ROZDZIAŁ VII
-Wręcz przeciwnie!- teraz będę mogła dokopać temu
idiocie!
Razem z Violettą udałyśmy się do szatni,
zgarniają po drodze Rozalię. Przyszłyśmy ostatnie, ale przebrałyśmy się
pierwsze. Miałam na sobie czarne spodenki i bokserkę oraz czarne trampki.
Ruszyłyśmy na salę gimnastyczną, gdzie czekał nauczyciel wraz z chłopakami.
-Zawsze się tak guzdrzecie?- zaczepił nas
Kastiel.
Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem i przeszłam
na drugą stronę sali. Mina mu zrzedła, ale nie odezwał się więcej. Po chwili
doszły inne dziewczyny i nauczyciel sprawdził obecność, po czym zakomunikował,
że gramy w koszykówkę. O tak! Kocham tę grę. No i można nieźle komuś przywalić.
Borys podzielił nas na dwie grupy. W jednej byłam ja, Rozalia, Violetta,
Lysander i Nataniel, a w drugiej Kastiel, Iris, Kim, Peggy i Melania.
-Ponieważ w drużynie drugiej są same dziewczyny-
parsknęłam śmiechem- i Kastiel, dołączy do nich Dajan- w tym momencie do sali
wszedł wysoki chłopak o ciemnej karnacji i w dredach, teraz spiętych w krótką
kitkę- Proszę dołącz do tej grupy chłopcze.
Jak się później dowiedzieliśmy, Dajan nie chodzi
do naszego liceum, ale przyjeżdża tu na wymiany szkolne oraz udziela się w
naszym klubie koszykówki, a także jeździ na różne zawody. Przyznam, że całkiem
niezły jest ten chłopak. No… Do tego lubi koszykówkę tak jak ja. Już jedna
wspólna rzecz.
Nauczyciel powiedział, żebyśmy się ustawili.
Nasza grupa zajęła lewą część sali, a przeciwna- prawą. Związałam niedbale
włosy w koka i zaczęłam się rozciągać tak jak inni. Dlaczego zawsze, gdy nie
mam takiej potrzeby, to ładnie upnę włosy… Nienawidzę tego.
Usłyszeliśmy gwizdek i piłkę w powietrzu. Gra się
zaczęła. Od razu chwyciłam piłkę i kozłując podbiegłam do kosza przeciwników i
zdobyłam punkt dla naszej drużyny. Oj, Kastiel i Dajan chyba się tego nie
spodziewali. Po chwili jednak zreflektowali się co się dzieje i zaczęli grać
jak należy. Bardzo często gra toczyła się miedzy mną, a Dajanem. Widziałam, że
Kastiel był wściekły, co sprawiało mi niezmierną radość. Ostatni rzut za 3
punkty. Tak! Trafiony! I właśnie dzięki mojemu rzutowi wygraliśmy 13-10 z
drużyną Dajana. Gra była bardzo udana. Nie powiem, Rozalia i Violetta całkiem
dobrze grają, nawet Nat raz trafił do kosza. Lysander za często nie biegał za
piłką. Można raczej powiedzieć, że bardzo często stał w miejscu zamyślony. Co
do drużyny przeciwnej… Dajan gra rewelacyjnie, co ani trochę mnie nie dziwi.
Kastiel niestety też bardzo dobrze. Dziewczyny niespecjalnie udzielały się
podczas gry, przez co chłopacy byli wściekli. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
-Okej dzieciaki, idźcie na przerwę, a na drugiej
lekcji pójdziemy na dwór.
-Nieźle grałaś!- rzuciła Rozalia gdy do nich
podeszłam.
-Musisz mnie tego nauczyć- stwierdziła Violetta.
-Bez przesady. Jeny, nie odłożyłam piłki, idźcie
zaraz do was dojdę- powiedziałam idąc w stronę magazynku. Weszłam do niego i
coś pociągnęło mnie za rękę.
-Co się…
-Ciiii- zakrył mi usta dłonią i pociągnął w głąb
ciemnego pomieszczenia. Zaczęłam się szarpać- Cholera co ty wyprawiasz?!
-Co ja wyprawiam?! Chyba co TY wyprawiasz!
-Chcę z tobą pogadać.
-Ale ja z tobą nie chce.
-Co ja ci zrobiłem? Od sprawdzianu się do mnie
nie odzywasz…
-Kastiel…- nie dokończyłam, ponieważ mnie
pocałował.
-Cholera!- odskoczyłam od niego jak poparzona, po
czym z całej siły przywaliłam mu w twarz- Jak śmiesz!- wrzasnęłam i odwróciłam
się wściekła na pięcie.
-Elena!- krzyknął za mną, na co ja rzuciłam piłką
w jego stronę. Był zszokowany całą tą sytuacją i nie zauważył lecącej piłki.
Dostał prosto w brzuch. Jęknął i zgiął się w pół. Szybko wybiegłam z magazynu i
popędziłam do szatni.
-Hej co tak długo cię nie było?- usłyszałam na
wejściu. Machnęłam tylko ręką i poszłam do umywalki. W lustrze zauważyłam, że
moje poliki są całe czerwone i gorące. Schłodziłam twarz wodą, ale nie pomogło.
-Hej, Ele…Łooo!- białowłowa zrobiła wielkie oczy-
Miałaś zderzenia z pomidorem albo burakiem?
-Aż tak to widać?- skrzywiłam się.
-I to bardzo… Co się stało?- w tym czasie do
toalety weszła Violetta robiąc tak samo duże oczy jak Rozalia.
Opowiedziałam dziewczynom całą historię.
-To byłoby takie romantyczne… Gdyby nie ta twoja
durna reakcja- oburzyła się Roza.
-No dobra, ale dlaczego to zrobiłaś? Wydaje mi
się, znaczy mi i Rozalii- dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia- że
między wami coś jest…
-Ech, na początku też tak myślałam- teraz
opowiedziałam im to, co powiedział mi Nat.
-Em… Jesteś pewna, że dobrze to zinterpretowałaś?
-Rozalio!- podniosła ręce w geście obronny.
-Małpa- ucięła fioletowłosa- Ale podobało mi się
jak go znokautowałaś- zaśmiałyśmy się.
-I mam zamiar znokautować go ponownie- podniosłam
się z ziemi, ponieważ zadzwonił dzwonek. Spojrzałam w lustro- Uffff, rumieńce
zniknęły. Możemy iść.
Wyszłyśmy na dwór. Chwilę poczekaliśmy na
nauczyciela. Gdy przyszedł z piłką w ręku wszystko było jasne.
-Gramy w piłkę nożną!- krzyknął z końca boiska.
Za chwilę zza rogu wyszło dwóch chłopaków. Jeden w czarnych, drugi w
niebieskich włosach. Gdy podeszli do nas, zauważyłam, że ten w niebieskich
włosach na różowe oczy. Zapewne soczewki.
-Dobra, a gdzie ten od kosza?- zapytał
czerwonowłosy.
-Dajan? On gra w koszykówkę, a nie w piłkę nożną
chłopcze- odpowiedział mu nauczyciel.
-Jak z drużynami?- zapytałam po chwili.
-Chłopcy na dziewczęta- uśmiechnął się szeroko.
-To niesprawiedliwe. Jest 5 na 7- oburzył się.
-Oj Kastiel, nie dasz sobie rady z dziewczynami?-
zapytałam złośliwie, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
-Dobra, dobra. Gramy dzieciaki- polecił Borys.
W naszej grupie na bramce stanęła Kim, a u
chłopaków stanął Kastiel. Ech, bomba. Jak się okazało, dziewczyny bardzo dobrze
grają w nożną. Szczególnie Iris, jest naprawdę dobra. Byłam przy piłce,
szykowałam się do kopnięcia prosto w bramkę. Spojrzałam przed siebie i
zauważyłam szczerzącego się do mnie Kastiela. Od razu przypomniała mi się
sytuacja w magazynku i słowa Nata „jesteś kolejną idiotką, która dała się
nabrać”. Złość się we mnie spotęgowała do granic możliwości. Z całą swoją siłą
kopnęłam piłkę. Nie wiem, czy to na moje szczęście, czy jego nieszczęście, ale
chłopak znów dostał w brzuch. Niestety to była piłka od nożnej, z której dostał
z całej siły. Chwile nic, po sekundzie rozległy się jęki i siarczyste
przekleństwa rzucane w moją stronę. Teraz chłopak stał oparty o bramkę i
kurczowo trzymał się podbrzusza. Chyba wiem dlaczego AŻ tak go boli. Nie moja
wina, należało mu się. Jednak posiadam trochę kultury i podbiegłam do niego
pytając się czy nic poważnego mu się nie stało.
-Cholera co ty wyprawiasz! Chcesz mnie zabić, czy
jak?!- wrzasnął.
-T-to nie moja wina!- podbiegł do nas nauczyciel.
-Elena, idź z Kastielem do pielęgniarki.
-Dobrze- ruszyłam po woli w stronę szkoły.
Szliśmy w ciszy. Czasem dało się słyszeć
przekleństwa rzucane przez czerwonowłosego. Zniknęliśmy za rogiem sali.
-Możemy wreszcie porozmawiać?- spytał.
-Nie mamy o czym- uciął.
-A mi się zdaje, że jednak mamy- spojrzałam na
niego pytająco- Najpierw ratujesz mi dupę, później pomagasz mi przy jakimś
durnym sprawdzianie, a na następnej lekcji jesteś dla mnie jakaś zimna.
-Och, wydaje mi się, że powinieneś doskonale
wiedzieć o co mi chodzi- warknęłam.
-Cholera, gdybym wiedział, to chyba bym się nie
pytał, nie?
-Ja tam nie wiem. Nie obchodzisz mnie.
-Przestaniesz w końcu?!
-Ale o co ci chodzi?!
-O to co robisz!
-O patrz, gabinet. Idź tam- rozkazałam. Chłopak tylko
syknął i wszedł do pomieszczenia.
Usiadłam na ławce.
-Jak on może być tak bezczelny? Wyzywać mnie i
obrażać, później całować i pytać się co ona takiego zrobił! Niech się cieszy,
że nie dostał w mor… W twarz.
-Elena?- usłyszałam i odwróciłam się w stronę
dochodzącego głosu. Dyrektorka.
-Dzień dobry- powiedziałam i wstałam.
-Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś na lekcji?
-Czekam tu na Kastiela.
-Na Kastiela?!- zdenerwowała się.
-Jest u pielęgniarki- dodałam pospiesznie.
-Znowu się z kimś bił?!
-NIE! Ja przez przypadek… Graliśmy w piłkę nożną
i dostał w brzuch… Oczywiście nie było to celowe!
-No dobrze… Właśnie szłam wam oznajmić, że nie
macie dalej lekcji, ponieważ pani od chemii musiała szybko wracać do domu. Możesz
przekazać reszcie?
-Tak, oczywiście.
-Dobrze. Tylko od razu idźcie do pana Borysa!-
rozkazała- Dowiedzenia.
-Dobrze, dziękuję. Do widzenia- pożegnałam się i
zaczęłam chodzić w kółko.
Pomimo gniewu, trochę się o niego martwiłam. Szczególnie,
że już dość długo nie wychodził. Wreszcie po 20 minutach czekania drzwi się
otworzyły i chłopak wyszedł.
-Dyrektorka tu była- zaczęłam.
-I po co mi to mówisz?
-Bo nie mamy już lekcji. Pani od chemii musiała
wracać do domu.
-Super.
-Co mówiła pielęgniarka?
-Teraz cię interesuje jak się czuję?
-Zawsze mnie inte… Po prostu się martwię.
-Nic poważnego.
-Masz bandaż?- przytaknął- Widać…
-Doprawdy?- przystanął na chwilę. Również stanęłam.
Przysunął się do mnie przegniatając do ściany- Powiesz mi wreszcie o co ci
chodzi?- spytał cicho.
-Nie udawaj…
-Nie udaję- powiedział cicho łaskocząc moją szyję
oddechem.
-Kastiel proszę cię…- jęknęłam.
Chłopak nie zważając na moje słowa zaczął
delikatnie całować moją szyję. Zaczął przesuwać się w górę. Wyżej i wyżej aż
natrafił na moje usta. Zaczęliśmy się całować. Najpierw delikatnie i zmysłowo. Później
coraz namiętniej. Kastiel błądził swoimi rękoma po moich ramionach i plecach, a
ja bawiłam się jego włosami i końcem rzemyka, który miał na szyi. Przypomniał mi
się moment spod szkoły. Było tak cudownie. Tak samo jak teraz.
-Nie Kastiel- odsunęłam się od niego- Nie chcę!-
wybiegłam ze szkoły udając się na boisko.
Krzyknęłam, że nie ma zajęć i powiedziałam, że
muszę iść do szatni. Nauczyciel dał mi klucz. Wbiegłam do niej, po czym
zamknęłam się od środka. Usiadłam na ziemi i łzy spływał mi po policzkach. Usłyszałam
pukanie do drzwi. Podeszłam do nich cicho.
-Elena! Wiem, że tam jesteś. Otwórz.
Usiadłam bezszelestnie pod drzwiami dalej nic nie
mówiąc.
-Powiedz mi chociaż dlaczego uciekłaś?- spytał
delikatnie, a moje oczy znów stały się wilgotne.
-Odejdź stąd… Nie mam ochoty z tobą gadać.
-Więc nie gadaj, tylko mnie wpuść. Ja będę gadać.
-Nie- rzuciłam wstając z podłogi.
Podeszłam do lustra. Całe czerwone, napuchnięte
oczy. Mokre policzki. Nie, tak nie może być- pomyślałam.
Ochlapałam twarz lodowatą wodą i poszłam się
przebrać. Poprawiając trampki usłyszałam szarpnięcie za klamkę.
-Elena?
-Roza?- zapytałam ostrożnie.
-Możesz otworzyć nam te drzwi?- wstałam i
otworzyłam drzwi- Co się stało?
-Nie, nic.
Po prostu źle się czuję- wszystkie dziewczyny weszły i zaczęły się przebierać-
Mam na was poczekać?
-Jeśli chcesz, ale skoro źle się czujesz, to może
idź do domu?- zaproponowała Violetta.
-Dzięki…- już miałam wychodzić, ale podeszłam do
Rozalii- Hej, mogłabyś przekazać Natanielowi, że jednak nie mogę się dziś z nim
spotkać?
-Tak, pewnie! Idź i odpocznij- uśmiechnęła się.
-Pa!- rzuciłam dziewczynom i wyszłam z szatni.
Przeszłam przez salę gimnastyczną, uf na
szczęście czysto. Dziedziniec był trochę zapełniony ludźmi, ale nigdzie nie
widziałam Kastiela. Wyszłam przed szkołę. Włożyłam do uszu słuchawki i powoli
szłam w stronę domu. szłam bardzo powoli słuchając jakchiś smętów. Po około 20 minutach dotarłam pod dom. Wyjęłam słuchawki z uszu i zamknęłam za sobą bramkę. W połowie drogi do drzwi usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i ujrzałam Kastiela biegnącego w moją stronę. Jak burza rzuciłam się do drzwi. Cioci nie ma, dom zamknięty. Trzęsącymi się rękoma przekręciłam klucz w zamku. Wyjęłam go, otworzyłam drzwi. Kastiel wbiegł przez bramkę. Weszłam, zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek w tym samym momencie, w którym chłopak złapał za klamkę.
-Elena otwórz! Proszę...
____________________________________________________________
No, rozdział jest i mam nadzieję, że się podoba oraz, że następny już wkrótce :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz