. No… Do tego lubi koszykówkę tak jak ja. Już jedna wspólna rzecz.
Nauczyciel powiedział, żebyśmy się ustawili. Nasza grupa zajęła lewą część sali, a przeciwna- prawą. Związałam niedbale włosy w koka i zaczęłam się rozciągać tak jak inni. Dlaczego zawsze, gdy nie mam takiej potrzeby, to ładnie upnę włosy… Nienawidzę tego.
Usłyszeliśmy gwizdek i piłkę w powietrzu. Gra się zaczęła. Od razu chwyciłam piłkę i kozłując podbiegłam do kosza przeciwników i zdobyłam punkt dla naszej drużyny. Oj, Kastiel i Dajan chyba się tego nie spodziewali. Po chwili jednak zreflektowali się co się dzieje i zaczęli grać jak należy. Bardzo często gra toczyła się miedzy mną, a Dajanem. Widziałam, że Kastiel był wściekły, co sprawiało mi niezmierną radość. Ostatni rzut za 3 punkty. Tak! Trafiony! I właśnie dzięki mojemu rzutowi wygraliśmy 13-10 z drużyną Dajana. Gra była bardzo udana. Nie powiem, Rozalia i Violetta całkiem dobrze grają, nawet Nat raz trafił do kosza. Lysander za często nie biegał za piłką. Można raczej powiedzieć, że bardzo często stał w miejscu zamyślony. Co do drużyny przeciwnej… Dajan gra rewelacyjnie, co ani trochę mnie nie dziwi. Kastiel niestety też bardzo dobrze. Dziewczyny niespecjalnie udzielały się podczas gry, przez co chłopacy byli wściekli. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
-Okej dzieciaki, idźcie na przerwę, a na drugiej lekcji pójdziemy na dwór.
-Nieźle grałaś!- rzuciła Rozalia gdy do nich podeszłam.
-Musisz mnie tego nauczyć- stwierdziła Violetta.
-Bez przesady. Jeny, nie odłożyłam piłki, idźcie zaraz do was dojdę- powiedziałam idąc w stronę magazynku. Weszłam do niego i coś pociągnęło mnie za rękę.
-Co się…
-Ciiii- zakrył mi usta dłonią i pociągnął w głąb ciemnego pomieszczenia. Zaczęłam się szarpać- Cholera co ty wyprawiasz?!
-Co ja wyprawiam?! Chyba co TY wyprawiasz!
-Chcę z tobą pogadać.
-Ale ja z tobą nie chce.
-Co ja ci zrobiłem? Od sprawdzianu się do mnie nie odzywasz…
-Kastiel…- nie dokończyłam, ponieważ mnie pocałował.
-Cholera!- odskoczyłam od niego jak poparzona, po czym z całej siły przywaliłam mu w twarz- Jak śmiesz!- wrzasnęłam i odwróciłam się wściekła na pięcie.
-Elena!- krzyknął za mną, na co ja rzuciłam piłką w jego stronę. Był zszokowany całą tą sytuacją i nie zauważył lecącej piłki. Dostał prosto w brzuch. Jęknął i zgiął się w pół. Szybko wybiegłam z magazynu i popędziłam do szatni.
-Hej co tak długo cię nie było?- usłyszałam na wejściu. Machnęłam tylko ręką i poszłam do umywalki. W lustrze zauważyłam, że moje poliki są całe czerwone i gorące. Schłodziłam twarz wodą, ale nie pomogło.
-Hej, Ele…Łooo!- białowłowa zrobiła wielkie oczy- Miałaś zderzenia z pomidorem albo burakiem?
-Aż tak to widać?- skrzywiłam się.
-I to bardzo… Co się stało?- w tym czasie do toalety weszła Violetta robiąc tak samo duże oczy jak Rozalia.
Opowiedziałam dziewczynom całą historię.
-To byłoby takie romantyczne… Gdyby nie ta twoja durna reakcja- oburzyła się Roza.
-No dobra, ale dlaczego to zrobiłaś? Wydaje mi się, znaczy mi i Rozalii- dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia- że między wami coś jest…
-Ech, na początku też tak myślałam- teraz opowiedziałam im to, co powiedział mi Nat.
-Em… Jesteś pewna, że dobrze to zinterpretowałaś?
-Rozalio!- podniosła ręce w geście obronny.
-Małpa- ucięła fioletowłosa- Ale podobało mi się jak go znokautowałaś- zaśmiałyśmy się.
-I mam zamiar znokautować go ponownie- podniosłam się z ziemi, ponieważ zadzwonił dzwonek. Spojrzałam w lustro- Uffff, rumieńce zniknęły. Możemy iść.
Wyszłyśmy na dwór. Chwilę poczekaliśmy na nauczyciela. Gdy przyszedł z piłką w ręku wszystko było jasne.
-Gramy w piłkę nożną!- krzyknął z końca boiska. Za chwilę zza rogu wyszło dwóch chłopaków. Jeden w czarnych, drugi w niebieskich włosach. Gdy podeszli do nas, zauważyłam, że ten w niebieskich włosach na różowe oczy. Zapewne soczewki.
-Dobra, a gdzie ten od kosza?- zapytał czerwonowłosy.
-Dajan? On gra w koszykówkę, a nie w piłkę nożną chłopcze- odpowiedział mu nauczyciel.
-Jak z drużynami?- zapytałam po chwili.
-Chłopcy na dziewczęta- uśmiechnął się szeroko.
-To niesprawiedliwe. Jest 5 na 7- oburzył się.
-Oj Kastiel, nie dasz sobie rady z dziewczynami?- zapytałam złośliwie, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra, dobra. Gramy dzieciaki- polecił Borys.
W naszej grupie na bramce stanęła Kim, a u chłopaków stanął Kastiel. Ech, bomba. Jak się okazało, dziewczyny bardzo dobrze grają w nożną. Szczególnie Iris, jest naprawdę dobra. Byłam przy piłce, szykowałam się do kopnięcia prosto w bramkę. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam szczerzącego się do mnie Kastiela. Od razu przypomniała mi się sytuacja w magazynku i słowa Nata „jesteś kolejną idiotką, która dała się nabrać”. Złość się we mnie spotęgowała do granic możliwości. Z całą swoją siłą kopnęłam piłkę. Nie wiem, czy to na moje szczęście, czy jego nieszczęście, ale chłopak znów dostał w brzuch. Niestety to była piłka od nożnej, z której dostał z całej siły. Chwile nic, po sekundzie rozległy się jęki i siarczyste przekleństwa rzucane w moją stronę. Teraz chłopak stał oparty o bramkę i kurczowo trzymał się podbrzusza. Chyba wiem dlaczego AŻ tak go boli. Nie moja wina, należało mu się. Jednak posiadam trochę kultury i podbiegłam do niego pytając się czy nic poważnego mu się nie stało.
-Cholera co ty wyprawiasz! Chcesz mnie zabić, czy jak?!- wrzasnął.
-T-to nie moja wina!- podbiegł do nas nauczyciel.
-Elena, idź z Kastielem do pielęgniarki.
-Dobrze- ruszyłam po woli w stronę szkoły.
Szliśmy w ciszy. Czasem dało się słyszeć przekleństwa rzucane przez czerwonowłosego. Zniknęliśmy za rogiem sali.
-Możemy wreszcie porozmawiać?- spytał.
-Nie mamy o czym- uciął.
-A mi się zdaje, że jednak mamy- spojrzałam na niego pytająco- Najpierw ratujesz mi dupę, później pomagasz mi przy jakimś durnym sprawdzianie, a na następnej lekcji jesteś dla mnie jakaś zimna.
-Och, wydaje mi się, że powinieneś doskonale wiedzieć o co mi chodzi- warknęłam.
-Cholera, gdybym wiedział, to chyba bym się nie pytał, nie?
-Ja tam nie wiem. Nie obchodzisz mnie.
-Przestaniesz w końcu?!
-Ale o co ci chodzi?!
-O to co robisz!
-O patrz, gabinet. Idź tam- rozkazałam. Chłopak tylko syknął i wszedł do pomieszczenia.
Usiadłam na ławce.
-Jak on może być tak bezczelny? Wyzywać mnie i obrażać, później całować i pytać się co ona takiego zrobił! Niech się cieszy, że nie dostał w mor… W twarz.
-Elena?- usłyszałam i odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu. Dyrektorka.
-Dzień dobry- powiedziałam i wstałam.
-Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś na lekcji?
-Czekam tu na Kastiela.
-Na Kastiela?!- zdenerwowała się.
-Jest u pielęgniarki- dodałam pospiesznie.
-Znowu się z kimś bił?!
-NIE! Ja przez przypadek… Graliśmy w piłkę nożną i dostał w brzuch… Oczywiście nie było to celowe!
-No dobrze… Właśnie szłam wam oznajmić, że nie macie dalej lekcji, ponieważ pani od chemii musiała szybko wracać do domu. Możesz przekazać reszcie?
-Tak, oczywiście.
-Dobrze. Tylko od razu idźcie do pana Borysa!- rozkazała- Dowiedzenia.
-Dobrze, dziękuję. Do widzenia- pożegnałam się i zaczęłam chodzić w kółko.
Pomimo gniewu, trochę się o niego martwiłam. Szczególnie, że już dość długo nie wychodził. Wreszcie po 20 minutach czekania drzwi się otworzyły i chłopak wyszedł.
-Dyrektorka tu była- zaczęłam.
-I po co mi to mówisz?
-Bo nie mamy już lekcji. Pani od chemii musiała wracać do domu.
-Super.
-Co mówiła pielęgniarka?
-Teraz cię interesuje jak się czuję?
-Zawsze mnie inte… Po prostu się martwię.
-Nic poważnego.
-Masz bandaż?- przytaknął- Widać…
-Doprawdy?- przystanął na chwilę. Również stanęłam. Przysunął się do mnie przegniatając do ściany- Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi?- spytał cicho.
-Nie udawaj…
-Nie udaję- powiedział cicho łaskocząc moją szyję oddechem.
-Kastiel proszę cię…- jęknęłam.
Chłopak nie zważając na moje słowa zaczął delikatnie całować moją szyję. Zaczął przesuwać się w górę. Wyżej i wyżej aż natrafił na moje usta. Zaczęliśmy się całować. Najpierw delikatnie i zmysłowo. Później coraz namiętniej. Kastiel błądził swoimi rękoma po moich ramionach i plecach, a ja bawiłam się jego włosami i końcem rzemyka, który miał na szyi. Przypomniał mi się moment spod szkoły. Było tak cudownie. Tak samo jak teraz.
-Nie Kastiel- odsunęłam się od niego- Nie chcę!- wybiegłam ze szkoły udając się na boisko.
Krzyknęłam, że nie ma zajęć i powiedziałam, że muszę iść do szatni. Nauczyciel dał mi klucz. Wbiegłam do niej, po czym zamknęłam się od środka. Usiadłam na ziemi i łzy spływał mi po policzkach. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich cicho.
-Elena! Wiem, że tam jesteś. Otwórz.
Usiadłam bezszelestnie pod drzwiami dalej nic nie mówiąc.
-Powiedz mi chociaż dlaczego uciekłaś?- spytał delikatnie, a moje oczy znów stały się wilgotne.
-Odejdź stąd… Nie mam ochoty z tobą gadać.
-Więc nie gadaj, tylko mnie wpuść. Ja będę gadać.
-Nie- rzuciłam wstając z podłogi.
Podeszłam do lustra. Całe czerwone, napuchnięte oczy. Mokre policzki. Nie, tak nie może być- pomyślałam.
Ochlapałam twarz lodowatą wodą i poszłam się przebrać. Poprawiając trampki usłyszałam szarpnięcie za klamkę.
-Elena?
-Roza?- zapytałam ostrożnie.
-Możesz otworzyć nam te drzwi?- wstałam i otworzyłam drzwi- Co się stało?
-Nie,  nic. Po prostu źle się czuję- wszystkie dziewczyny weszły i zaczęły się przebierać- Mam na was poczekać?
-Jeśli chcesz, ale skoro źle się czujesz, to może idź do domu?- zaproponowała Violetta.
-Dzięki…- już miałam wychodzić, ale podeszłam do Rozalii- Hej, mogłabyś przekazać Natanielowi, że jednak nie mogę się dziś z nim spotkać?
-Tak, pewnie! Idź i odpocznij- uśmiechnęła się.
-Pa!- rzuciłam dziewczynom i wyszłam z szatni.

Przeszłam przez salę gimnastyczną, uf na szczęście czysto. Dziedziniec był trochę zapełniony ludźmi, ale nigdzie nie widziałam Kastiela. Wyszłam przed szkołę. Włożyłam do uszu słuchawki i powoli szłam w stronę domu. szłam bardzo powoli słuchając jakchiś smętów. Po około 20 minutach dotarłam pod dom. Wyjęłam słuchawki z uszu i zamknęłam za sobą bramkę. W połowie drogi do drzwi usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i ujrzałam Kastiela biegnącego w moją stronę. Jak burza rzuciłam się do drzwi. Cioci nie ma, dom zamknięty. Trzęsącymi się rękoma przekręciłam klucz w zamku. Wyjęłam go, otworzyłam drzwi. Kastiel wbiegł przez bramkę. Weszłam, zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek w tym samym momencie, w którym chłopak złapał za klamkę.
-Elena otwórz! Proszę...

____________________________________________________________

No, rozdział jest i mam nadzieję, że się podoba oraz, że następny już wkrótce :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz