ROZDZIAŁ
XVIII
Opuszczałam
piękną Francję i leciałam do Los Angeles, które znajdowało się
po drugiej stronie oceanu. Tysiące kilometrów stąd.
Wsiadłam
i zajęłam swoje miejsce. Siedziałam od okna, a za mną spali Nick
z ciotką. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzykę.
Odwróciłam się w stronę okna i nie zważałam na to, co dzieje
się dookoła. Widoki zapierały dech w piersiach. Gęste i białe
chmury przypominały watę cukrową. Taką samą jaką jedliśmy z
Natanielem w wesołym miasteczku. Przed oczyma stanęła mi jego
twarz, która za nic nie chciała zniknąć. Błękitne niebo było
jak jego koszula, w której uwielbiałam spać, gdy byłam u niego.
Złote promienie słońca, które wlatywały przez okno i spoczywały
na moim ciele, przypominały mi o jego zmierzwionych włosach.
Nie
mogłam przestać wspominać wszystkich wspaniałych rzeczy, które
razem przeżyliśmy. Wspólne spacery w nocy po parku, kiedy
potrafiliśmy skryć się w gęstwinie krzaków i wyobrażać sobie,
że nasza miłość jest zakazana. Wspólne wyjścia do kina, po
których niewiele pamiętaliśmy filmu, ponieważ zajęci byliśmy
sobą. Wspólne żarty i zabawy, wspólne upijanie siebie nawzajem
i... wspólne noce, które przepełnione były miłością i
namiętnością. Każdy jego dotyk sprawiał, że moje ciało drżało
i domagało się więcej i więcej. Pamiętam kiedy raz... NIE!-
skarciłam siebie w myślach.- Nie ma już Eleny i Nataniela.- oczy
mi się zaszkliły. Nie mogłam wybaczyć sobie tego co mu zrobiłam.
Po tych wszystkich obietnicach, intymnych relacjach, nie byłam w
stanie wyznać mu prawdy. Nie byłam w stanie pogodzić się z tym,
że straciłam go już na zawsze. A może jednak nie? Może rodzice
zlitują się nade mną... Nie, to niemożliwe. Nie powinnam się
łudzić.
Nieprzespana
noc dała się we znaki. Moje powieki zaczęły robić się coraz
cięższe, aż wreszcie zasnęłam.
OCZAMI
NATANIELA
Wołałem,
ale nie stanęła, nie odwróciła się. Przyspieszyła jedynie kroku
i zniknęła w rzęsistym deszczu. Stałem tak jeszcze jakiś czas,
lecz gdy piorun uderzył, wszedłem do domu i trzasnąłem drzwiami.
-Nat?
Co jest?- Amber stanęła w przedpokoju z pytającą miną.
Spojrzałem na nią smutnym wzrokiem i poszedłem szybko do siebie do
pokoju. Zamknąłem drzwi i usiadłem na ziemi, opierając się o
łóżko. W całym pomieszczeniu panowała ciemność. Nie byłem w
stanie myśleć o niczym innym. Nie mogłem wyrzucić z pamięci jej
słów: "To nie ma sensu. Z nami koniec." Nie miałem
pojęcia co zrobiłem nie tak, w czym zawiniłem, co się w ogóle
stało. Ktoś zapukał do drzwi.
-Nataniel?-
Amber po cichu weszła do mojego pokoju.- Hej brat, co się stało?
-Nic-
odpowiedziałem beznamiętnie.
-Przecież
widzę- usiadła obok mnie.
-Zerwała
ze mną. Rozumiesz? Rzuciła mnie!
-Ech-
westchnęła.
-Zostaw
mnie- milczała.- Zostaw mnie do cholery!- wrzasnąłem, po czym
blondynka wyszła zamykając drzwi po cichu.
Wyszedłem
z domu wcześnie rano. Spieszyłem się. Liczyłem na to, że już za
chwilę spotkam Elenę, porozmawiam z nią o wczorajszej sytuacji.
Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na wiadomości. Naprawdę
się martwiłem. Z rozmyślań wyrwał mnie czyiś głos. Odwróciłem
się i zauważyłem biegnącą w moją stronę, szatynkę.
-Jezu,
tylko nie ona- jęknąłem i wywróciłem oczyma.
-Nataniel!-
przybiegła mało co na mnie nie wpadając- Nat, musimy pogadać-
uśmiechnęła się zalotnie.
-O
czym znowu?- odpowiedziałem szorstko.
-O
nas- zmarszczyłem brwi- To znaczy- zaśmiała się nerwowo- o nas,
jako o gospodarzach, bo...
-Sory
Melania, ale nie mam teraz dla ciebie czasu- rzuciłem i
przekroczyłem bramy szkoły. Nie zwalniałem, nie chciałem, żeby
znowu mnie dogoniła.
Rozglądałem
się po całym dziedzińcu, ale Eleny nigdzie nie było. Otworzyłem
drzwi budynku, licząc na to, że za chwilę ją ujrzę. Niestety,
nie znalazłem jej w całej szkole. W żadnej sali, piwnicy, nawet na
dachu. Dosłownie nigdzie. Zrezygnowany udałem się do sali, w
której miała się odbyć lekcja. Co prawda zastało mi jeszcze 20
minut, ale stwierdziłem, że poczekam na nią tutaj. Wchodząc do
sali niezauważony, usłyszałem rozmowę Violetty i Rozalii:
-Jak
myślisz, kiedy wróci?
-No
nie wiem, wiesz, Los Angeles jest kawał stąd. A operacja niczego
nie przyspiesza.
-Ale
ona ma tutaj swoją rodzinę. Nas!- krzyknęła fioletowłosa.
-Ech,
jej rodzina jest tam... Pamiętasz, sama mówiła, że pół roku co
naj...
-Los
Angeles?!- spytałem, gdy tylko Rozalia mnie zobaczyła.
-Nataniel!-
krzyknęły obie, a białowłosa kontynuowała- To nie tak, ona...
Ona sama chciała ci to wytłumaczyć.
-Ale
nie zrobiła tego- powiedziałem cicho i wyszedłem z sali trzaskając
drzwiami.
Wybiegłem
ze szkoły przeciskając się przez tłumy ludzi, którzy zaczęli się schodzić. Nie wiedziałem dokąd mam się udać. Ale
wiedziałem jedno, nie wracam do szkoły.
OCZAMI
ELENY
-Elenka!-
już na samym wejściu mama zaczęła mnie ściskać. Przytulała
mnie tak długo, dopóki tata jej nie przerwał.
-Witaj
słonko- przytulił mnie i dał mi buzi w czoło. Następnie zbiliśmy
piątkę i zaśmialiśmy się.
Rodzice
przywitali się również z Aghatą i Nickiem. Okazało się, że
Nick to stary przyjaciel taty z dzieciństwa. Wszyscy weszli do
środka, a ja wróciłam się do samochodu, ponieważ zapomniałam
torby. Zarzuciłam ją na ramię i spojrzałam na wielką, białą
willę. Już zapomniałam jak ona wygląda. Ostatni raz byłam tu
mając lat dwanaście. Wtedy właśnie babcia Susana przeprowadziła
się do rodziców, po czym oni zaczęli wyjeżdżać w sprawach
biznesowych. Dlatego właśnie przeprowadziła się tutaj jeszcze
część rodziny. Ogród przed domem był śliczny, dużo zieleni i
kolorowych kwiatów. Zastanawiałam się, czy za domem pozostał
posadzony przeze mnie krzew róży. Ze wspomnień wybił mnie odgłos
szczekania. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, biegnącego w
moją stronę, ogromnego psa. Czyżby to był...
-Max!-
kucnęłam, a pies rzucił się na mnie i zaczął lizać po poliku-
Moja psinka!- głaskałam go po głowie i brzuchu- A kto jest taki
wielki? No kto?- przybliżyłam twarz, a owczarek wesoło liznąć
mnie po nosie. Usłyszałam gwizd i moje oczy skierowały się w
stronę drzwi. Zauważyłam jakiegoś nieznajomego chłopaka. Pies
podbiegł do niego, a on poklepał go po łbie. Wstałam z chodnika,
poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę nieznajomego.
Myślałam, że będąc bliżej rozpoznam w nim któregoś z moich
kuzynów. Niestety nie.
-Hej-
odezwał się.
-Hej?-
spojrzałam na niego pytająco. Przyglądałam mu się chwilę, a on
uśmiechał się pytająco.
-Elenka!-
usłyszałam mamę z głębi domu- Chodź wreszcie!
Nie
myśląc dłużej, wyminęłam chłopaka i pognałam do ogromnego
salonu. Od razu zauważyłam moją ulubioną babcię. Rzuciłam torbę
na ziemię i podbiegłam przytulić się do niej. Mimo tego, że
miała 72 lata, była naprawdę żywa jak na swój wiek. Nie była
typową staruszką. Lubiła wszelkie sporty, zabawy, a najbardziej
lubiła chodzić do wesołego miasteczka... To naprawdę dziwne. Ale
dzięki temu nie narzeka na zdrowie. No, może poza tą operacją,
która ma się odbyć... Nawet nie wiem kiedy.
-Jak
ty wyrosłaś- odezwała się wreszcie.
-No,
kiedyś trzeba było- zaśmiałyśmy się.
-No
dobrze, ale co u ciebie, opowiadaj- usiadłyśmy na sofie.
-No
wszystko dobrze, w szkole dużo się dzieje...
-Pewnie
jesteś zmęczona- powiedziała widząc mój zmieszany wyraz twarz.
-Taaaak-
jęknęłam.
-Ach,
zapomniałabym- ręką przywołała chłopaka, który właśnie przyszedł- Pamiętasz może tego uroczego młodzieńca?
-Ja?-
zdziwiłam się- Któryś z kuzynów, który wyrósł tak bardzo, że
go nie poznaję?- babcia pokiwała przecząco głową- Emm, to nie
wiem.
-Kentin.
-Kentin?
-Dalej
nie pamiętasz? Oj Elenka, jestem starsza i mam lepszą pamięć niż
ty- zaśmiała się.
-To
może pomogę ci się rozpakować i sobie przypomnisz?- kiedy
wreszcie się odezwał moje nogi zrobiły się jak z waty. Jego głos
był taki męski, głęboki, ale jednocześnie czysty i delikatny.
Bardzo melodyjny.
-W
porządku- przytaknęłam uśmiechnięta, unosząc ramiona ku górze.
Chłopak chwycił moje dwie, duże torby i ruszył przede mną
schodami na górę. Poszłam za nim. Mój pokój, który zazwyczaj
był pokojem tymczasowym, znajdował się na trzecim piętrze.
Pamiętam, że długo namawiałam rodziców, aby zgodzili się, by
pój pokój znajdował się właśnie na końcu najdłuższego
korytarza, na najwyższym piętrze. Zawsze lubiłam mieszkać i spać
na górze. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego, że na tym pietrze,
prócz mnie, nie mieszkał nikt. Wszyscy zajmowali parter, pierwsze
lub drugie piętro.
Schody
prowadzące na piętro ostatnie znajdowały się na drugim końcu
korytarza. Skręciliśmy, udając się na ich ostatnią partię. Po
dłuższym milczeniu odezwałam się:
-Czy
ja cię skądś znam?- chłopak nie odpowiedział, tylko zaśmiał
się uroczo. Zwinnie wskoczył na ostatni schodek, który był dwa
razy większy od pozostałych. Odłożył jedną walizkę i podał mi
rękę. Chwyciłam ją i również znalazłam się na górze. Szatyn
ponownie chwycił bagaż i skręcił w lewo. Na tym piętrze znajdowało
się około 6 lub 7 sypialni, a on od razu wiedział, do której
miałam się udać. Powoli się ściemniało, a my nie zapalaliśmy
światła w korytarzu, więc teraz panował tu półmrok. Młodzieniec
postawił walizki przed właściwymi drzwiami i odwrócił się w
moją stronę, tak, że na niego wpadłam. Spaliłam buraka i
delikatnie się od niego odsunęłam. On znów uroczo się zaśmiał
i mocno mnie przytulił. Oszołomiona, stałam jak słup soli.
Przytulał mnie obcy chłopak, a mimo to, bardzo mi się to podobało.
-Przepraszam?-
spytałam, gdy już mnie puścił.
-Elena,
naprawdę mnie nie poznajesz?- pokręciłam przecząco głową, na co
zmieszany chłopak przeczesał ręką włosy. Zlustrowałam go całego
od góry do dołu. Miękkie, kasztanowe włosy, głęboko osadzone,
zielone oczy. Mięśnie były charakterystycznie zarysowane pod
czarną bokserką i zarzuconą na nią rozpiętą, białą koszulą.
Spodnie moro i czarne wojskowe buty nadawały charakteru temu
strojowi. Był ode mnie wyższy o głowę. Jęknął i wyjął z
koszuli okulary, które włożył na swój nos. Kucnął i popatrzył
na mnie z wyczekiwaniem.
-Zaraz,
zaraz... Ken?- spytałam cicho. Od razu wyprostował się i na jego
twarzy pojawił się szczery uśmiech- Ken!- krzyknęłam i rzuciłam
się na chłopaka mocno go ściskając. Objął mnie obydwoma rękoma.
Pachniał genialnie. Mieszanka proszku do prania i jego perfum
sprawiły, że przypomniało mi się nasze wspólne dzieciństwo.-
Jak to się stało, że ty tak... ty TU!
-Pamiętasz,
że ojciec wysłał mnie do szkoły wojskowej?- przytaknęłam- No
więc troszkę się zmieniłem- zaśmiał się.
-Troszkę?!
Chłopie, wyglądasz zupełnie inaczej! Ale zaraz... jak to się
stało, że jesteś tutaj?
-No
wiesz, nasi rodzice się przyjaźnią i poprosili mnie, żebym jakiś
czas zajął się twoją babcią. W dodatku, gdy się dowiedziałem,
że tu przyjedziesz... matko, byłem taki szczęśliwy.
-Nawet
nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa, że znów cię widzę-
szepnęłam i znów się w niego wtuliłam.
Wreszcie
weszliśmy do mojego pokoju. Zamiast się rozpakować, rzuciliśmy
się na łóżko. Leżałam z głową na jego ramieniu. Opowiadaliśmy
sobie wszystko to, co spotkało nas przez ostatni rok. On opowiedział
mi o szkole wojskowej, o tym, że stał się bardziej odważny,
silniejszy i bardziej towarzyski. O przygodach jakie go tam spotkały,
- przeróżne wyjazdy, dziewczyny itd. Wspomniał również o tym, że
bardzo zaprzyjaźnił się z moją babcią i Max'em.
-Dobra,
dość o mnie. Pomówmy teraz o tobie- zaczął bawić się moimi
włosami.
Opowiedziałam
o nowej szkole, nowych przyjaźniach, zabawach, imprezach, o
chłopakach...
-I
tak go zostawiłaś?
-Mhm.
Nie byłam w stanie mu tego powiedzieć, nie wiem dlaczego. Jestem
durna- plasnęłam ręką w czoło.
-Nie,
nie jesteś głupia. To zrozumiałe, że się bałaś- zawiesił się
na chwilę- Może do niego zadzwoń?
-A
jeśli nie odbierze?
-To
zadzwoń z mojego- wręczył mi telefon.
-Nie,
nie mogę...
-Możesz,
a nawet musisz! Przyjaźnimy się i nawet nie chcę słyszeć odmowy.
A teraz zostawiam cię samą. Niedługo przyjdę- powiedział i
wyszedł.
Stanęłam
przed łóżkiem spoglądając na telefon. Ostrożnie go chwyciłam i
wykręciłam numer blondyna. Już miałam połączyć, gdy zadzwonił
mój telefon.
-Halo?-
odebrałam nie patrząc kto to.
-Elena?
Elena jak się czujesz?
-Roza-
odetchnęłam z ulgą- Całkiem dobrze, a co w Amorisie?
-Właśnie
po to dzwonię. Czy Nataniel się do ciebie odzywał?
-Nie...
a coś się stało?
-Nie
było go w szkole. To znaczy był, ale... usłyszał moją rozmowę z
Violą i wybiegł ze szkoły. Nie wrócił do domu. Myślałam, że
się do ciebie odzywał.
-Nie,
nie odzywał- mój głos posmutniał.
-No
dobrze, może niedługo wróci. Na pewno wróci, pewnie poszedł coś
załatwić- zaśmiała się nerwowo. Tak, w czasie lekcji...
-Tak...
Wiesz, muszę kończyć, bo u nas już pierwsza w nocy i wiesz...
-Tak,
rozumiem, porozmawiamy jutro, papa!- rozłączyła się.
Bez
namysłu połączyłam z numerem Nataniela. Pierwszy sygnał, drugi,
trzeci. Ktoś odebrał, ale się nie odezwał.
-Halo?-
spytałam.
-Suam?
-Nataniel?
-A
gdo mówi?
-Nataniel,
czy ty jesteś pijany?- głos mi się złamał.
-Szoo?
Jaaaa? Ya nie estem pjany- czknął.
-Nie
wierzę...
-Halo?
Kto mówi?- usłyszałam znajomy, trzeźwy głos.
-Nataniel?-
spytałam niepewnie.
-A
kto mówi?
-Kto
to był?- nie odpowiedziałam na jego pytanie.
-Jakiś
gość z klubu. Mogę wreszcie wiedzieć z kim rozmawiam?
-To
ja... przepraszam cię.
-Kto?-
chłopak wyszedł z jakiegoś pomieszczenia, ponieważ muzyka
zupełnie ucichła.
-Nataniel,
kocham cię- szepnęłam.
-Elena?-
spytał cicho.
-Nataniel,
przepraszam cię. Ja nie mogłam... nie potrafiłam ci tego
powiedzieć...
-Dlaczego?
Dlaczego zostawiłaś mnie bez słowa?
-Proszę,
wybacz mi... Musiałam wyjechać.
-Słyszałem
od Rozalii. Jesteś w Los Angeles? I będziesz mieć operację? I nic
mi nie powiedziałeś?- spytał z coraz większym wyrzutem.
-Nie
chciałam, żebyś się tak dowiedział... Tak, jestem w Los Angeles,
ale to nie ja będę mieć operację. Moja babcia, musiałam
wyjechać, zrozum mnie, błagam.
-Chciałbym,
ale nie mogę.
-Natiiiii-
usłyszałam głos jakiejś dziewczyny- Chodź tu z powrotem.
-Kto
to jest?
-To
chyba nie powinno cię już interesować.
-C-co?
-Muszę
kończyć, nie mam czasu, cześć- rzucił ostro i rozłączył się.
Łza popłynęła mi po policzku. Cisnęłam telefonem na łóżko.
Miałam ochotę wyjść. Ze złością otworzyłam drzwi i ujrzałam
przed sobą wysoką postać.
-Hej
mała- uśmiechnął się zawadiacko.
-Kastiel?-
otworzyłam szeroko oczy.
Czerwonowłosy
wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Nie pytając o nic, po
prostu ujął mój podbródek i pocałował mnie namiętnie.
____________________________________
No,
więc jest! Postaram się w weekend dodać kolejny rozdział... oby!
Hahahhaha XD
Zapraszam
do komentowania :3
Bonjour XDDD Słuchaj na początku się prawie popłakałam xD Co do Kentina to już Ci pisałam także no xD A te krasnoludki to jeszcze po niego przyjdą mówię Ci xD Ale w ogóle, że Nataniel uciekł ze szkoły SZOK XD Dobrze, że go Melania nie goniła :D Myślałam, że Nat się upił a tu taki suprajs :o A ten koniec to KIRWA spadłam z łóżka. Skąd tam się wziął rebel tomato?! XD I w ogóle nie wiem czemu rozśmieszyło mnie to pod koniec "miałam ochotę wyjść" XDDD Dobra koniec XD Wenyy i pamiętaj...ja zawsze czekam! XD
OdpowiedzUsuńGuten Tag! XD Popłakałabyś się, bo brak Ci Nata? Mnie również XD Dupa tam, żadnych krasnoludów nie będzie! Nie u mnie, o nie! hahahhaha Uciekł i nie wróci, a ta Melania to przebiegła żmija i wie jak wykorzystać sytuację, pamiętaj! No wiesz, przejść się, zapalić i te sprrr ahahhaa
OdpowiedzUsuńA REBEL TOMATO to w następnym rozdziale się dowiesz, ahahhahaha SPOJLERÓW NIE BĘDZIE! Dziękuję! I.. ja muszę nadrobić wreszcie Twoje! Ale no, dziękuję, dziękuję i dziękuję! :3