ROZDZIAŁ XI
Nie, to nie może być on… To niemożliwe!
Stałam około dziesięciu metrów od niego. Zadzwonił do mnie. Mój
dzwonek zabrzmiał. Wtedy chłopak się odwrócił. Zamarłam po raz wtóry.
-Elena?- zapytał machając telefonem. Skinęłam głową, nie mogąc
wydusić z siebie ani jednego słowa- Hej!- uśmiechnął się i szybkim krokiem do
mnie podszedł.
Dziesięć metrów ode mnie, pięć metrów ode mnie, dwa metry, pół metra.
Stał teraz przede mną wyższy o głowę. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
Wszystkie wspomnienia powróciły. Powróciły chwile, które spędzaliśmy razem,
nasze pocałunki, zabawy, a nawet kłótnie. Powrócił również najgorszy moment w
moim życiu.
-Pójdziemy się przejść?- spytał.
-Po co tu przyjechałeś?- zapytałam cicho. Chłopak nic nie
odpowiedział- Po cholerę tu przyjechałeś?!- powtórzyłam krzycząc.
-Chciałem cię zobaczyć.
-A może ja nie miałam na to ochoty?!
-Chcę ci wszystko wytłumaczyć!
-Co chcesz tłumaczyć? To jak zostawiłeś mnie niespełna trzy miesiące
temu?! To w jaki sposób to zrobiłeś?! Cholera, Ethan! Przypominasz sobie o mnie
dopiero teraz, przyjeżdżasz i myślisz, że wszystko będzie dobrze?! Otóż nie,
grubo się mylisz! Nic już nie będzie jak dawniej! Zraniłeś mnie, rozumiesz to?!
-Proszę cię, nie krzycz tak! Ludzie patrzą- dodał łagodnie.
Nienawidzę, gdy tak robił. Zawsze sprawiał, ze miałam do niego słabość. Ale nie
tym razem!
-Nie uciszaj mnie. Zachowałeś sie jak skończony dupek- warknęłam.
-Wiem, potraktowałem cię jak... Źle cię potraktowałem, dlatego
muszę ci to wszystko wytłumaczyć. Muszę...
-Ale tu nie ma nic do tłumaczenia. To co sie stało, już się nie
odstanie- skrzywiłam się i odwróciłam z zamiarem powrotu do domu.
-Ale ja cie nadal kocham!- krzyknął.
Stanęłam zszokowana. Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu mówiąc- Nadal cie kocham Eleno... Nie mogę przestać o tobie myśleć...
W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Co jeśli kłamie? Lub co gorsza... Co jeśli mówi prawdę?
-Proszę cię... Możemy porozmawiać?- odwróciłam się do niego twarzą.
-Pewnie- powiedziałam z bladym uśmiechem na twarzy.
Szliśmy w ciszy. Narastającej, stresującej ciszy. Doszliśmy do jednej z ławek.
-Chcesz usiąść?- zapytał, a ja skinęłam głowa- No więc... Nie wiem jak zacząć.
-Może od początku?- podsunęłam.
-No tak... Przepraszam. Przepraszam cie. Ale gdy powiedziałaś... Gdy powiedziałaś mi, że wyjeżdżasz... Nie mogłem znieść myśli, że będziesz daleko ode mnie, rozumiesz? Świadomość, że nie będzie cie tu, przy mnie, doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie potrafiłem- jęknął- Po prostu nie. Wiem, jestem tchórzem i skończonym dupkiem. Ale proszę cię, wybacz mi... I... Myślisz, że może nam się znowu udać?- jego ostatnie zdanie zbiło mnie z tropu.
-Czy ty właśnie prosisz mnie o chodzenie?
-N-no tak.
-Czy ty siebie słyszysz człowieku?!- krzyknęłam wstając z ławki- Czy ty do cholery wiesz przez co ja przeszłam przez te trzy miesiące?! To jak ja się czuje, to już cie nie obchodziło! Miałeś to w dupie! Nie! A może ja mam kogoś? Kogoś kto mnie kocha... Kogoś kto cały czas jest przy mnie... Kogoś kto mnie nie rani- mówiąc te słowa, cały czas miałam przed oczyma obraz Kastiela.
-A masz kogoś?- spytał głosem pełnym smutku.
Nie odpowiedziałam. Chłopak wstał i mocno mnie przytulił. Zdziwiło mnie to bardzo.
Poczułam się jak kiedyś, kochana przez niego, taka bezpieczna w jego ramionach, poczułam się coś warta. W jednej chwili przypomniało mi się jak mnie potraktował. Odskoczyłam od niego jak poparzona ze łzami w oczach.
-Nie zbliżaj się do mnie więcej!- powiedziałam łamiącym się głosem i wybiegłam z parku. Usłyszałam za sobą tylko: "Nie odpuszczę!".
Nie czekając na dziewczyny, pognałam prosto do domu.
Stanęłam zszokowana. Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu mówiąc- Nadal cie kocham Eleno... Nie mogę przestać o tobie myśleć...
W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Co jeśli kłamie? Lub co gorsza... Co jeśli mówi prawdę?
-Proszę cię... Możemy porozmawiać?- odwróciłam się do niego twarzą.
-Pewnie- powiedziałam z bladym uśmiechem na twarzy.
Szliśmy w ciszy. Narastającej, stresującej ciszy. Doszliśmy do jednej z ławek.
-Chcesz usiąść?- zapytał, a ja skinęłam głowa- No więc... Nie wiem jak zacząć.
-Może od początku?- podsunęłam.
-No tak... Przepraszam. Przepraszam cie. Ale gdy powiedziałaś... Gdy powiedziałaś mi, że wyjeżdżasz... Nie mogłem znieść myśli, że będziesz daleko ode mnie, rozumiesz? Świadomość, że nie będzie cie tu, przy mnie, doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie potrafiłem- jęknął- Po prostu nie. Wiem, jestem tchórzem i skończonym dupkiem. Ale proszę cię, wybacz mi... I... Myślisz, że może nam się znowu udać?- jego ostatnie zdanie zbiło mnie z tropu.
-Czy ty właśnie prosisz mnie o chodzenie?
-N-no tak.
-Czy ty siebie słyszysz człowieku?!- krzyknęłam wstając z ławki- Czy ty do cholery wiesz przez co ja przeszłam przez te trzy miesiące?! To jak ja się czuje, to już cie nie obchodziło! Miałeś to w dupie! Nie! A może ja mam kogoś? Kogoś kto mnie kocha... Kogoś kto cały czas jest przy mnie... Kogoś kto mnie nie rani- mówiąc te słowa, cały czas miałam przed oczyma obraz Kastiela.
-A masz kogoś?- spytał głosem pełnym smutku.
Nie odpowiedziałam. Chłopak wstał i mocno mnie przytulił. Zdziwiło mnie to bardzo.
Poczułam się jak kiedyś, kochana przez niego, taka bezpieczna w jego ramionach, poczułam się coś warta. W jednej chwili przypomniało mi się jak mnie potraktował. Odskoczyłam od niego jak poparzona ze łzami w oczach.
-Nie zbliżaj się do mnie więcej!- powiedziałam łamiącym się głosem i wybiegłam z parku. Usłyszałam za sobą tylko: "Nie odpuszczę!".
Nie czekając na dziewczyny, pognałam prosto do domu.
Zamknęłam drzwi i stojąc na środku korytarza, wrzasnęłam. Po
dłuższej chwili wrzasków, udałam się do łazienki i ochlapałam swoją twarz
lodowatą wodą. Powlekłam się do salon i zmęczona opadłam na poduszki. Leżałam i
analizowałam całą tę sytuację, która miała niedawno miejsce. Z rozmyślań wyrwał
mnie dzwonek do drzwi.
Tobby- pomyślałam i zerwałam się z miejsca.
-Witaj kochana!- przywitała się blondynka z jakimś szkrabem na
rękach.
-Tobby?- spytałam, wpuszczając ich do środka i uśmiechając się do
malca.
-Tak, tak- pogłaskała chłopczyka po włosach- Mogłabyś?- podała mi
go- Tak więc, tutaj masz jego ubranka, pieluchy, zupki, chusteczki i tak dalej-
położyła torbę na ziemi- Ach, zabawki też tam są Przepraszam, ale bardzo się z
mężem spieszymy, więc proszę- dała mi kartkę- masz tutaj wszystko rozpisane, w
razie potrzeb jest tu mój numer. Dzwoń zawsze kiedy będzie potrzeba! My wracamy
w niedzielę wieczorem. Okej… Na pewno sobie poradzisz?
-Tak, na sto procent- uśmiechnęłam się.
-No dobrze… No to papa- ucałowała syna, pomachała i wyszła.
-Okej Tobby- zwróciłam się do dziecka, które teraz bawiło się
moimi włosami- Teraz zajmie się tobą ciocia Elena- połaskotałam go po brzuchu.
Wzięłam torby z podłogi i zaniosłam je do salonu. Usiadłam na
kanapie. Posadziłam malca na kolana i wzięłam listę do ręki.
-Okej, okej, co my tu…- przeczytałam całą listę dwa razy- No to
co? Jemy?
Wstałam i wzięłam niebieskookiego blondyna na ręce. Chwyciłam
torbę i poszłam do kuchni. Usadowiłam małego na dużym blacie, a torbę na stole.
Otworzyłam ją.
-Co?- stałam i patrzyłam w głąb torby- To są jakieś żarty, prawda?
Jak mogła zapomnieć o jedzeniu dla własnego dziecka…
Zajrzałam do lodówki. Pustka.
No tak, dzisiaj miałam zrobić zakupy- pomyślałam i palnęłam się w
czoło. Zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Witaj Elenko, jak tam z Tobby’m? Nie płacze?
-Nie, jest grzeczny. Stało się coś?
-Nie, po prostu zapomniałam ci powiedzieć, że na tarasie
zostawiliśmy spacerówkę Tobby’ego.
-Och, to super. Właśnie Care…
-Co jest? Coś nie tak?!
-Zapomniałaś spakować jego jedzenia- parsknęłam śmiechem- Jest
wszystko, ubranka, pieluchy, chusteczki, zabawki, ale jedzenia brak.
-Boże! Przepraszam cię Elenko, przepraszam!
-Spokojnie, coś wymyślę. I tak miałam dziś zrobić zakupy, więc
kupię tę zupki, tak?
-Tak, on je zupki, nawet sama możesz ugotować jakąś zupę, owoce,
warzywa, chleb, bułki. On uwielbia jeść- zaśmiała się.
-Okej, to damy sobie radę.
-Na pewno? Pamiętaj, jakby coś się działo, to dzwoń.
-Na pewno. Tak, tak, pamiętam.
-No dobrze… To do usłyszenia. Papa!
-Paa!- rozłączyłam się- Okej, więc albo idziemy do sklepu albo
oboje głodujemy?- mały popatrzył się na mnie, po czym się zaśmiał- Tak, je też
wybieram sklep- również się zaśmiałam i wzięłam go na ręce.
Ruszyłam w stronę drzwi. Posadziłam małego na podłodze i szybko
wprowadziłam wózek do domu. Oczywiście zanim to zrobiłam poobijałam się o
wszystko co było możliwe.
Wzięłam powrotem chłopca na ręce.
-Masz ochotę na wyprawę do sklepu? Ja też nie, ale chyba nie
chcemy się głodzić, nie? Dobra, ciocia zostawiła nam pieniążki- odsunęłam je od
dziecka.
Ktoś zadzwonił dzwonkiem.
-A kto to przyszedł?- powiedziałam do chłopczyka. Podeszłam do
drzwi i otworzyłam je szeroko.
-Więc, mam film, piwo, zamówimy pizz… A co TO jest?
-Hej, całkiem niezłe powitanie, dzięki- blondyn zaczął się śmiać i
wyciągać ręce w stronę chłopaka- Chyba cię polubił- zaśmiałam się.
-Nie mówiłaś, że masz dziecko- skrzywił się.
-Kastiel!- walnęłam go w ramię.
-Aaaaa, czyli to nie twoje?- zaśmiał się.
-Nie, nie mam dziecka i nie jestem w ciąży…
-A chciałabyś?- zapytał nadal się uśmiechając.
-Idiota! Czego chcesz?- fuknęłam.
-Na początku? Chciałbym, żebyś mnie wpuściła.
-A magiczne słowo?
-Abrakadabra?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Wchodź- wpuściłam go do środka.
-Okej, więc mamy do wyboru komedię, horror, horror, komedię, jakiś
badziewny dramat, melodramat, komedię romantyczną, horror, horror i jeszcze
horror. Na co masz ochotę?- podniósł wzrok na mnie?
-Na nic?- wskazałam na dziecko.
-No co? Chyba nie wybierzesz tego- wskazał na małego- zamiast tego-
wskazał na siebie, uśmiechając się szeroko.
-Czekaj, niech się zastanowię… Wybieram jego- spojrzałam na
chłopczyka, który się zaśmiał i zaczął ciągnąć mnie za włosy.
-HAHAHA, jesteś pewna, że wybierasz jego? Jak on się w ogóle
nazywa?
-Tobby- odsunęłam głowę od jego rąk- Chociaż… Możesz zostać,
pomożesz nam.
-C-co?!- zakrztusił się powietrzem.
-Nie rób takich oczu! On już polubił wujka Kastiela.
-Ty tak na poważnie?
-A dlaczego nie?
-A co z tego będę miał?
-Satysfakcję, że nam pomożesz?- wyszczerzyłam się.
-Dorzuć coś jeszcze.
-Obejrzę z tobą jeden- popatrzył na mnie z litością- no dobra, dwa
filmy.
-Okej, co to w ogóle za dziecko?
-Sąsiadki, Caroline.
-Aaa, ta. I na ile to coś tu zostaje?
-Do niedzieli wieczora, a co?
-No wiesz- zaśmiał się uwodzicielsko- Kazałaś mi pomóc, nie?-
przytaknęłam- Czyli na noc też zostaję!- zaśmiał się i rzucił na kanapę.
-C-co?! Na noc możesz wracać do siebie!
-Mogę, ale nie muszę.
-Śpisz w wannie- burknęłam siadając koło niego.
-A ty razem ze mną?- zapytał unosząc jedną brew.
-Mieszasz sny z rzeczywistością. A teraz masz zadanie-
uśmiechnęłam się.
-Jakie?- przybliżył się do mnie.
-Pójść na zakupy- zaśmiałam się w niebo głosy widząc jego minę.
Tobby mi zawtórował.
-Chyba sobie żartujesz…
-Dlaczego miałabym żartować?
-Co mam kupić?
-Kupisz jakieś owoce, warzywa, coś do picia, jakieś chrupki
kukurydziane, kup mi jakieś słodycze… Acha! No i zupki w słoiczku. Tak z sześć-
parsknęłam śmiechem.
-Nie ma mowy- uciął.
-Tak? To dowidzenia- uśmiechnęłam się.
-Nienawidzę cię- jęknął.
-Masz tu pieniądze- wręczyłam mu gotówkę- I przychodź jak
najszybciej- wyszczerzyłam się.
Kastiel wyszedł, a ja włączyłam Tobby’emu jakieś bajki. Sama
zaczęłam wypakowywać rzeczy z torby i układać je na półce. Gdy skończyłam,
usiadłam koło chłopca i razem z nim oglądałam bajkę. Po około dwudziestu
minutach wrócił Kastiel.
-Co kupiłeś?
-Produkty spożywcze- warknął.
-Co masz takie świetny humor?
-Spojrzenia i komentarze tych starych bab, kiedy biorę te cholerne
zupki dla tego bachora!- wrzasnął.
-Zamknij się! Jak masz zamiar się tak wydzierać, to wynocha na
dwór. Tam możesz się drzeć do woli.
-Sory…
-Swoją drogą… To musiało naprawdę zabawnie wyglądać- parsknęłam
śmiechem.
-Taaaaak, do tego jak gadają, że jakiś młody tatuś.
-Żartujesz…- powiedziałam poważnie, po czym mało co nie popłakałam
się ze śmiechu.
-Tak, tak, śmiej się, a
pożałujesz.
-Mhmmm… No dobra- udałam, że wcieram łzę z oka- Co kupiłeś?
-Brokuła, marchewki, pomidory, ogórki, jabłka, banany, mandarynki,
te cholerne zupki, chrupki, chipsy, popcorn, czekolady, piwo, soki, chleb i
bułki.
-Łooooł! Piwo?
-No tak. Piwo.
-Mamy dziecko.
-My mamy?
-Dobrze wiesz o czym mówię- fuknęłam.
-Tylko się z tobą droczę. Właśnie… A co ze szkołą?
-Nie idę- odparłam, wypakowując rzeczy z torby.
-Wagary?
-Obowiązki domowe- zaśmiał się- Ty nie wiesz co to takiego nie?
-Jak to nie? A myślisz, że czemu tak często mnie nie ma?
-No wiesz, po tym co widziałam u ciebie w domu… Stwierdzam, że nie
wiesz.
-Mam psa. To też tak jakby mieć dziecko- udał urażenie.
-Nie rozśmieszaj mnie! Dziecko, a pies to różnica.
-Jednym i drugim musisz się zajmować- powiedział podchodząc do
mnie.
-Co robisz?- spytałam, gdy przegniótł mnie do szafki swoim ciałem.
-Stoję.
-I?
-I się opiekuję.
-Kim?
-Tobą- pocałował mnie delikatnie- Mogę się opiekować tobą całe
życie- pocałował mnie po raz kolejny.
-Może- wyrwałam się z jego objęć- zamiast mnie, teraz zajmij się
Tobby’m.
-To dziecko we wszystkim przeszkadza- jęknął.
-Zmienisz zdanie, jak będziesz miał swoje.
-Nie będę miał.
-Dlaczego?
-Bo nie chcę. Dzieci to same problemy.
-Też byłeś dzieckiem- palnęłam i od razu pożałowałam swoich słów-
Nie, nie chodziło mi o to. Chodziło mi raczej, że i ty i ja i wszyscy…
-Dobra, czaję.
-Naprawdę przepraszam. Właściwie… To… Możesz podać mi jedną
zupkę?- powiedziałam cicho i odwróciłam się do niego plecami.
-Masz- podał mi.
Ugrzałam zupkę i zaczęłam karmić Tobby’ego. Niestety po kilku
łyżeczkach nie chciał jeść.
-Cholera, mógłbyś mi pomóc, a nie tylko stoisz i się gapisz-
sapnęłam.
-Ja się świetnie bawię oglądając to widowisko!
-HAHA, jak mi zaraz nie pomożesz, to pożałujesz.
-Już się boję- ponownie się zaśmiał.
Wreszcie po wielu moich prośbach pomógł mi w karmieniu dziecka.
Gdy zjadł, usnął momentalnie. Położyliśmy go na drugim końcu łóżka.
-To co? Oglądamy jakiś film?- zaproponował.
-Chętnie. Ty włącz, a ja idę po coś do jedzenia.
Wzięłam z kuchni trzy paczki chipsów, dwie paki popcornu i trzy
soki.
-Kupiłem aż tyle?
-Nie, zapomniałam, że mam jeszcze „awaryjną szufladę”- zaśmiałam
się.
-A gdzie moje piwo?
-O nie mój drogi, nie będziesz pił jak jest tutaj dziecko.
-A jak go tutaj nie będzie?- zaśmiał się psychopatycznie.
-Nawet o tym nie myśl.
-No dobra, dobra. Jak chcesz film?
-Mam ochotę na jakiś dramat romantyczny. Mówiłeś, że masz jakiś
nie?
-Robisz mi to na złość?
-Nie, po prostu nie chcę obudzić Tobby’ego.
Kastiel włączył film, ja pootwierałam wszystko, zabierając przy tym
całą jedną paczkę popcornu dla siebie.
-A ja to co?- oburzył się.
-Masz drugą… Chociaż nie, ja ubóstwiam popcorn!
-Wiesz, że to nie fair? Ale dobra, masz popcorn, a ja mam chipsy.
-Ej! Ale ja mam tylko dwie paczki, a ty aż trzy!
-Trudno…- wsadził jednego chipsa do buzi.
-No dobra, możesz- burknęłam i oparłam się o jego prawe ramię.
-Co robisz?- zapytał z uśmiechem.
-Nic. Oglądam film i opieram się o ciebie.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i objął mnie ramieniem, tak, że teraz moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej.