ROZDZIAŁ V
-Jesteś pewna?- podszedł do mnie z ogromnym uśmiechem. Poczułam jak w jednej chwili lecę na ziemię. Super, Kastiel ”podciął” mi nogi, więc siedzę teraz jak głupia na ulicy- Heh, widzę, że jednak sobie beze mnie poradzisz- zadrwił ze mnie i śmiejąc się zniknął za rogiem. Wstałam powoli, zabrałam swoją torbę spod muru i ruszyłam w stronę domu.
-Elenka
i jak tam randka?- Aghata stała przy drzwiach, gdy tylko usłyszała jak otwieram
furtkę.
-To
NIE była RANDKA!
-No
dobrze, dobrze, to jak tam twoja nierandka?
-Eh-
sapnęłam siadają przy blacie w kuchni- Hej Nick- odmachał mi oglądają jakiś
mecz w TV- No więc, z Natanielem było naprawdę ciekawie… Serio, świetnie się
bawiłam!
-No
dobra, a ta druga rand… nierandka?
-A to-
uśmiechnęłam się- Miała być próba chłopaków, ale, że Armin i Alexy dopiero
przyjechali i byli zmęczeni, próby nie było.
-Tak?
Ale i tak wróciłaś o- popatrzyła na zegarek- 22.30
-Której?!-
popatrzyłam z niedowierzaniem- Wow, trochę długo to trwało…
-Co
takiego?- zapytała podejrzliwie.
-Spacer!-
wypaliłam- Wiesz, jakaś taka zmęczona jestem, heh, już pójdę. Dobranoc!- czym
prędzej pognałam na górę do pokoju. Gdy weszłam rzuciłam się na łóżko.
-Dobra
Elena, nie podniecaj się tak… A jak on robi tak ze wszystkimi? O nie, nie, nie,
jeśli tak, to tak mu jutro skopię ten tyłek, że się nie pozbiera. A jeśli nie
robi tak ze wszystkimi? Może tylko ze mną? Eh, ale zna mnie tylko jeden dzień.
JEDEN! Z drugiej strony ja też nam go tylko jeden dzień i już się zako… AAAAAA!-
zaczęłam walić poduszką w głowę- Okej, okej, nie zakochałaś się, najlepiej
zapomnij o tym co się dziś wydarzyło, zapomnij o nim, o jego cudownym uścisku,
oszałamiających perfumach, delikatnych pocałunkach… Cholera Elena!- wzięłam
kilka głębokich oddechów i poszłam do łazienki.
Wzięłam gorący prysznic i ruszyłam z powrotem do
pokoju. Założyłam krótkie spodenki od piżamy i jakąś za dużą koszulkę mojego
taty. Wzięłam do ręki książkę od biologii i położyłam się na łóżku. Włożyłam
słuchawki do uszu i zaczęłam czytać.
-Przeczytałam ten dział chyba z 5 razy, wszystko umiem-powiedziałam do telefonu.
-A więc mi pomożesz? Super! Tylko bądź!- głos w słuchawce był naprawdę głośny- Aha, no i jutro wszystko mi opowiesz.
-Okej, okej, Roza ja muszę...
-Okej, to papatki!- rozłączyła się.
Poszłam umyć zęby. Spakowałam się i usiadłam z moją ulubioną książką na dużym parapecie z poduszkami. Zaczęłam czytać, tak się wciągnęłam, że nie zauważyłam, która godzina. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 5.30.
-Oh, świetnie, znowu nie spałam całą noc...
Za oknem było jeszcze trochę ciemno, ale zaskakująco ciepło. Poszłam wziąć szybki prysznic w nadziei, że nie obudzę cioci. Założyłam czarne rurki i szarą bluzę z kapturem. Wzięłam telefon, słuchawki i zeszłam na dół. Uf, nie obudziłam jej.
-Oh świetnie, nie wzięłam pieniędzy- mamrocząc do siebie znów poszłam do pokoju.
-Nigdzie ich nie ma! Cholera- syknęłam po cichu- Zostawiłam je w ramonesce. Świetnie, po prostu bomba!- zanim wyszłam z pokoju nabazgrałam na kartce, że lekcje zaczynam o 9, ale poszłam się przejść i niech się nie martwi. Ponownie zeszłam na dół i zostawiłam karteczkę w kuchni na blacie. Założyłam czarne trampki, wzięłam drobne i klucze z ramoneski i wyszłam. Oczywiście chciałam zachować ciszę, ale przecież jak to ja poobijałam się o drzwi, szafki, klucze kilkakrotnie spadły mi na panele. Innymi słowy, zrobiłam dużo hałasu.
-Fuck! Nie byłabym dobrą agentką- burknęłam do siebie wychodząc przez furtkę, którą przez przypadek kopnęłam.
Nie zastanawiając się już nad własną głupotą ruszyłam prosto do sklepu. Tak! 6.05, nie muszę czekać! Weszłam, wzięłam drożdżówkę, paczkę miętowych gum, zapłaciłam i wyszłam. Schowałam gumy do kieszeni, wsadziłam do uszu słuchawki i skierowałam się w stronę parku. W połowie drogi po mojej bułce została tylko papierowa torba. Eh, trzeba było wziąć dwie. Tuż za rogiem znajdowała się kawiarnia. Weszłam i kupiłam duże espresso na wynos. Pociągnęłam łyk gorącej kawy siedzą w parku na ławce.
-Tak, tego mi było trzeba.
-A wiesz, że gadanie do siebie, to pierwszy objaw schizofrenii.
-Hę?- odwróciłam się w stronę przybysza siadającego koło mnie- Och, to cudownie.
-Co tu robisz? Nie powinnaś spać o tej porze?- powiedział zadziornie.
-Nie, a ty nie powinieneś zająć się swoimi sprawami?- burknęłam.
-Demon!- chłopak przywołał swojego psa- No przecież zajmuję się swoimi sprawami- wskazał na biegnącego w naszą stronę ogromnego psa- Zresztą coś między nami jest.
-CO?!- zakrztusiłam się kawą- Nic między nami nie ma- odparłam już nieco spokojniej.
-Kumplujemy się. To jest coś. Chyba nie powiesz mi, że myślałaś, że ty i ja...- parsknął śmiechem.
-Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
-Jasne, jasne- powiedział otaczając mnie ramieniem.
-Zabieraj tę łapę- skrzywiłam się, na co on zaczął rysować coś palcami po moim ramieniu. Przeszły mnie ciarki. Chyba to wyczuł, ponieważ zaczął przesuwać swoje palce w stronę mojej szyi. O nie, byle nie szyja! Opuszki jego palców delikatnie muskały mój kark.
-Przeczytałam ten dział chyba z 5 razy, wszystko umiem-powiedziałam do telefonu.
-A więc mi pomożesz? Super! Tylko bądź!- głos w słuchawce był naprawdę głośny- Aha, no i jutro wszystko mi opowiesz.
-Okej, okej, Roza ja muszę...
-Okej, to papatki!- rozłączyła się.
Poszłam umyć zęby. Spakowałam się i usiadłam z moją ulubioną książką na dużym parapecie z poduszkami. Zaczęłam czytać, tak się wciągnęłam, że nie zauważyłam, która godzina. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 5.30.
-Oh, świetnie, znowu nie spałam całą noc...
Za oknem było jeszcze trochę ciemno, ale zaskakująco ciepło. Poszłam wziąć szybki prysznic w nadziei, że nie obudzę cioci. Założyłam czarne rurki i szarą bluzę z kapturem. Wzięłam telefon, słuchawki i zeszłam na dół. Uf, nie obudziłam jej.
-Oh świetnie, nie wzięłam pieniędzy- mamrocząc do siebie znów poszłam do pokoju.
-Nigdzie ich nie ma! Cholera- syknęłam po cichu- Zostawiłam je w ramonesce. Świetnie, po prostu bomba!- zanim wyszłam z pokoju nabazgrałam na kartce, że lekcje zaczynam o 9, ale poszłam się przejść i niech się nie martwi. Ponownie zeszłam na dół i zostawiłam karteczkę w kuchni na blacie. Założyłam czarne trampki, wzięłam drobne i klucze z ramoneski i wyszłam. Oczywiście chciałam zachować ciszę, ale przecież jak to ja poobijałam się o drzwi, szafki, klucze kilkakrotnie spadły mi na panele. Innymi słowy, zrobiłam dużo hałasu.
-Fuck! Nie byłabym dobrą agentką- burknęłam do siebie wychodząc przez furtkę, którą przez przypadek kopnęłam.
Nie zastanawiając się już nad własną głupotą ruszyłam prosto do sklepu. Tak! 6.05, nie muszę czekać! Weszłam, wzięłam drożdżówkę, paczkę miętowych gum, zapłaciłam i wyszłam. Schowałam gumy do kieszeni, wsadziłam do uszu słuchawki i skierowałam się w stronę parku. W połowie drogi po mojej bułce została tylko papierowa torba. Eh, trzeba było wziąć dwie. Tuż za rogiem znajdowała się kawiarnia. Weszłam i kupiłam duże espresso na wynos. Pociągnęłam łyk gorącej kawy siedzą w parku na ławce.
-Tak, tego mi było trzeba.
-A wiesz, że gadanie do siebie, to pierwszy objaw schizofrenii.
-Hę?- odwróciłam się w stronę przybysza siadającego koło mnie- Och, to cudownie.
-Co tu robisz? Nie powinnaś spać o tej porze?- powiedział zadziornie.
-Nie, a ty nie powinieneś zająć się swoimi sprawami?- burknęłam.
-Demon!- chłopak przywołał swojego psa- No przecież zajmuję się swoimi sprawami- wskazał na biegnącego w naszą stronę ogromnego psa- Zresztą coś między nami jest.
-CO?!- zakrztusiłam się kawą- Nic między nami nie ma- odparłam już nieco spokojniej.
-Kumplujemy się. To jest coś. Chyba nie powiesz mi, że myślałaś, że ty i ja...- parsknął śmiechem.
-Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
-Jasne, jasne- powiedział otaczając mnie ramieniem.
-Zabieraj tę łapę- skrzywiłam się, na co on zaczął rysować coś palcami po moim ramieniu. Przeszły mnie ciarki. Chyba to wyczuł, ponieważ zaczął przesuwać swoje palce w stronę mojej szyi. O nie, byle nie szyja! Opuszki jego palców delikatnie muskały mój kark.
-Kas…- szepnęłam- O co ci właściwie chodzi?
-Hm?- zabrał rękę z mojej szyi.
-To teraz i wczoraj pod murem… Co… Dlaczego to
zrobiłeś?
-Sam nie wiem- odparł obojętnie.
-Bawisz się mną?- w mgnieniu oka stałam się dla
niego oschła.
-Nie wiem. Może. Nie, chyba nie. Dlaczego tak
myślisz?
-No bo wiesz… Znamy się dopiero dwa dni.
-Ta? A wydaje mi się, jakbyśmy znali się całe
lata.
-Wiem, że chciałbyś dłużej znać taką laskę jak
ja- zaśmiałam się.
-W sumie… Ta, chciałbym- uśmiechnął się- Dobra,
idę odprowadzić Demona idziesz ze mną?
-Pewnie, czemu nie- wstaliśmy i ruszyliśmy w
stronę domu Kastiela. W sumie, to on prowadził, bo nie mam zielonego pojęcia
gdzie mieszka. Szliśmy w ciszy.
-Powiedz… Miałeś już dziewczynę?
-Czemu cię to interesuje?
-Serio, jakaś dziewczyna z tobą wytrzymała?
-Haha, dziwi cię to?
-Trochę… Ale teraz jesteś sam?
-A co? Chcesz się ustawić w kolejce do bycia moją
dziewczyną?
-Co?! Nie! Nigdy w życiu! A nawet jeśli bym
chciała, to nie potrzebuję kolejki- puściłam mu oczko.
-Pffff…
Znów znaleźliśmy się pod szkołą. Przypomniała mi
się sytuacja z wczoraj, aż przeszedł mnie dreszcz podniecenia.
-O czym myślisz?- spytał po chwili.
-Nie, o niczym. Właśnie, gdzie ty właściwie
mieszkasz?
-Niedaleko- spuścił Demona za smyczy. Po około 3
minutach znaleźliśmy się naprzeciwko mojego domu.
-Eh, Kastiel… Mieliśmy iść do ciebie.
-No i idziemy- uśmiechnął się i wszedł przez
furtkę do domu naprzeciwko.
-Czekaj… Jesteś moim sąsiadem?!
-Hahahaha! Ale masz minę!- zaśmiał się otwierając
mi drzwi do domu.
-Ładny masz ogródek- powiedziałam wchodząc.
-Nie mój. Matki- zamknął drzwi- Idź do salonu ja
zaraz wrócę.
Weszłam przez długi beżowy korytarz. Na ścianach
znajdowały się płaskie kamienie. Robiły ogromne wrażenie. Naprzeciw mnie znajdowała się
duża, przestronna kuchnia. Po prawej stronie jeden schodek na dół, który prowadził do
salonu. Drewniana podłoga, na środku kremowa kanapa, która stała na białym puchatym dywanie. Naprzeciwko komoda z ciemnego drewna, nad nią
wisiał telewizor. Z prawej strony salonu stało parę roślin doniczkowych, jakieś
szafki i równo poustawiane kartony. Przed kanapą stał ciemnobrązowy stolik,
który był zawalony brudnymi szklankami, miskami, przeróżnymi opakowaniami po
zupkach chińskich, pizzach, zapiekankach.
Po lewej stronie kuchni znajdowały się schody w
górę i w dół. Zapewne na górze są pokoje, a na dole piwnica. Nie powiem, miałam
ochotę tam zajrzeć. W piwnicy można znaleźć zawsze jakieś skarby, ale nie takie
jak na strychu.
Udałam się do salonu i usiadłam wygodnie na
kanapie. Po chwili przyszedł Kas.
-Może pomóc ci to- wskazałam na stolik- ogarnąć?
-Przecież jest ogarnięte- skrzywił się. Pomrugałam
kilkakrotnie, po czym zaczęłam zbierać zaschnięte miski. Patrzył na nie jak na
idiotkę.
-No rusz się- szturchnęłam go wchodząc po
schodku. Chłopak niechętnie ruszył się w kierunku stolika. Mozolnie zaczął
zbierać papierki, kiedy ja wkładałam wszystko do zlewu.
-Wiesz, że tam jest zmywarka?
-Wiesz, że to jest tak zaschnięte, że zmywarka
tego nie domyje?- zaczęłam lać wodę dodając płynu do mycia naczyń- Masz gdzieś
druciaka?
-Co mam?- znów popatrzył na mnie jak na kosmitę.
-To taka druciana gąbka do mycia naczyń….
-Aaaa, w szafce nad zlewem- podziękowałam i
zaczęłam szorować. Kastiel powrzucał wszystkie opakowania i papierki do śmieci,
po czym uwalił się „zmęczony” na kanapę włączając telewizor. Ja mam odwalać
brudną robotę? O NIE!
-No chyba żartujesz kolego- krzyknęłam.
-Co znowu?
-Chodź tu i mi pomóż- na te słowa Kastiel zaczął
się głośno śmiać i rzucać po kanapie. Śmiał się tak głośno, że Demon zbiegł z
góry szczekając- Powiedziałam CHODŹ!- zmroziłam go wzrokiem. Po chwili się
uspokoił i podszedł do mnie. Wręczyłam mu ścierkę i mokrą miskę- Masz i
wycieraj.
-Kpisz sobie ze mnie?- zrobił wielkie oczy.
-Ani trochę- wyszczerzyłam się.
Zaczęliśmy wspólną „pracę”. Dużo rozmawialiśmy i
śmialiśmy się. Oczywiście nie obyło się bez chlapania się wodą. Ponieważ to ja
stałam bliżej kranu, to Kastiel był bardziej mokry ode mnie, z czego nie był
zadowolony. Po skończonej zabawie opadliśmy zmęczeni na kanapę. Pod naszymi
nogami ułożył się Demon.
-Elena?- spojrzałam na niego- Lubisz łaskotki?
-CO?!- natychmiast poderwałam się z miejsca- NIE!- zaczęłam uciekać, ponieważ czerwonowłosy postanowił mnie gonić. Uciekałam przed nim dobre 10 minut, aż wreszcie zatrzymałam się przy jednej z szafek ze zdjęciami. Wzięłam do ręki jedną z fotografii, która przedstawiała małego, szczęśliwego chłopca z rodzicami i psem.
-To ty i twoi rodzice?
-Ta, nienawidzę tego zdjęcia.
-Dlaczego?
-Bo nienawidzę tych ludzi i tyle- syknął i poszedł otworzyć drzwi, do których ktoś od dłuższego czasu się dobijał.
________________________________________________________________________
Okej, wiem, że trochę długo nie było nowego rozdziału, ale brak weny. Mam nadzieję, że rozdział się podoba oraz, że następny już niedługo (: