Położyłam
się do łóżka, Nataniel zrobił to samo. Chwilę porozmawialiśmy,
lecz, gdy moje oczy same się już zamykały, przytuliłam się do
pleców chłopaka i zasnęłam. Obudziłam
się wcześnie rano. Leżałam na Natanielu. Wyglądał tak uroczo w
swoich blond roztrzepanych włosach. Musiało śnić mu się coś
przyjemnego, ponieważ uśmiechał się przez sen. Nie chciałam go
budzić, ale musiałam.
-Nataniel- cisza- Nataaaaniel- znowu
cisza- Nataniel- powiedziałam znowu i dmuchnęłam mu prosto w
twarz.
-Co?! Co się stało?!- krzyknął zaspany, na co ja
zaśmiałam się.
-Nic,
słodko wyglądasz jak śpisz-uśmiechnęłam się, co chłopak
odwzajemnił.- Idziemy zrobić śniadanie?
-To
raczej ja powinienem zrobić tobie- skrzywił się.- Chyba, że
wolisz coś innego, w zamian za śniadanie- uniósł jedną brew.
-Przestań-
walnęłam go w klatkę piersiową.
-Żartuję-
zaśmiał się.
-Pf-
zawtórowałam mu i pociągnęłam go za rękę.
Zeszliśmy
po drewnianych schodach. Nie ubraliśmy się, więc czułam na sobie
świdrujący wzrok Nataniela. Odwróciłam się do niego z pytającą
miną. Chłopak tylko się uśmiechnął i wyminął mnie, zeskakując
ze schodów. Usiłowałam zrobić to samo, ale po „udanym” skoku
wylądowałam na ścianie. Przed oczyma widziałam gwiazdki, a w tle
zaniepokojony głos blondyna. Wstałam i wyprostowałam się.
Spojrzałam na zatroskanego Nataniela, następnie na schody i ścianę
i wybuchnęłam śmiechem.
-Wszystko
w porządku- powiedziałam nabierając tchu.- Musisz się
przyzwyczaić, że twoja dziewczyna, to niezła łamaga- znów
zaczęłam się śmiać. Chłopak zrobił to samo. Śmialiśmy się
tak bardzo, że przepony nas bolały i ledwo co doszliśmy do kuchni.
Usiadłam na blacie i otarłam łzę. Nieco się uspokoiliśmy.
Blondyn podszedł do mnie bardzo blisko.
-Łamagi
są urocze, wiesz?- szepnął mi do ucha. O dziwo nie załaskotało
mnie to.
-A
mnie kręcą blondyni- odszepnęłam mu.
-Tacy
jak Romeo?
-Jak
Jack Dawson- skwitowałam.
-A
wiesz, że to ten sam aktor?
-Ale
jaki przystojny!- zawołałam, a chłopak odwrócił się obrażony.-
Nat?
Chłopak
stał chwilę tyłem, po czym energicznie odwrócił się w moją
stronę, klękając na jedno kolano- Julio, ach, Julio!- powiedział
romantycznym głosem.
-Ach
Romeo!- zeskoczyłam z blatu i podałam mu dłoń, którą ucałował.
-Zabiorę
cię do siebie i sprawię, że będziesz szczęśliwa- powiedział z
łobuzerskim uśmiechem na ustach.
-Czekam-
powiedziałam i przeszłam obok niego, ocierając się o jego ramię.
Szłam w stronę salonu, kiedy chłopak się na mnie rzucił. Zwinnie
odskoczyłam, a on poleciał na sofę. Zaśmiałam się, lecz po
chwili usiadłam na niego okrakiem.- No więc co zrobisz?
-Nie
mogę się zdradzić do nie będzie niespodzianki- wyszczerzył się.
Fuknęłam i już chciałam wstać, kiedy pociągnął mnie do siebie
i zaczął całować. Teraz cała na nim leżałam. Czerwony koc,
który miał swoje miejsce na sofie, teraz leżał skołtuniony na
ziemi. Uniosłam się delikatnie nad chłopakiem i spojrzałam w jego
miodowe oczy. Pomimo żądzy, widziałam w nich dawną czułość,
troskę. Zaniepokoiło mnie to, że ujrzałam w nich również ból i
smutek. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Masz
smutne oczy. Stało się coś?- zeszłam z niego i usiadłam obok.
-Nie,
to nic takiego.
-Nataniel...
-Po
prostu nie chcę cię stracić.
-Ale
nie stracisz mnie, dlaczego w ogóle tak myślisz?- powiedziałam i
mocno przytuliłam chłopaka.- Nie masz się o co martwić.
Postanowiliśmy
nie myśleć o tym więcej i zjeść śniadanie. Rozmawialiśmy
trochę, następnie ubraliśmy się i poszliśmy do szkoły. Droga
minęła nam zaskakująco szybko, może dlatego, że szliśmy razem.
Znaleźliśmy się przed budynkiem. Złapałam go za rękę i
ścisnęłam mocniej. Przekroczyliśmy bramy szkoły. Automatycznie
wszyscy skierowali swój wzrok na nas. Ale mnie to nie obchodziło,
dla mnie, w tym momencie, liczył się tylko on. Z oddali widziałam
Rozalię i Violettę, które zagorzało o czymś dyskutowały. Gdy
Violetta na nas spojrzała i rozdziawiła usta, Rozalia natychmiast
spojrzała w tę samą stronę co fioletowłosa. Pokazała mi na
migi, że zaraz mam im to wszystko wytłumaczyć, na co ja tylko
zaśmiałam się pod nosem. Odprowadziłam blondyna do pokoju
gospodarzy. Pożegnałam go dając mu buziaka w policzek i pognałam
do dziewczyn.
-O
MOJ BO-ŻE! Co to miało być?!- białowłosa była wściekła.
-No
jak to co?- oburzyłam się.- Związek!
-Ale
od kiedy?- Violetta też nie była zadowolona.
-Nooo-
przeciągałam.- Od wczoraj- wyszczerzyłam się.
-Co?!-
krzyknęły obie.
-No
tak, wyszliśmy w trakcie imprezy i tak jakoś wyszło.
-Coś
sobie przypominam, Roza, pamiętasz jak wybiegła z pokoju?
-Wtedy
co dostała w twarz?- parsknęła śmiechem.
-Tak-
spojrzała na mnie.
-Dokładnie
tak, dziewczyny.
Opowiedziałam
im wszystko co do szczegółu. Cieszyły się razem ze mną. Bardzo.
-A
co na to Kastiel?
-Na
co?- zjawił się niespodziewany.
-Na
nic- fuknęłam.
-Elena-
uśmiechnął się zadziornie.- Dalej jesteś na mnie?- szepnął mi
do ucha.
-Odejdź-
powiedziałam i wstałam.- Nie rób już takich akcji, okej?
-Nie
rozumiem?
-Mam
chłopaka- skwitowałam.
-Nic
o tym nie wiem- zaśmiał się.-Od kiedy jesteśmy razem?- dziewczyny
nie mogły powstrzymać śmiechu.
-Nie
mówię o tobie- burknęłam i odeszłam z prędkością światła.
Dzwonek
zadzwonił i udałyśmy się z dziewczynami do klasy. Lekcje mijały
bez żadnych większych problemów. Dopiero na długiej przerwie,
czerwonowłosny zobaczył jak rzucam się na szyję blondynowi. Z
relacji dziewczyn wiem, że był zła. Ba! Był niesamowicie
wściekły, ale nie przejęłam się tym, a on sam nie pokazywał, że
jakoś to na niego wpłynęło i dobrze.
Z
Natanielem byłam już od półtora miesiąca, a nasz związek był
naprawdę świetny. Od czasu, kiedy zmienił styl i ograniczył swoją
pracę gospodarza, często wychodziliśmy na wspólne spotkania,
randki, imprezy. Może ciężko w to uwierzyć, ale nie zawsze
byliśmy grzeczni. Najbardziej lubiliśmy chodzić wieczorami nad
zalew, pić wino i okazywać sobie wzajemnie czułość. Nikt już
nie postrzegał Nataniela za grzecznego i poukładanego pana
gospodarza, lecz za równego sobie gościa. Oczywiście poza
Kastielem, który teraz nienawidził go jeszcze bardziej. Chyba nigdy
nie byłam bardziej szczęśliwa niż teraz.
Tego
dnia nie mogliśmy się spotkać, bo Nataniel obiecał, że ten
wieczór spędzi ze swoją siostrą i rodzicami. Ich kontakty
znacznie się polepszyły. Nie powiem, że nie miałam w tym żadnego
udziału, bo miałam. Bardzo duży. Spędzałam u nich wiele dni i
wieczorów. Moja obecność, jak powiedziała mama Nata, tak dobrze
na nich działała, że zrozumieli swoje błędy i starali się je
zniwelować lub chociażby ograniczyć, tak bardzo, jak tylko się
dało. Wbrew pozorom, Amber nie była taka zła. Brakowało jej tylko
brata. Kiedy zajął się sprawowaniem urzędu gospodarza w szkole,
blondynka straciła swojego brata, więc poszukiwała pociechy w
czymś innym. A było to wywyższanie się i poniżanie innych. Na
szczęście udało mi się naprawić ich rodzinę i byłam z siebie
dumna, bardzo.
Tak
więc ten wieczór miałam spędzić samotnie. Ulewa była nie do
opisania. Wiatr szalał jak opętany. Wydawać by się mogło, że
zaraz powyrywa wszystkie drzewa z korzeniami. Zabrakło prądu, więc
siedziałam na podłodze przy kominku i rozmyślałam o moim związku
z Natanielem. Byłam szczęśliwa, cieszyłam się, że pomogłam mu
uporać się ze wszystkimi swoimi problemami. Z rozmyślań wyrwał
mnie mój dzwoniący telefon. Chwyciłam go i odebrałam nie patrząc
kto dzwoni.
-Halo?
-Halo,
Elenka?
-Mama?
-Witaj
córuś. Mam dla ciebie dwie wiadomości. Jedną dobrą, a drugą...
złą.- powiedziała zmartwionym głosem.
-Zacznij
od tej złej.
-No
więc, pamiętasz, że niedawno odwiedziliśmy babcię Susane? Będzie
miała za dwa tygodnie operacje.
-C-co?
Suzi?- spytałam przejęta. To była moja ulubiona osoba z mojej
wielkiej rodziny.-Ale czego dokładnie dotyczy ta operacja?
-Skarbie,
to nie jest rozmowa na telefon.
-Co
to znaczy...?- spytałam przerażona.
-To
jest właśnie ta dobra wiadomość! Babcia bardzo chce się z tobą
spotkać. Wreszcie się zobaczymy, słońce!
-Czyli...
lecę do Los Angeles?- mama aż pisnęła z radości.
-Nie
cieszysz się?
-Bardzo...-
powiedziałam ze sztucznym entuzjazmem.- A kiedy mam lot? I na jak
długo tam zostaję?
-Dziś
jest środa?- przytaknęłam.- Lot masz na 6 rano, w piątek-
poczułam jak moje serce rozrywa się na małe kawałeczki.
-Ten
piątek?- głośno przełknęłam ślinę.
-Skarbie,
wybacz, że nie poinformowałam cię wcześniej, ale nie było kiedy.
Dowiedzieliśmy się niedawno, a babcia chciała, żebyś przyleciała
jak najszybciej...
-Dobrze,
nie mam wam tego za złe- zaśmiałam się ciepło, ale w duszy
krzyczałam. Krzyczałam i pragnęłam, aby ktoś to usłyszał i
pomógł mi. Powiedział mi, ze to nieprawda.
-Aghata
już wie, dzwoniłam do niej. Zgodziła się porozmawiać z
dyrektorką. Podobno nie masz żadnych planów, prawda?
-Prawda-
skłamałam. Przecież miałam plany. Moim planem było moje życie,
razem z Natanielem i przyjaciółmi. A teraz zostało mi to
odebrane.- Mamo, bo wiesz, jest już po 22, ciocia została na noc u
Nicka... może pójdę się już pakować? Pozdrów tatę i dziadków.
-No
dobrze słońce. Tylko nie siedź za długo, dobra?
-W
porządku, papa.
-Paa!-
rozłączyła się, a mi napłynęły łzy do oczu. Nie chciałam o
tym myśleć, bardzo nie chciałam. Położyłam się na kanapie i
zasnęłam. Spałam długo, a moje sny były dziwne. Śniło mi się,
że nigdzie nie jadę, zostaję tutaj. Jakim ciosem było to, gdy
obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że owy sen nigdy się nie
spełni. Ubrałam się, spakowałam i wyszłam do szkoły. Nie miałam
ochoty jeść śniadania. Nie miałam ochoty na nic. Gdy przyszłam
do szkoły usiłowałam unikać wszystkich. Niestety nie udało mi
się to. Moje przyjaciółki mnie zaatakowały, gdy siedziałam w
pustej klasie, czekając na lekcje.
-Hej,
co jest?- spytała zatroskana Violetta.
-Wyjeżdżam-
ucięłam.
-I
tym się tak przejmujesz?- uśmiechnęła się Rozalia.- Przecież w
poniedziałek znowu się zobaczymy. Wstałam energicznie z krzesła i
podeszłam do okna. Opadłam się o parapet, wzięłam głęboki
oddech i odwróciłam się w ich stronę.
-Jutro
wylatuję do Los Angeles...- dziewczyny nic nie odpowiedziały. Były,
jak ja wczoraj, w niemałym szoku. Wróciłam na swoje miejsce i
wszystko im wyjaśniłam.- Bardzo nie chcę was opuszczać, ale to
moja rodzina, moja ukochana babcia i...- nie dokończyłam, bo
obydwie po prostu mnie przytuliły. Rozumiały to, że nie byłam w
stanie wyjawić tego Natanielowi. Kryły mnie przez cały dzień, aż
do końca lekcji, więc z blondynem wymieniłam tylko kila zdań w
przelocie. Gdy lekcje się skończyły poszłyśmy szybko na miasto
do jakiejś kawiarni. Było to, w pewnym rodzaju, moje przyjecie
pożegnalne. Tak bardzo nie chciałam ich zostawiać. To za nimi
chyba będę tęsknić najbardziej, w końcu przyjaźnie są na całe
życie. Obiecałyśmy sobie, że będziemy do siebie codziennie pisać
dzwonić i spotkamy się najszybciej jak tylko to możliwe. Do domu
wróciłam dopiero wieczorem, kiedy Aghata już wróciła z pracy.
-Elena?-
spytała, gdy zamknęłam drzwi.
-Tak,
to ja.
-Możesz
przyjść? Chciałabym z tobą pogadać.
Niechętnie
do niej poszłam. Wyjaśniła mi całą zaistniałą sytuację.
Babcia będzie miała operację serca. W tym momencie uświadomiłam
sobie jak bardzo mnie potrzebuje. Powiedziałam Aghacie o swoich
uczuciach. Porozmawiałyśmy naprawdę szczerze, co bardzo mi
pomogło.
-Cieszę,
że wyjaśniłyśmy sobie wszystko- uścisnęła mnie.- Ja teraz
pójdę odespać, bo jestem padnięta po pracy i po nocach z Nickie-
zaśmiała się i poszła. Ja włączyłam telewizję, aby móc nie
myśleć o tym wszystkim. Po długim seansie przed szklanym ekranem
poszłam do kuchni.
-
Kurwa!- wrzasnęłam. Wiedziała, że nie mam jakiegokolwiek zdania w
tym momencie. Nie mogłabym zrobić tego babci, nawet nie chciałam.
Ale nie mogłam z dnia na dzień zostawić wszystkiego i wszystkich.
Nie mogłam zostawić Nataniela. Nie teraz, kiedy tak bardzo mnie
potrzebuje. Jednak wiedziałam, że szybko nie wrócę, o ile wrócę
na zawsze. Kiedy rodzice wzywali mnie do siebie, co zdarzyło się
tylko dwa razy w całym moim życiu, zawsze zostawałam tam
minimalnie pół roku. Musieli się mną nacieszyć, swoją jedyną i
ukochaną córką. Fakt, kiedy do nich przylatywałam byłam bardzo
szczęśliwa i rodzice, z tego właśnie względu, posyłali mnie do
szkoły, która znajdowała się w danym mieście. Lecz kiedy to
było? Miałam wtedy 8 i 12 lat. A teraz? Teraz mam 17 i nie jest mi
łatwo rozstać się z kimś kogo kocham. Stanęłam na środku
korytarza.
-Związek
na odległość nie ma sensu- powiedziałam do siebie wściekła.
Nie
myśląc o niczym, wybiegłam z domu zatrzaskując drzwi. Biegłam
ślepo przed siebie. Ulewa i wichura wcale mi w tym nie pomagały. Na
ulicy było ciemno, nie wiedziałam czy biegnę w dobrą stronę.
Dopiero w połowie drogi poczułam, że jest mi zimno. Wybiegłam w
krótkich spodenkach i bluzce na ramiączka. Drżałam z zimna, ale
ignorowałam to. Ważne było dla nie dobiec do celu. W pewnym
momencie usłyszałam głośny pisk opon i światło oślepiło mnie.
Dobrze, że kierowca zdążył zahamować, bo byłoby już po mnie.
Pokonałam jeszcze pare metrów i znalazłam się przed wielkim,
białym domem. Wbiegłam przez furtkę i mocno zapukałam w drzwi. Po
chwili się otworzyły i stanął w nich blondyn. Widząc go zaczęłam
płakać i wtuliłam się do niego. Nie wiedział co się właśnie
stało. Mimo to, objął mnie i przycisnął do siebie. Po chwili się
uspokoiłam, odsunęłam i spojrzałam na niego.
-Co
się stało?- spytał przerażony. Zobaczył, że jestem cała
przemoczona, oczy mam czerwone i spuchnięte od płaczu.
-Nataniel...-
popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
-Nat,
chodź oglądać film!- Amber krzyczała z głębi domu. Chłopak
zignorował siostrę i czekał aż skończę to co miałam mu do
powiedzenia.
-Nataniel-
przełknęłam ślinę- To nie ma sensu...
-Ale
co nie ma sensu?- złapał mnie za dłonie.- Wejdź do środka,
rozgrzejesz się i wszystko mi opowiesz na spokojnie. Widział, ze
byłam cała roztrzęsiona.
-Nie
Nat- zabrałam ręce. Zrobiłam głęboki oddech i wyrzuciłam z
siebie- Z nami koniec.
-C-co?-
chłopak nie mógł uwierzyć w to co właśnie powiedziałam.
-Wybacz
mi- szepnęłam, a do moich oczu znów napłynęły łzy. Odwróciłam
się i odeszłam. Pomimo nawoływań chłopaka szłam dalej. Nie
mogłam spojrzeć mu teraz w oczy. Nie po tym co mu powiedziałam.
Pogoda nieco się uspokoiła. Pobiegłam do domu. Wbiegłam do
swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Pozwoliłam łzom
swobodnie płynąć. Po dłuższej chwili stwierdziła, że to i tak
nie da, że muszę poszukać pozytywów. Tak właśnie się stało.
-Odwiedzisz
Suzi- powiedziałam na głos, a na moją twarz od razu wkradł się
uśmiech. Wstałam i wyjęłam z szafy walizkę. Zaczęłam pakować
do niej stosy ubrań. Gdy je spakowałam miałam jeszcze trochę
miejsca. Spakowałam tam moje zdjęcia z Natanielem, Rozą i Violą i
jedno grupowe. Wrzuciłam jeszcze swój pamiętnik i zamknęłam
walizkę. Poszłam do łazienki i napuściłam gorącej wody. Weszłam
do niej. Potrzebowałam relaksu i odprężenia. Zanurzyłam się
cała. I odpoczywałam. Żałowałam tego, że nie wyjaśniłam mu
niczego. Ale to było za trudne, nie byłabym zdolna mu tego
powiedzieć. Nie dziś, nie teraz. Może kiedyś. Kiedyś, kiedy mi
przejdzie. O ile w ogóle przejdzie. Wyszłam z wanny, nakremowałam
swoje ciało i poszłam do pokoju, a którym była Aghata.
-Jak
się czujesz?
-A
jak mogę się czuć? Właśnie zerwałam z chłopakiem. Nawet nie
wyjaśniłam mu dlaczego. Zachowałam się jak największa świnia.
-Nie
zachowałaś. Słuchaj, ja cię rozumiem, wiem, że to dla ciebie
trudne. Tak, wiem, Nick leci z nami, ale nie zmienia to faktu, że
potrafię postawić się na twoim miejscu.
-Ale
on nie wie, że to było dla mnie trudne. Przecież zasłużył na
wyjaśnienia, prawda? Ale... może dziewczyny mu to wyjaśnią...
Nie, zrobię to sama.
-Nie
mamy czasu, przecież nie pójdziesz do niego teraz. Jest- spojrzała
na zegarek- za dwie północ, a rano wylatujemy.
-Nie,
zadzwonię do niego. Jutro.
Ciotka
pocieszyła mnie i jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, a następnie
poszła do siebie, aby się dopakować. Nick obiecał, że przyjedzie
po nas o 4. Nienawidzę kontroli na lotniskach, zawsze trwa tak
długo. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Dalej byłam smutna i
wściekła, ale z drugiej strony byłam bardzo podekscytowana.
Przecież już niedługo spotkam się z mamą, tatą, dziadkami.
Myślę, że jednak nie będzie tak źle. Podłączyłam telefon, aby
miał pełną baterię i chwyciłam książkę. Nim się obejrzałam,
mój telefon wskazywał 3:55. Prócz godziny, widniało jeszcze 10
połączeń nieodebranych i 4 wiadomości. Zignorowałam to i razem z
ciocią zabrałyśmy bagaże i wyszłyśmy do Nicka. Część bagaży
trzeba było spakować na tylne siedzenia. Jechaliśmy w ciszy 15
minut. Gdyby nie to, że ulice były puste, czas wydłużyłby się
dwukrotnie. Wciąż miałam przed oczyma wszystkich bliskich ze
szkoły. Myślami byłam z nimi. A ciałem? Ciałem stałam przed
wejściem do samolotu. Opuszczałam piękną Francję i leciałam do
Los Angeles, które znajdowało się po drugiej stronie oceanu.
Tysiące kilometrów stąd.
_____________________________________
Jest kolejny rozdział!!! Mam nadzieję, że się podoba :)
komentarze mile widziane :)